23 wrz 2017

Le Bleuet CD Midas

Nie wiem czemu, ale... czułem, że nie jestem sobą, a przynajmniej to, że nie jestem do końca stopami na twardej ziemi. Moja dusza lewitowała gdzieś w przestrzeni, a rozum kompletnie się poddał, nie mając zamiaru niczego analizować i nad niczym rozmyślać. To i tak nie zmieniało faktu, że cały mój organizm był wykończony. Bodźce docierały do mnie w zwolnionym tempie, obraz się rozmazywał, dźwięki stawały się szumem. Chodziłem jak w jakimś transie, chcąc już oddalić się w krainę Morfeusza. Trzymałem rękę Midasa, ufałem mu na tyle, że pozwoliłem mu się prowadzić najpierw przez zacienione zarośla lasu, a potem przez ścieżki wesołego miasteczka. Kiedy chłopak wspomniał o powrocie, zdecydowanie byłem na tak. Pokiwałem tylko nieprzytomnie głową.
- Wracajmy już – mruknąłem przyciszonym i nie do końca zrozumiałym głosem. Czułem się coraz gorzej. Nogi mi się trzęsły i były jak z waty, jakbym miał zaraz się przewrócić. Ucisk dłoni również z każdą chwilą stawał się coraz lżejszy. Długowłosy zauważył to od razu i zatrzymał się. Nachylił się nade mną.
- Ed...skarbie. Co Ci jest? - spytał. Widziałem go powoli jak przez mgłę, oczy same zaczynały mi się zamykać. Nie miałem siły ich otwierać.
- Nie zasypiaj, Ed... nie zasypiaj... - mówiłem do siebie w myślach, ale jak mógłbym nie zasnąć niesiony w ramionach złotookiego. Jak tylko poczułem, że nie stąpam po twardej ziemi, zasnąłem.

Obudziły mnie czyjeś delikatne, namiętne pocałunki. Uśmiechnąłem się lekko pod nosem na to uczucie, mimo że większą częścią świadomości byłem jeszcze we śnie. Potem doszło jeszcze miłe mruczenie prosto do ucha. To już dostatecznie mnie rozbudziło. Zachichotałem na kolejny pocałunek.
- Monty... nie wiedziałem, że umiesz mruczeń jak kotek – powiedziałem, mając jeszcze zamknięte oczy. Gdy je otworzyłem moim oczom ukazał się wielki kot, a konkretniej to tygrys. Na początku z przerażenia nie wiedziałem, co robić, jednak po kilku krótkich chwilach rozpoznałem ów stworzonko.
- Aurum... - szepnąłem drżącym głosem, bardzo wystraszony. W końcu... leżałem z drapieżnym kotem w jednym łóżku. Ja wiem, że kiedyś był taki lew, co z nim spałem i nie zrobił mi krzywdy, ale... nigdy nie wiadomo, co kryje się w umyśle zwierząt. Nic złego się jednak nie wydarzyło. Tygrysica patrzyła na mnie życzliwie, bez cienia agresji. Świadoma, że już wstałem, przeniosła swój wielki łeb i przednie łapy na moje ciało i zaczęła się łasić. Dosłownie jak domowy kot. Uśmiechnąłem się szczerze na ten przyjemny widok. Bardzo lubiłem zwierzęta i uwielbiałem to, jak one mi ufały. Z chęcią zacząłem głaskać i drapać dużego kociaka. Po kilku minutach po namiocie rozniosło się głośne mruczenie dużego kota domowego. Oczywiście od razu się zorientowałem, że nie jestem w swoim namiocie ani w swojej kanciapie. Byłem w domku Midasa. Wokół panował ład i porządek, a także przyjemny zapach, który za każdym razem ciągnął się za magikiem. Był na jego ciele, ubraniach i włosach wprawiając mnie za każdym razem w przyjemne dreszcze.
Już dobre pół godziny leżałem z Aurum w łóżku i właśnie drapałem ją za uszkiem, kiedy nagle potężna ręka zarzuciła się na ciało tygrysa. Ja bardzo się wystraszyłem. Wkoło panował zbyt wielki spokój, dlatego nawet lekkie podniesienie się kotary namiotu mogło nabawić mnie zawału serca. Wzdrygnąłem się na ten ruch, ale u tygrysa nie zauważyłem żadnej reakcji świadczącej o strachu. Odwróciłem się w lewą stronę i zauważyłem kilka kosmyków białych włosów wystających spod kołdry. Spod niej zaraz wychylił się Midas z chytrym uśmiechem na twarzy.
- Ty głupku! - zacząłem – Wystraszyłem się – na te słowa mężczyzna uśmiechnął się z satysfakcją. Ja po chwili się roześmiałem. To była zabawna sytuacja. Poza tym... uśmiech mojego przyjaciela, a od niedawna również partnera, był widokiem tak cudownym, że nie dało się chociaż lekko nie uśmiechnąć.
- Widzę, że już przeszedłeś chrzest – dodał z nutką rozbawienia – Zostałeś przyjęty jako członek stada – dodał. Spojrzałem na uroczego tygrysa i przytuliłem się do jej ciepłego futra. Dla osoby trzeciej takie słowa mogłyby być dziwne, ale dla mnie były tak samo ważne, jak " Kocham Cię " z ust Midasa. Jego pupil również był dla mnie ważny. Nigdy nie opuszczała go na krok, a co ważniejsze... była wobec mnie pokojowa, mimo iż zapewne domyślała się dzięki swojej intuicji, że razem z jej właścicielem jesteśmy partnerami również w ekosystemie... tak jakby. Wniosek z tego taki, że zaakceptowała mnie, a to było dla mnie naprawdę bardzo ważne. Tak ważne, jak dla macochy powinna być akcptecja dziecka swojego partnera.
- A tak poza tym to dzień dobry – powiedział Montgomery, podniósł się na łokciach i pocałował mnie w policzek.
- Dzień dobry, skarbie – odpowiedziałem krótkim całusem w usta.
- Jesteś głodny? - zapytał.
- Jak wilk – odpowiedziałem z radością. Jasnowłosy podniósł się z łóżka i skierował do małej kuchni. Nie wiele namiotów miało własne kuchnie. Wyjątkiem były te, w których mieszkało więcej niż pięć osób no i oczywiście namioty mistrzów. Zwykle reszta cyrkowców chodziła do wspólnej kuchni.
- Co powiesz na jajecznicę? - spytał.
- Mniam mniam – odpowiedziałem i zachichotałem. Mężczyzna odwrócił się w moją stronę i obdarował lekkim uśmiechem. To mi wystarczyło, by wiedzieć, że moja reakcja dodała mu dobrego humoru. Czy wspomniałem, że był bez koszulki? Możliwe, że nie, ale w istocie tak było. Miał na sobie jedynie spodnie piżamowe. Obserwowałem go, jak krząta się przy kuchni. Jego ciało było takie atrakcyjne. Nie rozumiałem, dlaczego do tej pory nikt na niego nie zapolował. Był taki przystojny! Miałbym gdzieś jakieś przemiany w złoto czy nie wiadomo jeszcze co. Brałbym póki ciepły. Ano! Zapomniałem... przecież obydwie rzeczy już zrobiłem. Patrzyłem na niego cały czas, tym razem już nie z pożądaniem, ale... z podziwem. Ruszał się jak szlachcic. Każdy krok miał wyważony, prostą postawę i zgrabne ciało. No i te włosy... strasznie do niego pasowały. Nikt nie wyglądał w długich włosach tak męsko jak on.
- Co ty mnie tak mierzysz, co? - zapytał z nutką żartu w głosie. Uśmiechnąłem się rozbawiony.
- A co? Nie mogę się przyglądać, jak mój chłopak krząta się zgrabnie po kuchni bez koszulki? - odpowiedziałem pytaniem na pytanie.
- Oczywiście, że możesz – odpowiedział. Od kiedy to wszystko się wydarzyło, głos magika zmienił się. Był taki miękki i czuły. Owszem... przedtem jak tylko się przyjaźniliśmy również był łagodny i miły dla ucha, ale... wtedy czułem w nim też miłość. Tak jakby mówił do najdelikatniejszej lalki z porcelany, której mógłby zaszkodzić najmniejszy nawet krzyk czy dźwięk ironii.
Po chwili po namiocie rozniósł się cudowny zapach jajecznicy na maśle z dodatkiem bekonu. Już od samego aromatu zaburczało mi w brzuchu. Również Aurum wyczuła ten interesujący zapach, podniosła się z łóżka i skierowała w stronę swojego pana. Usiadła przy jego nogach obserwując jego poczynania. Ja również się podniosłem i dopiero, kiedy kołdra zjechała z mojego ciała, poczułem chłód. Też byłem bez koszulki i w piżamowych spodniach, które były na mnie co najmniej o rozmiar za duże. Zaraz jednak przyzwyczaiłem się do spadku temperatury. Opuściłem łóżko i podszedłem do mężczyzny, który już przekładał śniadanie na talerze. Objąłem do od tyłu i oparłem głowę o jego plecy.
- Och, Edziu... - westchnął magik – Nie rozpieszczaj mnie tak – dodał, na co ja się zaśmiałem. Uwolniłem go ze swoich objęć i pomogłem w nakrywaniu stolika. Przeniosłem przyprawy i herbatę, a jasnowłosy talerze z jedzeniem. Kiedy już zasiedliśmy do wspólnego posiłku zauważyłem, że moja porcja jest wyraźnie większa od jego. Jeśli oddawał mi już większość jedzenia to znaczy, że to prawdziwa miłość. Zabrałem się z ochotą do pałaszowania.
- Czemu mnie tak obserwujesz? - zapytałem, kiedy poczułem na sobie wyraźnie jego wzrok.
- A co? Nie mogę obserwować swojego chłopaka, jak słodko pałaszuje jajecznicę bez koszulki? - zapytał z chytrym uśmieszkiem. Na moją twarz zaraz wypłynął uśmiech i fala rumieńców.

< Midas? :3 Nic szczególnego nie napisałam, ale zawsze możesz wymyślić nam kolejną przygodę :* >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz