1 wrz 2017

Rue CD Akuma

Leżałam na czymś miękkim porośniętym trawą, która właziła mi między palce. Żaden podmuch nie zabierał stąd dziwnego zapachu palonej trawy, który wchodził mi do nosa. Kiedy uniosłam powieki zauważyłam fioletową powłokę, która chyba miała być niebem, ale nie to było dziwne. Wystarczyło się podnieść na łokciach, aby zobaczyć wiele drzwi. Niektóre stały na ziemi, a niektóre znajdowały się w powietrzu. Były dokładnie takie same – brązowe, nowiutkie, z pionowymi wzorami, bez klamek. Tak, żadna nie miała klamki, ale każda miała dziurkę od klucza. I na każdej coś pisało. Na początku nie potrafiłam nic rozczytać, wstałam się i poczuła, że coś ściskam w pięści. Otworzyłam ją i przyjrzałam się złotemu kluczykowi, był malutki, jak palec wskazujący. Połyskiwał. Zaczęłam iść przed siebie po mokrej trawie. Rozglądałam się na boki starając się przyjrzeć każdym drzwiom, ale tylko niektóre udało mi się rozczytać: siódme urodziny, nowa siostra, boisko i kosz, trapezy i wesołe miasteczko. O co chodziło? Kiedy chciałam któreś otworzyć wsadzając klucz do środka, żaden zamek nie chciał się przekręcić. A tam, gdzie było to możliwe, drzwi i tak się nie otwierały. Szłam dalej, aż wylądowałam w jakimś tunelu. Tutaj skończyły się drzwi, była tylko ciemność, w której widziałam pary oczu obserwujące mnie. Coś szeptały, ale niczego nie rozumiałam. Zaczęłam biec, aż poczułam pulsujący ból w głowie po zderzeniu się ze ściana. Nagle pomieszczenie się oświetliło, a przede mną pojawiły się dwie pary drzwi, były inne. Jedne stare, czarne, pokrywała je częściowo pleśń i grzyby, z długą klamką, znajdowały się po prawej stronie, a nad nimi wisiał obraz przypominający nietoperza. Drugie, te obok, tak samo stare, ale białe, które wręcz się rozpadały w oczach, miały okrągłą gałkę, a powyżej obraz ciem. Odwróciłam się do tyłu czując chłód. Wiele czarnych postaci o okropnie chudych twarzach przyglądało mi się. Po chwili zrozumiałam, że to czaszki. Uśmiechali się do mnie, mocniej ścisnęłam kluczyk w dłoni. Stali nieruchomo, a ja wymacałam ręką jedną gałkę. Była długa, czyli należała do tych czarnych drzwi. Kiedy ją nacisnęłam, drzwi okazały się być zamknięte. Drugie tak samo. Dopiero gdy przypomniałam sobie o złotych kluczyku, wsadziłam go w przypadkowe drzwi i je uchyliłam. Z tyłu poczułam parzący ogień, a kiedy się odwróciłam zobaczyłam wielki stół, przy którym siedziało paręnaście podobnych dziewczyn i chłopców, niektórzy już dorośli. Każdy miał brązowe włosy i podobne rysy twarzy. Śmiali się i jedli kolacje. Byli podobni do mnie. Obok znajdował się kominek, z którego wydobywało się to ciepło. Kiedy postawiłam stopę na progu drzwi, obok się otworzyły drugie, z których zawiało zimno. Zajrzałam tam z ciekawości i zobaczyłam siebie i jakiegoś chłopaka w kłodzie, strzelających z łuków. Uśmiechnęłam się, bo to było zabawne. Stanęłam pomiędzy drzwiami obserwując każde z nich. Czułam, że mogę do jednego wejść. Ale co to mi da?
- Tylko jedna część wspomnieć – usłyszałam za sobą chór. Nie odwracałam się, nie chciałam patrzeć na te przerażające twarze. Dlaczego jedna część? Nie rozumiem. Patrzyłam raz na świętującą rodzinkę, a raz na jadących przyjaciół w kłodzie. Przy kolacji każdy się uśmiechał, prócz jednej dziewczynki, na oko mogła mieć sześć lat. Miała długi warkocz i brązowe oczy wlepione w ziemniaka, którego właśnie dzióbała. Nie była za szczęśliwa, ale dlaczego? W drugich drzwiach ta sama dziewczyna, ale o wiele lat starsza uśmiechała się szeroko, a w jej oczach była radość. Skoro mam poznać jedną część wspomnień, chce te, w których jestem szczęśliwa.
Dlatego przeszłam przez pierwsze drzwi, po których blask słońca mnie oślepił, a ja obudziłam się w jaskini. Zamrugała parę razy i dopiero wtedy mój wzrok się wyostrzył, a rozmazana twarz zaczynała przybierać kształt nosa, oczu, żółtych oczu, szarych włosów schowanych pod czapką... I wszystko wróciło. Każdy szczegół, każdy dzień, odkąd wstąpiłam w szeregi tego cyrku. Każda osoba, każde miejsce, każdy mój skok na trapezie, każdy szpital, każdy wystrzał z pistoletów...
- I jak? - usłyszałam głos chłopaka, jakby z oddali. Uniosłam się na łokciach i wgapiłam się w jeden punkt gdzieś na ścianie milcząc. Dłonią wyszukałam ciała siedzącego obok mnie i się uśmiechnęłam. Ziewnęłam szeroko, poczułam się zmęczona.
- Ale co? - zapytałam z delikatnym uśmiechem i spojrzałam na przyjaciela. Miał dziwnie duże czerwone oczy, jakby bawił się dymem, który wlazł mu do nich i zaczęły łzawić. Ponad to miał lekkie wory pod oczami. - Co ci? - zapytałam zdziwiona.
- Pamiętasz? - kolejne pytanie, nieco bez sensu. Co mam pamiętać? Długo milczałam przypominając sobie to dziwne spotkanie upiora, wyleczenie nogi, chęć ucieczki i jazdę konno z pasażerem. Oplotłam ręce wokół szyi chłopaka przytulając się do niego. Także mnie objął i ścisnął.
- Czyli wszystko wróciło do normy? - usłyszeliśmy głos szamanki, która weszła tu nie wiadomo kiedy. Puściliśmy się i spojrzeliśmy na nią. - Co tak na mnie patrzycie? - zapytała i wlepiła wzrok w chłopaka. - Nie wyrażaj się tak chłopcze – fuknęła. - Później pobędziecie sami -  dodała, a chłopak nagle zrobił się czerwony, do tego wyglądał na niego zdenerwowanego. - Za dużo wziąłeś tych ziół – westchnęła.
- Co ty paliłeś? - zapytałam zdziwiona. Spojrzał na mnie czerwonymi oczami, ale delikatnie się uśmiechnął.
- Dali mi coś na uspokojenie – wzruszył ramionami, odwzajemniłam uśmiech i zeszłam z łóżka.
- Jak się czujesz? - zapytała kobieta.
- Dobrze – odpowiedziałam zgodnie z prawdą. - Wszystko sobie przypomniałam, bardzo dziękuje – uśmiechnęłam się szeroko i skinęła głową. - Tylko takie pytanie – zaczęłam. Opowiedziałam jej o latających drzwiach bez klamek, z różnymi napisami, o dwóch, które były jedynymi do otwarcia i to, co w nich zobaczyłam. - Ale dlaczego mogłam przejść przez jedne i przywrócić sobie jedną część wspomnieć? - dokończyłam. Przy okazji opowiedziałam także wszystko Akumie, który siedział z tyłu i w milczeniu słuchał.
- Bo przypominając sobie cokolwiek, odbierasz jakby pokarm dla tego demona, bez którego nie może żyć. Aby nie zostać przez niego ponownie zaatakowanym, musiałam mu zostawić połowę swoich wspomnień – wytłumaczyła.
- Czyli już nigdy sobie nie przypomnę co było przed cyrkiem – kobieta pokiwała twierdząco głową, na co westchnęłam.
- Zostanie ci tylko wysłuchanie kogoś i uwierzenie mu na słowo – pokiwałam głową.
Jeszcze raz podziękowałam. Oboje wyszliśmy z jaskini do jej chatki, w której czekał Pik. Na przywitanie i powitanie moich nowych wspomnień uścisnął mnie, co nie zmieniło mojej złości, że nie powiedział nam wcześniej prawdy. I chyba nigdy nie zniknie. Pożegnawszy się z szamanką, której pewnie już nigdy nie zobaczymy (przed odjazdem dała Akumie inhalator i nieupomniana go, że jak jeszcze raz powie coś niestosownego, sprawi, że będzie miał niemiły wypadek) wsiedliśmy na konie i odjechaliśmy. Pik przed nami pokazywał drogę, słońce dopiero co wstawało, a my jechaliśmy na jednym koniu. Znowu zaczął się pchać do przodu, za co go ukarałam zepchnięciem z konia. Dopiero wtedy się uspokoił, zaczął mi za to jęczeć, że ma za mało miejsca.
- Rue, dlaczego wybrałaś te drzwi, w których widziałaś nas w kłodzie? - zapytałam po jakimś czasie. Na chwilę zamilkłam przypominając sobie ten obrazek radosnej rodziny. Powiedziałam mu prawdę.
- Bo w nich wydawałam się szczęśliwa, a w tamtych... niezbyt. Dlatego wolałam wspomnienia z cyrkiem i z tobą. Wydaje mi się, że tu byłam bardziej szczęśliwa – wyjaśniłam.

<Akuma? Internetu nie miałam>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz