4 sty 2017

OD Szakala

Siedziałam nad ranem z kubkiem kawy przed swoim namiotem. Brzask był chłodny, okryłam się szarym, milusim kocykiem i obserwowałam cyrkowców. Rannych ptaszków była garstka. Reszta wybudzi się potem. Wypiłam ostatni łyczek i schowałam się w namiocie przed promieniami porannego słońca. Jeszcze przed snem zamierzałam poczytać jedną książkę. Jednak po całonocnym treningu, nawet kawa mi nie pomagała. Gdy tylko moja głowa dotknęła poduszki zasnęłam, by obudzić się przed kolacją. Jednak mniej więcej w porze obiadu do mojego pokoju wdarł się mężczyzna, wpuszczając niemiłosiernie jasne światło do namiotu.
- Czego chcesz, Dague... -wymamrotałam.
- Za mało się integrujesz z resztą.
- Nieprawda... integruję się z tobą - uchyliłam powieki.
- Koniec z nocnymi treningami, Rób to za dnia - wyciągnął mnie z łóżka. - A teraz wypadało by poznać nowe osoby...
- Nienawidze słońca, nienawidze dnia - marudziłam, gdy postawił mnie przed moim namiotem.
- No idź... obserwuję cię. i Nie próbuj żadnych sztuczek
Pierwszego dnia jak babcia mnie przyprowadziła, Dague ''zaadoptował mnie jak kota''. Zafascynowały go moje zdolności. mimo że sam z iluzją i magią nie miał za wiele wspólnego.
Podeszłam do pierwszej lepszej, aktualnie samej, osoby.
- Witaj, jestem Szakal - powiedziałam. - prowadzę tryb życia, unikając światła słonecznego, który drażni moje oczy, dlatego możesz mnie nie znać.
Beznadziejne przywitanie, ale przynajmniej to zrobiłam.

<Ktoś?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz