5 sty 2017

Lottie DO Red'a

Zwinęłam się w kokon z pościeli, oddzielając się tym samym od zła świata na zewnątrz. Nie miałam pojęcia, co teraz zrobić – nie miałam żadnej książki, żadnego odtwarzacza muzyki, ani nawet batona, by zająć sobie czas delektowaniem się jego smakiem. Nic, zupełnie nic.
- Lottie? – usłyszałam chrapliwy, męski głos za sobą, u wejścia do namiotu – Lottie? – mężczyzna wszedł do środka, więc prędko i strachliwie się obróciłam.
- … Tak? – odpowiedziałam cicho, widząc przed sobą Pika. Uśmiechał się delikatnie, usiadłszy na krawędzi miękkiego materaca.
- Coś ci jest? – główny motyw jego odwiedzin został najwyraźniej przysłonięty jego troską o moje samopoczucie. Zmusił mnie do spojrzenia na siebie, najpewniej chcąc zdemaskować jakieś łzy, cień łzy, cokolwiek, co potwierdziłoby jego hipotezę; nie stało się to jednak, bo od dawna nie płakałam.
- Nic mi nie jest. – odchrząknęłam, marszcząc lekko brwi. Przytuliłam swe kolana do klatki piersiowej, kuląc się jeszcze bardziej.
- … No dobrze, rozumiem. – wymamrotał – W każdym razie, przyszedłem tu po to, by przekazać ci, że Gatta już skończyła trening, a twoje zwierzaki są wolne. Zaopiekuj się nimi, resztę dnia już są wolne, więc… Więc chyba ci to pasuje.
- Taaak… - odparłam, próbując zamaskować swą radość, która aż rozpierała mnie od środka – Pójdę tam zaraz. Dzięki.
Nastała dziwaczna cisza, więc Pik wstał ostrożnie wstał.
- To na razie. – ujrzałam jeszcze uśmiech na jego twarzy, po czym zniknął.
Od razu się zebrałam, pościeliłam moje łóżko i skierowałam się do wyjścia. Nie mogłam powstrzymać się przed uśmiechem, gdy szłam do odpowiedniego namiotu. Gdy wreszcie dotarłam na miejsce, zastałam tam jedynie Margo, jedną z wilczyc, która leżała sobie wygodnie przy jednym z siedzeń.
- Chodź, malutka. – zacmokałam do niej, by podeszła. Zwierzę wstało i przytruchtało do mnie, domagając się pieszczot. Przypięłam mu smycz i wyszłam z namiotu, gdyż uznałam, że warto byłoby pooglądać treningi innych ludzi. Podeszłam do pierwszego lepszego namiotu i wychyliłam lekko zza niego głowę, by zajrzeć, kto jest w środku. Jakiż był mój zachwyt, gdy ujrzałam jakiegoś chłopaka… tańczącego z ogniem? Nie powiem, wyglądało to co najmniej zjawiskowo, więc zapatrzyłam się na te wyczyny, zazdroszcząc bardzo tej osobie talentu. Zamyśliłam się tak, że nie zauważyłam, gdy skończył, a co za tym idzie – zauważył mnie. Odwrócił się i, z początku lekko zdumiony, uśmiechnął się do mnie serdecznie.
O, Boże.
Chłopak się do mnie uśmiechnął.
Westchnęłam cicho i z niedowierzaniem, po czym zniknęłam z jego oczu. Nie uciekłam nigdzie jednak, tylko zsunęłam się na ziemię pod ścianą namiotu. Ktoś się do mnie uśmiechnął. C h ł o p a k. Tyle wrażeń na dzisiaj.
- … Hej? – usłyszałam przywitanie tuż obok siebie. Odwróciłam szybko głowę i pożałowałam, że jednak nie uciekłam, gdzie pieprz rośnie.
- Czeeeść… - uśmiechnęłam się nieśmiało, wstając. Po chwili jednak zorientowałam się, że to nie był dobry pomysł. Pewnie już pomyślał, że jestem gruba i dziwna, ach!
- To ty obserwowałaś mój trening? – zapytał przyjaźnie, co mnie zdziwiło… Może jednak nie pomyślał o mnie aż tak źle?
- Tak, to ja… Przepraszam. – wymamrotałam cicho, podnosząc na niego moje duże oczy.

< Red? Idk, co ja naskrobałam >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz