24 wrz 2017

Midas CD Le Bleuet

Monty zmrużył oczy z zadowoleniem, obserwując leniwie Edwarda. Czuł się świetnie, a dzień zapowiadał się nad wyraz dobrze. Co więcej, z całą pewnością mógł przywyknąć do takich poranków. Aurum otarła się niecierpliwie o jego nogi, przypominając o swojej jakże ważnej obecności.
Długowłosy dokończył śniadanie i wstał, żeby nakarmić swoją zwierzęcą towarzyszkę. Chwilę potem wielki kot pałaszował z dużej, metalowej miski swoje śniadanie, pomrukując przy tym z nabożnym zadowoleniem.
- Jakieś plany na dzisiaj? – zagadnął Midas, przeciągając się i zerkając na krawca. Chłopak wzruszył ramionami, a zaraz potem uśmiechnął się lekko.
- Mam do skończenia dwie sukienki – powiedział. Montgomery pokiwał głową, niechętnie rozglądając się za jakąś czystą koszulą.
- Ja powinienem poćwiczyć – stwierdził. Edward oparł policzek o rękę.
- Jeśli poćwiczysz popołudniem, to będę mógł przyjść, popatrzyć – zaproponował, na co Midas uśmiechnął się mimowolnie. Takie rozwiązanie jak najbardziej mu pasowało, w końcu wygodniej ćwiczyło się pokaz magiczny, mając przy sobie publikę.
~~~
Arena cyrku akurat była wolna, co Midasowi było jak najbardziej na rękę. Aurum truchtała za nim, a zaraz potem wyprzedziła go, aby zrobić obchód wokół znajomego terenu. Zatoczyła leniwe kółko po arenie, zlustrowała wzrokiem miejsca dla publiczności i wróciła do nóg swojego właściciela, nie znajdując w okolicy niczego ciekawszego. Edward zjawił się mniej więcej piętnaście minut później, obdarzając Monty’ego słodkim uśmiechem. Zajął miejsce naprzeciwko długowłosego, przy okazji wołając do siebie tygrysicę. Ta w odpowiedzi zamruczała głośno, ale nie podniosła się, wygodniej rozkładając się na ziemi. Midas parsknął na ten widok.
- Ktoś tu ma leniwy dzień – skwitował.
Zaraz potem rozpoczął swoje ćwiczenia, na pierwszy ogień pokazując proste, kuglarskie sztuczki, a dopiero potem te bardziej zaawansowane, kręcące się przeważnie wokół jego złotej mocy.
Ed pochylił się lekko do przodu, obserwując go z uśmiechem i uwagą. Obydwaj przeoczyli moment, kiedy do wielkiego namiotu cyrkowego wśliznęła się po cichu trzecia osoba. Zaalarmowała ich dopiero Aurum, która wyczuła obcą obecność. Tygrys uniósł potężny łeb i napiął mięśnie. Wstała powoli, a zaraz potem zrobiła kilka bezszelestnych kroczków. Obejrzała się na Midasa, który zmarszczył brwi i schował do kieszeni pozłacaną chusteczkę, której właśnie używał do sztuczki.
- Przepraszam? – rozległ się dziewczęcy głos. Edward wstał zaciekawiony, rzucając pytające spojrzenie Midasowi. Ten wzruszył lekko ramionami i chwycił lekko Aurum za luźną skórę na karku. Nie chciał, aby tygrysica urządziła sobie polowanie na zupełnie przypadkową osobę.
Dziewczyna obeszła trybuny, odgarniając kaptur z głowy.
Montgomery wciągnął ze świstem powietrze, czując, jak krew nieprzyjemnie ścina się w jego żyłach. Kobieta miała średniej długości, jasne, płowe włosy i stalowoszare, pełne determinacji oczy. Cóż, Monty rozpoznałby ją chyba w każdych okolicznościach, w końcu jak mógł zapomnieć o kuzynce swojej byłej narzeczonej. Jeśli dobrze pamiętał, liczyła sobie obecnie jakieś dwadzieścia jeden lat. Swego czasu za sprawą Harlow znali się całkiem dobrze, doskonale wiedział, że jego narzeczona jest, a raczej była, z nią w bliskich, ciepłych stosunkach. Zaklął pod nosem.
- Ed, musimy iść – powiedział z naciskiem. Chwycił zdezorientowanego chłopaka za rękę, ciągnąc go nerwowo do wyjścia. Pstryknął na tygrysicę, która powlekła się za nimi.
Monty czuł, jak serce podchodzi mu ze zdenerwowania do gardła. Nie miał pojęcia, co robi tutaj Jenna i szczerze mówiąc, nie chciał tego wiedzieć. Miał wrażenie, że ktoś z całej siły uderzył go w tył głowę. Czy po to uciekał przed przeszłością, aby teraz go dopadła?
Martwił się także Edwardem. Jak zareaguje na wieść, że Midas miał na rękach życie innych ludzi, ba, życie osób, które kochał? To nie tak, że chciał zataić przed nim swoją historię, skądże. Nie umiał znaleźć tylko dobrego momentu, żeby mu o tym opowiedzieć.
- Ej, zaczekajcie! Proszę! – zawołała za nimi Jenna. Nie rozpoznała jeszcze Montgomeryego, co nie było aż takie dziwne. Minęło dobre siedem lat, odkąd go widziała, w dodatku jeszcze wtedy miał o wiele krótsze włosy niż teraz.
- Co w ciebie wstąpiło? – sapnął Edward, starając się wyrwać rękę. Oddalili się już od nieproszonego gościa i wyszli poza namiot, jednak Midas wiedział, że tak łatwo się jej nie pozbędzie.
- Nic – warknął nie co zbyt gwałtownie w odpowiedzi. Przez twarz chłopaka przemknęła uraza, która zabolała Midasa bardziej niż gdyby ktoś wymierzył mu siarczysty policzek. Czuł jednak, że strach odbiera mu możliwość racjonalnego myślenia, serce bębniło niezdrowo i z każdą chwilą miał wrażenie, że jest przypierany do muru. Aurum kręciła się niespokojnie, wyczuwając nastrój swojego właściciela. Mężczyzna wziął głęboki oddech. – Chodźmy do mnie, to na pewno nic ważnego – dodał. Ed wyszarpnął rękę i zaczął rozmasowywać nadgarstek, który rozemocjonowany Monty ścisnął odrobinę zbyt mocno.
Jenna wydostała się z namiotu i dostrzegła mężczyzn. Ruszyła w ich stronę. Monty zaklął, rzucił przepraszające spojrzenie krawcowi i odszedł pośpiesznym krokiem. Tygrys truchtał przy jego nodze, powarkując i prychając nerwowo.
Midas czuł, jak wszystko z powrotem się sypie. Wiedział, że Jenna na pewno opowie jego partnerowi całą historię. Monty po prostu nie chciał przy tym być, pragnął jedynie schować się przed spojrzeniami całego świata razem ze swoim tygrysem.

< I co ty na to, skarbie? c; >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz