Book of Circus

27 lis 2019

Lennie CD Shu⭐zo

Zamyślił się na chwilę. Najpierw się zastanawiał, co zrobić, kiedy dojadą do Toronto. Nie mógłby od razu pójść pod adres ojca, musiał się przygotować psychicznie, a jeśli będzie zajęty i nie będzie mógł przyjąć syna? A może nie chciał go widzieć? Najpierw należało znaleźć nocleg, co w sumie nie powinno być trudne, zabrał ze sobą dużo kasy, więc na pewno starczy na kilka nocy w hostelu. Potem – się zobaczy. Drugą myślą, jaka krążyła w jego głowie, była wizja Toronto: podróż cyrku przespał przez chorobę i nie pamięta, kiedy ostatnio był w wielkim mieście. Chciał sobie wyobrazić jak się poczuje, jak to będzie wyglądał, ale jego umysł ograniczał się tylko do nie dużego miasta i zamazanych wspomnień z dzieciństwa. Krótko mówiąc; będzie miał niespodziankę. Na koniec długo i głęboko rozmyślał o ojcu, czy się zmienił, jaki jest teraz, czy go nie nienawidzi? Tyle pytań i chociaż chciał znać odpowiedzi jak najszybciej, trochę bał się je poznać. A jeśli go już nie kocha? Jeśli go woli wydziedziczyć? Jeśli tylko zwyzywa go i zamknie mu drzwi przed nosem? Mimo wszystko najgorsza wizja opierała się na tym, że go wcale nie pamięta. To byłoby gorsze od nienawiści – zostać zapomnianym przez własnego ojca.
- Lennie – usłyszał głos czarnowłosego. Zamrugał kilka razy i spojrzał na niego, uśmiechał się lekko i wpatrywał się w rudowłosego swoimi niebieskimi oczkami. Zawsze, gdy je widział, czuł się spokojniej.
- Słucham? - zapytał wracając do rzeczywistości.
- Pytałem jak jest twój ojciec – zapytał spokojnie, jakby wcale nie musiał tego powtarzać.
- Przepraszam, zamyśliłem się – wyjaśnił i się wyprostował, kiedy plecy zaczęły go boleć od garbienia się. - Jaki był? - Lennie się zamyślił, mając zamiar odpowiedzieć na jego pytania. Wyobraził sobie mężczyznę, który go wychowywał, chociaż to było dość ciężkie. - Wiesz… nie za często bywał w domu, a ja już, to dużo odpoczywał – powiedział w końcu.
- Gdzie pracował? - zapytał Shuzo. Lennie się lekko uśmiechnął.
- Był w więzieniu – na te słowa czarnowłosy się zmieszał, ale nic zdążył coś powiedzieć, chłopak się szybko poprawił. - Był klawiszem – na twarzy towarzysza wpełznął lekki śmiech. - Ciężko była znaleźć porządnego ochroniarza, więc pracował dłużej niż normalnie – dodał.
- To chyba miałeś w nim niezły wzór do naśladowania – magik znowu się uśmiechnął.
- Jeśli chodzi o prawdziwą męskość, to owszem – przyznał. - Ale był bardzo surowy – powiedział trochę smutniej. - Często się z nim kłóciłem, bo strasznie chciał, aby wyszedł na ludzi, miał poważną pracę, dobre stanowisko… a ja wówczas sobie latałem z różdżką i wyciągałem z kapelusza króliki – powiedziałem lekko się śmiejąc, wyobrażając sobie siebie małego, biegnącego przed dom i trzymającego w małych rączkach króliczka, a z tyłu biegnącego za nim ojca, trzymające książki do nauki.
- Lepszy taki niż żaden – skomentował towarzysz, a on skinął głową.
- Mam tylko nadzieje, że mnie pamięta – Shuzo położył rękę na jego dłoni i uśmiechnął się pokrzepiająco.
- Na pewno nigdy by nie zapomniał – odwzajemnił ten delikatny gest. Wtedy do naszego stolika podeszła kobieta, która przyniosła nasze zamówienie. Podziękowaliśmy i zaczęliśmy jeść.
- Shuzo – odezwał się. - A gdzie są twoi rodzice? - zapytał wkładając do ust sałatkę.

<Shuzo?>
Autor: A-Enemi Brak komentarzy:
Etykiety: Lennie

25 lis 2019

Shu⭐zo CD Lennie

Spojrzałem na niego z uśmiechem.
- Od dzisiaj będziesz się tak ubierać zdecydowanie częściej. - odparłem, a po chwili już wstałem. - Trzeba się zbierać, jeśli chcemy zdążyć. W pociągu coś zjemy, a jak coś mam Donaty w torbie. - oznajmiłem zadowolony, obwiązując sobie mój ukochany fioletowy szalik wokół szyi. - Mają różowy lukier i kolorową posypkę, czyli wszystko, co najlepsze. - dodałem, na co Lennie się cicho zaśmiał, zapinając już swoją walizkę. Ja jeszcze szybko założyłem na głowę okulary przeciwsłoneczne i poprawiłem swoją ciemnozieloną kurtkę, pod którą miałem zwykłą ciemną bluzkę. Wszystko tak pięknie się zapowiada. Na pewno podróż do Toronto przebiegnie bez zarzutów. Czuję, że spędzę z Lenniem po prostu miło czas i wszystko będzie cudownie. Złapałem za uchwyt swojej walizki i od razu ją podniosłem, a potem już opuściłem namiot. Trudno mi ot, tak zniknąć z tego miejsca. Dopiero w nim poczułem się naprawdę szczęśliwy i znalazłem kogoś, kto stał się bardzo bliski mojemu sercu. Przeniosłem swój wzrok na telefon.
- Mamy godzinkę, więc w sam raz, żeby dojść i załatwić bilety, a potem w spokoju wsiąść do pociągu. - oznajmiłem zadowolony.
- To świetnie. - usłyszałem dość niemrawy głos Lenniego, który stał parę kroków za mną. Od razu na niego spojrzałem. Rozglądał się na wszystkie strony i wzdychał cicho pod nosem.
- Hej, Lennie. - złapałem go za wolną rękę. - Uśmiechnij się. Czeka nas nowa przygoda. Będzie fajnie. - aż podskoczyłem, na co magik się uśmiechnął. - Nawet jeśli coś by się stało, to przecież zawsze w każdym momencie możemy wrócić. Zawsze istnieje jeszcze jakieś inne wyjście. - wzruszyłem ramionami i puściłem jego dłoń.
- Masz rację. - odpowiedział od razu.
- To idziemy. Czas nas goni. - ruszyłem przodem zadowolony. - Już już już. Będziemy w Toronto raz-dwa.

Nie musieliśmy długo czekać na pociąg, wjechał na stację z lekkim dziesięciominutowym spóźnieniem, ale to nic. W sumie nawet się tego spodziewałem, dlatego w planie mojej podróży spokojnie mamy dwie godziny w zapasie, jakby coś się nieoczekiwanego stało. Po wejściu do wagonu pasażerskiego, bez problemu znalazłem nasz przedział. Od razu odstawiłem walizkę na miejsce i wyjrzałem przez okno. Już zaraz będziemy odjeżdżać. Widziałem parę osób na stacji, które machały do jakiś innych pasażerów z wagonu dalej.
- Przed nami długa droga. - odezwałem się bez konkretnego powodu, wciąż patrząc na świat za szybą. Magik coś robił za mną. Nawet nie zwróciłem na to uwagi. Czekałem, aż pociąg ruszy. Nie wiem, ale zawsze podobał mi się najbardziej ten moment. Zawsze wtedy mogłem sobie w spokoju odetchnąć i w duchu pożegnać dawne troski. Otworzyć się na nowy etap w życiu, na nowych ludzi, na nowe miejsca i nowe przygody. Dzisiaj jest to wyjątkowy dzień. Pierwszy raz nie odjeżdżam sam i nie po to, aby uciec przed własną przeszłością. To bardzo miła odmiana. Gdy pociąg zaczął powoli ruszać, usiadłem, patrząc na przemijającą stację, a potem inne budynki, drzewa. Jednak nie trwało to długo. Jestem trochę zmęczony, ale nie wyobrażam sobie bezczynnego gapienia się przez okno, ani spania w biały dzień. Odwróciłem głowę na magika i od razu się uśmiechnąłem.
- To co? Idziemy coś zjeść? - spytał, ja skinąłem głową, a potem już wspólnie wybraliśmy się do wagonu restauracyjnego.
Siedzieliśmy przy stoliku i czekaliśmy w spokoju na jedzenie. Oczywiście upragnioną herbatę dostałem wcześniej i zadowolony raczyłem się jej smakiem, błądząc wzrokiem raz na okno, raz na innych ludzi przy stolikach przeciwko. Bardzo uroczy był mały dwulatek, który chodził wzdłuż stolików z zabawką. Śmieszne to było, jak kelnerzy go wymijali, a on jedynie się później uśmiechał, patrząc za nimi. Potem to już jedynie wziąłem kolejnego łyka herbatki i spojrzałem na magika, który siedział dokładnie naprzeciwko mnie.
- Hej, a powiedz mi. - zamyśliłem się. Chciałem znaleźć jakiś ciekawy temat do rozmowy, a jednocześnie poznać odpowiedź na jakieś nurtujące pytanie albo dowiedzieć się czegoś ciekawego. Spojrzałem znów kątem oka na tego uroczego maluszka. Właśnie w tym momencie przyszedł po niego jego tatuś i wrócił z nim do stolika. Tak oto również do mojej głowy wpadło dość interesujące pytanie. - Jaki jest twój tata? Sądzisz, że bardzo się zmienił po tylu latach? - spytałem magika, odkładając herbatę.

(Lennie~?)
Autor: A-Enemi Brak komentarzy:
Etykiety: Shu⭐zo

24 lis 2019

Esther CD Ozyrys

Tirith zniknął gdzieś w krzakach i tym razem nie pojawił się ponownie, jak to robił ostatnio. Może kiedyś uda się go całkowicie oswoić, ale na razie jakoś się nie zapowiada, aby to nastąpiło niedługo. Poprawiłam zmierzwione przez kota ubranie, po czym ponownie przeniosłam wzrok na Ozyrysa.
- Raczej nie będzie cię męczył, wątpię, aby to kiedykolwiek było jego zamiarem. Myślę, że po prostu potrzebuje uwagi, jak większość stworzeń tego typu. Chyba wystarczy jedynie traktować go jak pierwszego lepszego kota, jak się znudzi to przestanie być złośliwy. Wierz mi, mam z tym doświadczenie, to czasami ich sposób na zwrócenie na siebie uwagi ludzi. Fakt, że nikt ich nie widzi i w sumie nikt nie zwraca na nich uwagi, strasznie źle wpływa na ich samopoczucie. Pewnie tak samo byłoby z człowiekiem, gdyby nagle wszyscy zaczęli go ignorować - powiedziałam podnosząc jednocześnie torbę z ziemi i zakładając ją sobie na ramię. Miałam zamiar wrócić do miejsca, w którym spałam, ponieważ nie do końca potrafiłam to nazwać domem czy mieszkaniem. Chyba minie trochę czasu zanim całkowicie się przyzwyczaję do życia w trupie cyrkowej. Chcąc nie chcąc, pierwszy raz w czymś takim uczestniczę i na razie podoba mi się na tyle, że nie chce z tego rezygnować.
- Chyba nie ma już co się łudzić, że Tirith ponownie się pojawi, więc raczej nie ma sensu tutaj dłużej stać. Myślę, że najlepszą opcją będzie ruszenie się stąd. Przy odrobinie szczęścia on pójdzie za którymś z nas - dodałam po chwili i zrobiłam parę kroków do przodu - Zapomniałam się zapytać, poszedłbyś ze mną, mimo, że jeszcze nie do końca wiem gdzie, zostajesz tutaj czy może idziesz w swoim własnym kierunku? - zapytałam odwracając się w stronę Ozyrysa.

<Ozyrys?>
Autor: Smiley Brak komentarzy:
Etykiety: Esther

Cal CD Rose

Cała ta sytuacja była dziwna, a ta kłócąca parka była irytująca. Rose ma być moją dziewczyną? Błagam. Nie wiem, jak mocno musiałoby mi paść na mózg, żebym się w niej zakochał. W dodatku to mało możliwe. Ta niewychowana dziewka rży ze śmiechu z byle powodu. Nic w tym atrakcyjnego. Jedynie przewróciłem oczami, starając się zachować spokój i nie dać się pochłonąć wewnętrznej irytacji. Jeszcze bym zrobił coś, czego bym później żałował. Chociaż pozbycie się jej mogłoby być zbawieniem dla świata, a nie jakąś wielką stratą. Jednak nie mogę tego zrobić. Westchnąłem cicho. Zostały jeszcze we mnie resztki moralności. Poza tym zostanie okrzykniętym mordercą własnego ojca, nie jest przyjemne. Nie zniósłbym jeszcze oskarżeń, w których rzekomo pozbyłem się zwykłej i niczego winnej wróżbitki. Mój braciszek jedynie by się ucieszył. Po dłużej chwili Rose się uspokoiła, a tamta parka już dawno sobie poszła dalej. Przeleciał mnie delikatny dreszcz, gdy dotarło do mnie, że Rose dosłownie na mnie spadła. Nasze ciała się dotknęły... Okropność. Westchnąłem, tłamsząc w sobie uczucie nadchodzących mdłości i zaczesałem włosy ręką do tyłu.
- Może już pójdziemy dalej? - spytałem obojętnym głosem, zerkając kątem oka na dziewczynę, która zajmowała się już poprawianiem swojej fryzury, zamiast durnego śmiania się z byle głupiego tekstu jakiejś wkurzonej przechodzącej babki, skierowanego do mnie. Jednak łaskawie na mnie spojrzała.
- Oczywiście. - odpowiedziała i stanęła tuż przy mnie. Nie zamierzałem oferować jej swojej dłoni ani tym bardziej szlacheckiego ramienia. Każdy inny dżentelmen (którym już od jakiegoś czasu nie jestem) z pewnością by to uczynił. Dlatego w spokoju w lekkim odstępie od siebie poszedłem wraz z nią do miasta. Nie zamierzałem z nią rozmawiać, ona z resztą intensywnie nad czymś myślała. Stwierdziłem, że nie będę aż taki wścibski i nie będę jej teraz szperał po głowie. Jednak nie dawała mi spokoju jedna sprawa. Zauważyłem, że gdy się teleportowała, wtedy, gdy tamta parka nas potrąciła, coś... Trudno mi to ubrać w słowa i opisać w jakikolwiek sposób. Po prostu to, co się wtedy jej stało, jej zdziwiona mina, usta, na które nasuwała się masa pytań, to było naprawdę dziwne. Pewnie właśnie teraz o tym myśli. Nie muszę używać swoich zdolności, żeby bez problemu to odgadnąć. W końcu to oczywista oczywistość. Tylko co to było? Nawet nie zamierzałem pytać. Pewnie się sam dowiem w niedługim czasie, dlatego postanowiłem porozglądać się za odpowiednią restauracją, ewentualnie cukiernią, bądź kawiarnią. Szukałem czegoś na uboczu z małą ilością oczu, które ot, tak mogą mnie rozpoznać i potem jedynie ściągnąć tutaj mojego brata, który z chęcią uciąłby mi głowę, a moja macocha jedynie by się temu przyglądała, napawając się słodkim smakiem zwycięstwa. Westchnąłem cicho, trochę poirytowany. Przeszłość nigdy nie przestanie do mnie wracać. Czas najwyższy wziąć się poważnie za plan zemsty. Przynajmniej ten głupi demon nie zawraca mi już głowy. Z tego, co zauważyłem, skupił się zupełnie na kimś innym, ale mało mnie to obchodzi. W końcu w zasięgu mojego wzroku znalazł się idealny lokal, jednak zastygłem w bezruchu, gdy zobaczyłem stojący koło niego wóz wojskowy. Koło niego stała dwójka uzbrojonych żołnierzy, ale z pewnością było ich tutaj więcej. Po rejestracji wozu i umundurowaniu żołnierzy, a głównie wyszytej fladze na prawym ramieniu, wiedziałem, że mam przerąbane, jeśli mnie rozpoznają. Od razu stanąłem po drugiej stronie ulicy, za jakąś zaparkowaną osobówką i zatrzymałem Rose, patrząc wciąż na tamtych gości, a dokładnie grzebiąc już jednemu z nich w głowie. Co mój braciszek kombinuje?
- Stój tu na chwilę. - mruknąłem cicho do dziewczyny, która od razu wyrwała się z zamyślenia i spojrzała również na żołnierzy.
- O co chodzi?
- Bądź cicho na moment. - starałem się znaleźć wszystkie najważniejsze informacje. Szkoda, że nie widzę żadnego dowódcy. Jednak i tak co po chwilę coś mi przeszkadzało. - Mówiłem cicho.
- Przecież jestem cicho. - odpowiedziała dość podniesionym głosem Rose.
- Może i nie mówisz, ale głośno myślisz, a to mnie teraz rozprasza. - oznajmiłem cicho i spokojnie, na co dziewczyna jedynie westchnęła już trochę poirytowana. Przez dłuższą chwilę się nie odzywała. Wyszła zza osobówki i stanęła po mojej lewej. Niestety potem już przegięła. Połączyła niektóre fakty i co?
- Ależ Tyberiaszu, to jest wręcz prostackie zachowanie. Nie wypada tak robić prawdziwemu księciu. - odezwała się do mnie z niewinnym uśmiechem na twarzy, zdecydowanie za głośno, zwracając przy tym na siebie uwagę żołnierzy. Za nim tamci zdążyli zareagować, kucnąłem, chowając się za samochodem i pociągnąłem Rose w moją stronę. Dziewczyna wylądowała na klęczkach, a nasze twarze były jedynie parę milimetrów od siebie.
- Mówiłem ci już, że jesteś okropna? - spytałem chłodno, nie zamierzając się teraz denerwować, ani przejmować się tym, że ona zdecydowanie narusza moją przestrzeń prywatną. Zapadła chwila ciszy, wpatrywaliśmy się w siebie nawzajem bezdusznym wzrokiem. Ani mnie, ani jej nie było do śmiechu i żadne z nas nie zamierzało się poddać, odpuścić w tej chwili i spuścić haniebnie wzrok choćby na sekundę. Rzecz jasna nie mogło to trwać w nieskończoność i oczywiście zwycięzca jeszcze teraz nie został rozstrzygnięty. I mnie i ją rozproszył głośny strzał, który został oddany w naszym kierunku. Przechodnie zaczęli panikować i uciekać we wszystkie strony. Miałem okazję, by uciec, w końcu Rose zaraz mnie tu pewnie zostawi. Żadna nowość. Już szukałem wzrokiem najprostszej drogi ucieczki, gdy nagle, poczułem czyjąś dłoń na swojej. Przed oczami zobaczyłem trzy dziwne karty, a parę sekund później już dość obskurny zaułek. Automatycznie uwolniłem swoją dłoń, za którą trzymała mnie Rose. Westchnąłem cicho i poprawiłem rękawiczkę na rękach, przy okazji przenosząc wzrok na dziewczynę.
- Mówiłem, żebyś była cicho, to co ty wyrabiasz?
- Nie będę się słuchać rozkazów byle szczyla.
- Że przepraszam, jak mnie nazwałaś? To jest szczyt wszystkiego. W dodatku bezpodstawne określenie. - mruknąłem, starając się zachować spokój. - Nie tak miał wyglądać ten wieczór. Poza tym, co to miały być za karty?
- Jakie znowu karty?
- Gdy złapałaś mnie za rękę, zobaczyłem jakieś trzy karty. - wzruszyłem ramionami, Rose momentalnie złapała mnie za fraki.
- Powiedz, jakie były. - widać było, że bardzo jej zależy, aby odkryć, co one znaczą. W sumie mnie to też zaciekawiło. Jedynie lekko się uśmiechnąłem i spojrzałem na zdeterminowaną dziewczynę, nie dając się zeżreć własnej fobii.
- Po pierwsze to mnie puść, kochana.

(Rose~?)
Autor: Mikisha Brak komentarzy:
Etykiety: Cal

22 lis 2019

Fenneko CD Queen Chie

Zdębiałem spoglądając na mojego (już nie całkiem) aniołka. Mała złodziejka... Kucnąłem przy lisicy i pogładziłem ja po głowie, ostrożnie sięgając po to, co trzymała w pyszczku. - Bardzo za nią przepraszam, czasem jest dość nieprzewidywalna. - stwierdziłem już, chwytając urządzenie. Aż tu nagle wymknęło mi się z rąk. Lisiczka pobiegła w stronę miasta.
- Zelda! H...hej! Wracaj... - bezsilnie wyciągnąłem rękę za zwierzątkiem.
- ... I co tak stoisz?! Pomóż mi ją złapać! - krzyknęła dziewczyna, biegnąc za lisem.
- Nie goń jej! Proszę! Ona chce się tylko bawić, a w ten sposób będziecie się gonić przez całe miasto i nic ci to nie da. - nie zatrzymała się. Westchnąłem i chcąc nie chcąc musiałem ruszyć za nimi. Gdy wreszcie dogoniłem dziewczynę, w którą wpadłem, chwyciłem ją za ramię i zatrzymałem.
- Stój, mówiłem coś przecież. - zagwizdałem na futrzaka, a ona gwałtownie wyhamowała. - Chciała się pobawić i na pewno nie miała zamiaru ci robić na złość, a to twoje gonienie jej jedynie prowokowało ją do dalszego biegu. - usiadłem na ziemi i pogładziłem tego małego rzezimieszka po głowie, wyjmując jej z pyska elektryczne urządzenie.
Wyciągnąłem do niej dłoń z urządzeniem i nagle wyślizgnęło mi się ono z ręki. Upadło na ziemię z trzaskiem, zastygłem w bezruchu, bojąc się wziąć nawet oddechu. Zmroziło mnie, tak samo, jak właścicielkę. Zerwałem się i podniosłem urządzenie i zacząłem oglądać. Na ekranie pojawiła się mała jednak dość nie estetycznie wyglądająca pajęczynka z pęknięć.
- O...o matko przepraszam. J-ja nie chciałem go upuścić. Naprawdę mi przykro, oddam ci pieniądze... - drgnąłem, gdy wyrwała mi tablet z rąk. - Naprawdę mi strasznie przykro.
Cofnąłem się o krok, o mały włos nie potykając się o Zeldę.

< Chie?>

Autor: Smiley Brak komentarzy:
Etykiety: Fenneko

Robin CD Vivi&Riddle

Nie wiedział od czego zacząć. To, co go spotkało, było jednocześnie tak nierealne, że trudno w nie uwierzyć, ale Robin czuł i wiedział, że to zdarzyło się naprawdę. Nie potrafił tylko wyjaśnić, dlaczego to zobaczył i kim było to ciało. Gdzieś głęboko w podświadomości łączył wątek grobem z tym ciałem, ale nawet bał się pomyśleć, że to mogło być jego ciało. Było w okropnym stanie, wręcz niemożliwym do przeżycia i było przerażające.
Nie potrafił się teraz śmiać, jego myśli ciągle krążyły wokół tego, co widział, nawet żart z gałkami ocznymi nie do końca do niego dotarł. Nie miał ochoty jeść, a nawet opowiadać o tym, ale czuł, że jeśli to zrobi, poczuje się trochę lepiej. Miał przed sobą osobę, której ufał i której nie bał się dotknąć, a trzeba pamiętać, że chłopiec jest bardzo strachliwy i nienawidzi żadnego dotyku. Nie pamięta momentu, w którym się przełamał, na pewno pomagała mu lisia forma Vivi’ego; zwierząt się nie bał, więc w pewnym sensie od początku go lubił i się nie bał. Musiało minąć trochę czasu, nim chłopak mógł to zrobić w ludzkiej formie i gdyby miał wybrać jeden moment, w którym się przełamał… była rzekoma śmierć demona, w której Robin był świecie przekonany, że straci przyjaciela. Wtedy ta granica pękła jak bańka mydlana, nie dając nawet znać, kiedy. 
Milczał dłuższą chwilę, aż w końcu podniósł wzrok na lisa.
- Bo… - jęknął, starając się w końcu coś powiedzieć. - Mam dwadzieścia lat i na nazwisko Kingsway – powiedział w końcu, te informacje bardzo ciążyły mu na sercu. Miał je brać na poważnie? Vivi był nieco zdziwiony, ale po chwili lekko się uśmiechnął.
- Przypomniałeś sobie? - w odpowiedzi chłopiec pokręcił przecząco głową, a zaraz potem się potrafił i pokiwał twierdząco.
- Widziałem swój grób – powiedział w końcu. Uśmiech z twarzy słuchającego zniknął, jakby nie wierzył własnym uszom.
- Gdzie? - David napił się herbaty i wtedy opowiedział mu wizje. Zaczął od oślepiającego światła, przeszedł do martwego ciała za drzwiami i skończył na grobie. Opowiadając to, czuł się, jakby znowu tam był. Znowu czuł zapach miasta, słyszał samochody, na ziemi leżała krew, a przed oczami stał jego pochówek. Nazwisko i daty wręcz świeciły. Dwadzieścia lat… ostatnie, jakie pamięta, to jedenaste. Pamięta tą liczbę, dwie jedynki stojące obok siebie, w końcu jedynek dzieci uczą się najszybciej. I to nazwisko… znaczy, że musiał mieć rodzinę.
- Wydaje mi się, że ci się to śniło – powiedział Vivi, kiedy chłopiec przestał opowiadań. Ten popatrzył na niego jak na zbrodniarza.
- Nie, zobaczyłem jeszcze Potwora z Lasu, ze strachu nigdy bym nie poszedł spać – mówił głośniej, był nieco oburzony, że chłopak mu nie wierzył, nawet bardzo. On tu się przed nim otwiera, opowiada o nienaturalnych zjawiskach, mając nadzieje, że uzyska jakieś wsparcie, a jedyny przyjaciel mu nie wierzy.
- Może to też był tylko sen? - Robin zmarszczył brwi. Nie miał więcej argumentów i nie potrafił go przekonać do swej racji, jednak też nie chciał sobie wmawiać jego słów. Na pewno nie spał i dobrze o tym wiedział. Musiał sobie z tym poradzić sam. David odwrócił głowę i spojrzał na podłogę. Przez głowę przeszła mu myśl, że naprawdę rzadko tu bywał.
- Idź sobie – powiedział cichutko, bardziej do siebie. - Chce być sam – dodał już głośniej. Wstał z krzesła i… normalnie by uciekł do lasu, ale zamiast tego podszedł do łóżka i usiadł na nim po turecku, plecami do przyjaciela. Z jednej strony poczuł się zraniony, że mu nie uwierzył, z drugiej zaś nie chciał, aby szedł, mimo wszystko bezpiecznie dalej się czuł tylko przy nim. 

<Vivi? Riddle?>
Autor: A-Enemi Brak komentarzy:
Etykiety: Robin

Vivi CD Riddle&Robin

Gdy tylko wyszedł na brzeg już na własnych nogach, zaraz pobiegł do chłopca. Jego człowiek był cały roztrzęsiony. Vivi delikatnie go objął, gładząc po włosach.
- Co Ci się stało? Wyglądasz, jakbyś zobaczył... - zaciął się na moment, gdy kątem oka wyłapał złocisty błysk po drugiej stronie jeziora. Odwrócił się w tamtą stronę i zmarszczył brwi. - Ducha...
Robin podniósł głowę, powoli łapiąc oddech. Spojrzał w stronę, w którą patrzył się lis.
- Czy coś jest nie tak?
- Wybacz, że tak odpłynąłem. Nic się nie stało. Najzwyczajniej w świecie przypomniało mi się, że będę musiał złożyć wizytę staremu znajomemu. - przycisnął czoło do czoła białowłosego chłopaka, kładąc ręce na jego policzkach. - A ty się nie martw. Cokolwiek się tam stało, możesz mi powiedzieć. Oczywiście jak będziesz gotowy. - szepnął i zrobił krok w tył, spoglądając na Robina. - Możemy już wracać.
David podniósł głowę, zerkając na wyższego i podążył za nim. Spacerowali w ciszy, bacznie obserwując otoczenie. Artemis przerwał ciszę.
- Wiesz, że prawie bym go pokonał...? Już był szach i nic by z tym nie zrobił — westchnął głośno Vivienne.
- Że co proszę?
- Grałem z tą cholerą Riddlem w szachy i nie udało się nam zakończyć tej partii.
Ciemnoskóry odrobinę się speszył.
- Nie chciałem wam przerwać...
- To nie twoja wina Robin. - posłał mu ciepły uśmiech. - Tak już wyszło, iż los tego chciał. Nie poznamy zwycięzcy naszego starcia, przynajmniej nie teraz.
Odprowadził go aż do przyczepy, po czym delikatnie ujął jego dłoń.
- 'Zaparzę herbatę' a ty usiądź i odpocznij. - musnął noskiem jego dłoń, a następnie wszedł do środka. - Za dużo tu nie masz. To pewnie przez fakt, że preferujesz las od budynków i innych im podobnym. - machnął ręką i na środku pojawił się przystrojony stolik z herbatą i słodyczami.
Odsunął sobie krzesło i usiadł. Gestem zaprosił człowieka do stołu. Niższy dość sceptycznie usiadł przy stole, a Artemis od razu zaoferował mu talerzyk ze słodkościami.
- Spróbuj, na pewno ci zasmakują. Spokojnie są w całości zrobione przez ludzi. Czyli żadnych gałek ocznych czy też pajęczyn. - zażartował, ale spoglądając na coraz bardziej sceptyczną minę chłopca, speszony położył po sobie uszy. - Tylko żartuję, nie spożywam takich rzeczy... Rozluźnij się i oddychaj. Przy mnie już nic ci nie grozi, żaden pomniejszy demon się do ciebie nawet nie zbliży. Więc skoro to już ustaliliśmy. Co cię tak wystraszyło w tym lesie.
Zmarszczył brwi. Poważnie wpatrywał się w młodożeńca siedzącego naprzeciw. Ludzie naprawdę byli delikatnie, fizycznie oraz psychicznie.

( Robin? Riddle? )
Autor: A-Enemi Brak komentarzy:
Etykiety: Vivi

21 lis 2019

Informacje + Czystka

Hejcia!

Wiem, iż ostatnio jestem mało aktywna, ale staram się w obecnej chwili wszystko nadrobić. Tym samym przyszedł czas na małe porządki na blogu.
1. Jako pierwszą rzeczą która będzie zmieniona na blogu to szablon, który pewnie już zauważyliście.
2. Punkt w regulaminie 2.3 został zmieniony, na jedno opowiadanie co 3 tygodnie. 
3. Do eventu halloween'owego dostałam kilka prac, pojawią się one do końca tygodnia w zakładce Off Topic 
4. Osoby wymienione poniżej są osobami zagrożonym, nie będę pisała wiadomości prywatnej, gdyż robiłam to bardzo dużo razy więc tym razem czekam na odpowiedź do niedzieli 24/11/'19r. 

Grupa Zaawansowana:
Cal 
Le Bleut

Uczący się:
Blue 
Esther 
Fenneko

Pracownicy:
Spektr 
Powder 
Autor: A-Enemi Brak komentarzy:
Etykiety: Informacje

19 lis 2019

Ozyrys CD Esther

Popatrzyłem na nią jak na wariatkę, chociaż to ja się tak czułem. Przez chwilę milczałem, zastanawiając się, czy ona mówi na poważnie. Wymyślić imię czemuś, czego nie widać? Zwariowała… albo to ja zwariowałem. Może należałoby się wycofać, szybko, zwinnie i po cichu, jakby mnie tu nie było. Ale Esther patrzyła na mnie i oczekiwała odpowiedzi. Zacisnąłem palce u jednej ręki i spróbowałem się odezwać.
- No… można – spuściłem wzrok.
- Tylko jakie – dziewczyna zaczęła się zastanawiać, wyglądała, jakby sprawiało jej to radość, ja zaś dalej marzyłem o tym, aby był to tylko sen. - Może Sheol? - zaproponowała.
- Skąd wiesz, jakiej jest płci? - zapytałem ciekawy. Spojrzała na mnie, jakby dopiero teraz zdała sobie z tego sprawę. Spojrzała w niewiadomym kierunku i przez chwilę milczała.
- To może Tirith? Jest takie neutralne – pokiwałem głową, nie mając zamiaru się z nią kłócić o imię dla czegoś, czego nie widzę. Z drugiej strony im dłużej to wszystko trwało, tym mniej się bałem, chociaż dalej nie podobał mi się fakt, że nie widziałem tego czegoś.
- Ładnie – odezwałem się po dłuższej chwili milczenia, podczas których Esther przyglądała się stworzeniu. Po chwili poczułem, jak to coś wspina się po mojej nogawce, a potem ląduje na ramieniu. Odsunąłem głowę, na chwilę przestając oddychać. - Czy… to jest… na mnie?
- Tirith – poprawiła mnie spokojnie.
- Tirith – powtórzyłem. - Siedzi na moim ramieniu? - zapytałem, a ona pokiwała głową. Zacząłem drżeć.
- Spokojnie, nic ci nie zrobi – zapewniała mnie i chociaż rzeczywiście nie czułem, że stworzenie nie próbowało mnie ugryźć lub coś podobnego, jakoś dalej nie mogłem się do tego przyzwyczaić.
- Ale możesz go zabrać? - poprosiłem cicho, wysuwają w jej stronę bark. Esther wyciągnęła rękę, ale wtedy stworzenie zeskoczyło ze mnie. Powędrowała za nim wzrokiem, aż w końcu spojrzała na mnie.
- Zniknął w lesie – oznajmiła. 

<Esther?>
Autor: A-Enemi Brak komentarzy:
Etykiety: Ozyrys

Lennie CD Shu⭐zo

Okropnie mi się tej nocy spało. Miałem wyjechać, zostawić to wszystko co kocham, zostawić wszystkich… Ciągle mi się śnił cyrk, jak występuje, jak spędzam czas ze znajomymi, jak wychodzę na miasto… i za każdym razem śnił mi się Shuzo, ten blondyn, którego spotkałem po raz pierwszy. Kiedy chłopak się dowiaduje o wyjeździe, nagle przemienia się w tego pesymistycznego i mnie nienawidzi…
Więc kiedy się obudziłem, a przez oczami miałem przyjaciela, myślałem, że to sen. Jeszcze ten buziak w usta… nie wiedziałem co się dzieje. Podniosłem się na łokciach i spojrzałem na szczęśliwego chłopaka, który merdał ogonem jak szalony.
- Ale jak to – powiedziałem zdezorientowany. - Nie możesz – chłopak pokręcił głową.
- Mówiłem, nie przyjmuje sprzeciwu – jeszcze dłuższą chwilę zajęło mi zrozumienie całej tej sytuacji.
- To sen? - Shu się cicho zaśmiał i pokręcił głową. Dopiero wtedy jego informacja do mnie dotarła, a razem z nią konsekwencję. Chociaż nie podobało mi się, że chłopak sam podjął tak ważną decyzję, z drugiej strony cieszyło mnie, że go tu nie zostawię, inaczej nie wiedziałbym, kiedy go znowu spotkam. W końcu wstałem z łóżka. - Niech ci będzie – odparłem lekko się uśmiechając, ten w odpowiedzi wyszczerzył uradowany zęby.
- Więc się streszczaj, bo wkrótce mamy pociąg – na te słowa znowu się zdziwiłem.
- Jak to – Shuzo mi wytłumaczył, że wszystko załatwił. W jedną noc… - Jakim cudem? - podszedłem do niego. - Jesteś niesamowity – mocno go przytuliłem.
- No wiem – powiedziałem dumnie i także mnie objął. Kiedy się odsunęliśmy od siebie, zacząłem się pakować.
- Przyniesiesz mi kawę? - poprosiłem, bo mimo wszystko bez niej średnio funkcjonowałem. Czarnowłosy pokiwał głową i po chwili zniknął z namiotu. Ja w tym czasie znalazłem walizkę i wpakowywałem do niej najważniejsze rzeczy. Rozmyślałem nad tym, jaki Shu jest kochany. Jedzie w nieznane mu tereny, zostawiając wszystko, co zna, dla mnie. Nie mogłem się przestać uśmiechać. Jeśli moje spotkanie z ojcem nie zmieni za bardzo mego trybu życia, może spróbuje nawiązać głębsze relacje z przyjacielem? W końcu czułem, że jest dla mnie czymś więcej, jednak nie potrafiłem tego jeszcze okazać. To chyba nie ten moment.
- Proszę – z zamyślenia wyrwał mnie jego słodki głos. Przyjąłem kawę, upiłem łyk.
- Pyszna. Rozmawiałeś z Pikiem? - kontynuowałem pakowanie. Chłopak przytaknął i przez resztę czasu opowiadał mi, jak dojedziemy do Toronto. Byłem mu za to bardzo wdzięczny, planowanie tej podróży zajęłoby mi bardzo dużo czasu i pewnie jeszcze bym się zgubił po drodze.
- Jestem gotowy – oznajmiłem, kiedy byłem pewny, że wszystko miałem. Ubrania, telefon, portfel, dokumenty… Do tego ubrałem się w zwyczajny strój; jeansy i szara bluza. - Już dawno się tak nie ubierałem – przyznałem przeglądając się w lustrze. Dziwnie mi było bez kapelusza, który schowałem do torby.

<Shu? ^^>
Autor: A-Enemi Brak komentarzy:
Etykiety: Lennie

18 lis 2019

Shu⭐zo CD Lennie

... Przecież zawsze istnieje jeszcze jakieś wyjście. Westchnąłem cicho, nie wiedząc co począć. Odwróciłem głowę, obejmując własne ramiona, a po chwili pokiwałem głową i spojrzałem na magika.
- Rozumiem... Rodzina jest najważniejsza. - uśmiechnąłem się. - A tutaj w sumie nic cię nie trzyma. Zdecydowanie lepiej wrócić do bliskich i znów się zobaczyć po tylu latach. - podszedłem do Lenniego. - To czeka cię długa droga, przyjacielu. - westchnąłem cicho, patrząc na niego. Pomyśleć, że to już ostatnie chwile, gdy mogę zwyczajnie przed nim stanąć i spojrzeć w te cudowne oczy. Za niedługo już go w ogóle nie będzie. - Musisz się wyspać, spakować, pożegnać, wyjechać... Rozpocząć nowy rozdział w swoim życiu. - warga mi lekko zadrżała na te ostatnie słowa. Już się bałem, że się tam rozpłacze. To smutne, ale jak to mawiają... Jeśli coś kochasz... Musisz pozwolić temu odejść. Nie chciałem dalej ciągnąć tej rozmowy. - Na pewno będzie fajnie. Nowe miejsce, nowi ludzie. Życzę wszystkiego dobrego. - przytuliłem się do niego, chyba już ten ostatni raz. Jednak nie trwał długo. - Miłych snów, pogadałbym w sumie dłużej, ale padam z nóg. Pewnie ty też. - tak jakoś na siłę zaciągnąłem go do wyjścia i odesłałem do siebie, nie dając mu dojść do słowa. Chwilę stałem tyłem do wyjścia, a gdy byłem pewny, że magik poszedł, chciałem się już zwyczajnie położyć i wmawiać sobie, że to tylko jakiś głupi sen. Westchnąłem ciężko, a w moich oczach stanęły łzy. To głupota, żeby płakać przez coś takiego, ale... Co ja poradzę? Nie uczę się na błędach i potem jest, jak jest. Wyszedłem z namiotu, starając się nie rozpłakać. Cicho usiadłem gdzieś na trawie niedaleko obozowiska i zrobiłem to, co zawsze, gdy czułem się samotny, spojrzałem w górę na moje ulubione niebo usłane miliardem gwiazd. Ono zawsze jest piękne i zawsze będzie ze mną. Od razu zrobiło mi się lepiej, ale nie przestałem myśleć o Lenniem i jego wyjeździe.
- Nie mów, że nie ma innego wyjścia... Los ciągnie cię mile stąd, poza zasięg moich rąk. - westchnąłem i położyłem się na trawie. - Ale będziesz zawsze w moim serduszku... - zamyśliłem się na chwilę. - Co mnie powstrzyma, jeśli zdecyduję, że to właśnie ty jesteś moim przeznaczeniem? - podniosłem się. Pomińmy fakt, że zaczynałem gadać sam do siebie i w sumie wyszedł z tego marny bełkot zdesperowanego pół psa. - Co, jeśli zmienię to, co jest zapisane w gwiazdach? - automatycznie spojrzałem jeszcze raz w górę. - To się tak nie skończy. - od razu pobiegłem znów do swojego namiotu.

Cudem ogarnąłem wszystko w całą noc. Nie przespałem się ani chwilę, ale było warto. O godzinie ósmej już siedziałem na własnej walizce w namiocie Lenniego. Zdążyłem nawet porozmawiać z Pikiem i ogarnąć mapę oraz ułożyć prowizoryczny plan podróży prosto do Toronto. Mam w tym wprawę już raz na szybko wyjechałem z rodzinnego miasta i załatwiłem sobie udaną wycieczkę po Europie. Magik już powoli zaczął się budzić.
- Wiesz co moja kochana mordko? - nachyliłem się nad nim z wesołym uśmiechem. Lennie zamrugał zdziwiony.
- Shuzo?
Szybkim ruchem dałem mu buziaczka w te niczego niespodziewające się usta, a potem z ciągłym uśmiechem na twarzy, wyprostowałem się. Sam już nie wiem, co wyrabiam.
- Tak szybko się mnie nie pozbędziesz. - powiedziałem rozbawiony, znów siadając na walizce. - Gdzie ty, tam i ja. Wyjeżdżam z tobą i nie przyjmuje słowa sprzeciwu. To już postanowione. - byłem tak szczęśliwy, że mój ogon machał jak szalony z radości.

(Lennie~?)
Autor: A-Enemi Brak komentarzy:
Etykiety: Shu⭐zo

17 lis 2019

Lennie CD Shu⭐zo

Kiedy skończył opowiadań, zaśmiałem się. Rozbawił mnie jego powód do takiego stopnia, że przez chwilę nie potrafiłem się opanować. Shu popatrzył na mnie zdziwiony, a zaraz się speszył, pewnie myśląc, że mam go za kompletnego idiotę. W sumie, to miałem go po części za głupka, ale z drugiej strony było to urocze, nawet bardzo. 
- Nie sądziłem, że ktoś jest w stanie dla mnie się przebrać za druga płeć – powiedziałem, gdy w końcu przestałem się śmiać. Uśmiechnąłem się do niego szczerze. - Jesteś kochanym przyjacielem – przytuliłem go. Czułem, jak się spiął, a potem jakoś niemrawo odwzajemnił uścisk. Gdy się od niego odsunąłem i spojrzałem na jego twarz, coś mi nie pasowało. Nagle ten błysk w oku zniknął…
- Ciesze się, że nie jesteś na mnie zły – po chwili sam się uśmiechnął, starając się udać, że wszystko gra.
- Jak bym mógł. Po za tym, nie potrzebnie się martwiłeś, naprawdę – poczochrałem go po słowach. Odwróciłem się do niego plecami, aby podejść do łóżka i na nim usiąść. - Do tego Michaił to był mój najlepszy przyjaciel w dzieciństwie.
- Nie wyglądał dziś na takiego – powiedział uszczypliwie.
- Co cóż… W przeszłości zdarzyło się coś, co zmieniło moje życie – powiedziałem smutno. Nigdy nie lubiłem wracać do tych wspomnień, ale najwidoczniej nie mogę od tego uciec.
- Wiem to – odezwał się nieśmiało. Spojrzałem na niego zdziwiony.
- Skąd?
- Tak jakby podsłuchałem waszą rozmowę w namiocie – słysząc to, zrobiłem się jednocześnie zły i zawstydzony. Nie sądziłem, że ktokolwiek się dowie tego w taki sposób. - To był przypadek, nie chciałem cię zostawiać samego, więc czekałem i… - pokręciłem głową.
- Shuzo, nie możesz tak się mną przejmować, podsłuchiwać i śledzić – powiedziałem trochę ostro. Widząc jego zawstydzenie, dałem spokój z wygłaszaniem mowy, westchnąłem tylko zrezygnowany. - Więc wiesz, że zabiłem człowieka i uciekłem. Michaił jako mój przyjaciel, został oskarżony o pomoc w ucieczce, a nawet o zmuszenie mnie do tego, nic więc dziwnego, że był dla mnie taki oschły. Dlatego proszę cię, nie czepiaj się już go, narobiłem tyle przykrości jemu, moim rodzicom – na wzmiankę o nich, momentalnie zaschło mi w gardle. Przypomniałem sobie coś, co postanowiłem kilka minut wcześniej.
- Dobrze – powiedział cicho, kiedy chciał coś jeszcze dodać, podniosłem się.
- Wyjeżdżam – oświadczyłem. Shuzo wyglądał, jakby ta informacja do niego nie dotarła, w sumie, ja jej także nie przyjąłem do końca.
- A-ale jak to – zapytał, nie rozumiejąc.
- Z matką nie zdążyłem się pożegnać, więc chce chociaż przeprosić za wszystko ojca, a on mieszka w Toronto. Muszę tam jechać – wyjaśniłem. - Nie mam wyjścia – dodałem trochę ciszej, smutniej. Spojrzałem na Shuzo. Nie chciałem stąd odjeżdżać, bo nie wiedziałem, czy wrócę, a najbardziej nie chciałem zostawiać Shuzo. Mimo, iż nazwałem go przyjacielem, to tylko dlatego, aby się nie przywiązywać, skoro muszę stąd wyjechać. 

<Shuzo?>
Autor: A-Enemi Brak komentarzy:
Etykiety: Lennie

Riddle CD Robin&Vivi

Musiał w końcu nadejść czas na rozmowę i nikt nie mógł w niej przeszkadzać. Riddle odesłał swoich podwładnych jednym machnięciem ręki i sam udał się na środek jeziora, niczym najprawdziwsze bóstwo, stąpając delikatnie po tafli wody. Rozgwieżdżone niebo, księżyc w pełni, delikatna śnieżnobiała mgła oraz relaksująca partia szachów na środku jeziora. Spod wody wyłoniła się kamienna altana, oświetlona przez krążące wokół niej lampiony, a na środku niej znajdował się stół z dwoma krzesłami i rozłożonymi szachami. Zapowiadała się bardzo ciekawa noc. Riddle od razu zajął swoje miejsce i w tym samym momencie biały pionek po przeciwnej mu stronie się poruszył.
- Usiądź, Vivienne. - westchnął, a lisi demon pojawił się na krześle naprzeciwko.
- Wolałbym czarny kolor. - mruknął pod nosem, patrząc na plansze. - W końcu to ty wszystko rozpocząłeś, więc dzisiaj też powinieneś zacząć. - pstryknął palcami i kolory pionków się zamieniły.
- I również zakończę. - dodał znudzonym tonem Riddle, nie zamierzając czepiać się koloru figur szachowych jak jego dziecinny znajomy i od razu rozpoczął całą rozgrywkę.
- Szybko odwołałeś bandę swoich szczurków. - zaczął temat Vivienne, bez zbędnego zastanowienia ruszając kolejną z figur.
- A ty równie szybko zabrałeś stąd tego swojego człowieka. - przyznał Riddle. - Ale nie myśl, że to by było na tyle.
- Nie śmiem nawet. - odparł rozbawionym tonem. - Poza tym też masz swojego człowieka. Spektr mu było, o ile się nie mylę. - oparł łokcie o stół, splótł dłonie razem, a na nich oparł swój podbródek ze złośliwym uśmiechem. Riddle'a ani trochę nie ruszyły jego marne słówka. Po chwili ciszy spokojnie wykonał swój ruch.
- Nie mogę już z nikim normalnie porozmawiać? Podejrzewasz mnie o coś? - spytał, wygodnie się opierając o krzesło i układając ręce w kształcie wieży.
- Wiedząc, co kombinujesz. - wzruszył ramionami w odpowiedzi i spojrzał na planszę, po czym szybko ruszył kolejną z czarnych figur.
- Nic nie wiesz. - odparł krótko Dostojewski i od razu zbił jeden z czarnych pionków. Nastała głucha cisza. Vivi przyjrzał się swojemu przeciwnikowi z poważną miną.
- To oświeć mnie. O czym nie wiem? - zapytał. - Nie sądzę, aby twoje plany na temat nowego świata jakkolwiek się zmieniły. - dodał jeszcze i ruszył kolejnym z pionków, odwdzięczając się pięknym za nadobne.
- Wiedząc, że możesz mi w każdej chwili przeszkodzić i wszystko zrujnować. - wzruszył ramionami. - Inaczej wszystko by się potoczyło, gdybyś nas nie zdradził. Już dawno rządzilibyśmy tymi brudnymi szczurami.
- Miau.
Fiodor jedynie przewrócił oczami i ruszył kolejną ze swoich figur. Nastała długa chwila ciszy gdzie obaj skupili się jedynie na rozgrywce.
- Szach. - odezwał się w końcu Vivi, kończąc swój ruch. Riddle jedynie uśmiechnął się pod nosem. Gdy już wyciągnął dłoń w stronę szachów, pod stolikiem wyrosły śnieżnobiałe kolce, które momentalnie przebiły cały stół, rozrzucając wszystkie figury, a potem gwałtownie urosły i zniszczyły całą altanę. Vivi szybkim ruchem zmienił się w syrenkę i z czystą gracją wskoczył do wody. Riddle zwyczajnie zniknął i pojawił się parę metrów dalej, stojąc spokojnie na wzburzonej wodzie.
- Tak oto zwycięzca nie został rozstrzygnięty. - stwierdził demon, przenosząc wzrok w kierunku sprawcy. Vivienne już był dawno przy nim. W końcu to był jego człowiek. Na samą myśl o tym, chciało mu się jedynie śmiać. Niedługo wszystko może się zmienić. Rozważał, czy jeszcze bardziej nie popsuć całej nocy, ale w tym momencie poczuł dość znajomy mocny zapach. Od razu spojrzał w stronę lewego brzegu jeziora. Leżała tam dość przerośnięty niedźwiedź brunatny ze złotą obrożą, a tuż koło niego stała pewna postać z długą fajką w dłoni. Wokół nich latała masa złotych świetlików. Postać jedynie pomachała na przywitanie, a potem świetliki zgasły, a dym wydobywający się z fajki zasłonił cały brzeg. Riddle opuścił jezioro, wiedząc, że w niedługim czasie będzie musiał kogoś odwiedzić.

(Vivi~? Robin~?)
Autor: A-Enemi Brak komentarzy:
Etykiety: Riddle

16 lis 2019

Rose CD Cal

Totalnie mnie zatkało. Ten Wielki Egoista przeprosił, a nawet podziękował. Nie wiedziałam co powiedzieć. Jeśli się zgodzę czeka mnie spędzenie czasu z gościem, który wyraźnie na początku naszej znajomości oznajmił, że mam się do niego nie zbliżać, a tu nagle sam z siebie mnie zaprasza na miasto. Doskonale wiem, że zrobił to tylko po to, żeby wkurzyć mojego brata za powiedzenie kilku słów na temat jego występu. Z drugiej strony, jeśli się nie zgodzę będę musiała wytrzymać z moim bratem - potworem. W sumie... To na jedno wychodzi, nie ważne, jaką podejmę decyzję. Spędzę czas z osobą o podobnych charakterze. Jedyną różnicą to jest wiek. Jest wieczór, więc pewnie pójdziemy na kolację... Czułam w mojej głowie, jak Cal próbuje się czegoś dowiedzieć. O nie! Koniec z grzebaniem w mojej głowie!
-Jasne, czemu nie? Skoro chcesz to wszystko naprawić to dam ci szansę - powiedziałam, idąc w stronę chłopaka. Muszę pamiętać, że on tak naprawdę nie chce naprawiać naszej relacji i zrobił to, bo jego ego jest zbyt wysokie.
-NIE! Masz tu spędzić razem za mną czas. Ja się na to nie godzę - krzyknął mój brat, po czym zaczął płakać. Jezu... Podjęłam dobrą decyzję, uciekając z domu.
Powoli z nastolatkiem zaczęliśmy się oddalać od cyrku. Nie miałam co robić, więc podsłuchiwałam cudze rozmowy. Nagle wpadła prosto na nas jakaś młoda, kłócąca się para.
-Ty Idioto, jak mogłeś tak pomyśleć? Czemu wszyscy faceci są tacy sami?- powiedziała jakaś brunetka, nie zauważając, że wpadnie prosto na Cala. Chciałam ją jakoś powstrzymać, dlatego wbiegłam prosto na nich i wszyscy upadliśmy na chodnik. Akurat się złożyło, że upadłam na kogoś, lecz niestety walnęłam się w głowę. Kiedy usiadłam i masowałam głowę, zapomniałam, że na kimś siedzę.
- Złaź ze mnie!!! - warknął wkurzony książę. Byłam tak obolała, że ledwo mogłam wstać, a doskonale wiedziałam, że prędzej czy później zostanę popchnięta lub kolejny raz dostanę w łeb, czego bardzo bym nie chciała. Użyłam swojej mocy, by się przenieść kilkadziesiąt centymetrów dalej. Musiałam uważać, żeby nikt nie zobaczył czegoś nadprzyrodzonego.
Po jakimś czasie, gdy już każdy w miarę się uporządkował po upadku, zobaczyłam, że już tamtej dwójki nie było. Dziwne... Nagle też zrobiło się jakoś ciszej. Rozejrzałam się po ulicy i nikogo nie było, nawet Cala nie było przy mnie. Chociaż bardzo mnie to cieszyło, byłam jednak zaskoczona. Dziwne... Lekko przerażona szłam przed siebie momentami spoglądając na boki, mają nadzieję, że kogoś jednak zobaczę. Po przejściu kilkuset metrów, usiadłam na jakiejś ławce. W sumie mogłam się czegoś spodziewać nienormalnego, no bo po co pójść na miasto coś zjeść i przez chwilę pożyć jak każdy normalny człowiek? Naprawdę nie wiedząc, co się dzieje byłam zdenerwowana. Jeszcze przez kilka minut próbowałam usiedzieć w miejscu i czekać, aż może ktokolwiek się pojawi. Kiedy zrezygnowana miałam iść w stronę cyrku, wykryłam jakiś ruch. Czy być może już ten koszmar się skończył? Pobiegłam za tą osobą. Nie mam do końca pojęcia czemu, ale wydawała mi się dziwnie znajoma. Ten sam chód, wzrost, włosy i styl ubioru... To niemożliwe... Moja babcia? Zaskoczona przyspieszyłam i biegłam ile mam sił w nogach, ledwo oddychając.
- Babciu? - krzyknęłam, zmniejszając odległość pomiędzy nami. Na szczęście kobieta się zatrzymała się i odwróciła w moją stronę. To naprawdę była ona! Zatrzymałam się i próbowałam wyrównać oddech, łapiąc się za kolana.
-Przepraszam, Kruszynko... - szepnęła babcia, płacząc.
- Ale za co? Nie rozumiem? - spytałam, bo nie wiedziałam o co może chodzić. Przecież niczego sobie nie przypominam, że mogła mnie czymś zranić. Zawsze mówiła prawdę.
- Bo cię okłamywałam, jeśli chodzi o Twoje wróżby. Częściowo nie mówiłam prawdy, ale widząc ciebie w tej sytuacji, wiem, że sobie radzisz - powiedziała, uśmiechając się. Obok niej pojawiło się coś w rodzaju wspomnienia. Obie siedziałyśmy w kuchni oraz jak zawsze, kiedy ją odwiedzałam bawiłyśmy się kartami. Młodsza ja gdzieś sobie poszła, a staruszka, przerażona tym co zobaczyła, pozmieniała delikatnie karty.
- Dlaczego to zrobiłaś?
- Bo byłaś jeszcze za młoda, by się o tym dowiedzieć... Karty pokazywały, że kiedyś spotkasz pewnego chłopaka, który... - nie zdążyłam dokończyć, ponieważ wszystko zaczęło się rozmazywać i trafiłam z powrotem do miejsca, gdzie wszystko się zaczęło.
- Bardzo przepraszam za to, że na was wpadliśmy!- przeprosiła nas ta dziewczyna ze swoim chłopakiem. Mieli już iść, gdy jeszcze do Cala powiedziała:
- Dbaj o swoją dziewczynę, żeby nie było żadnych kłótni, jak u nas!
Nie mogłam wytrzymać i się roześmiałam. Próbowałam ukryć to co mnie spotkało. Chciałam również nie myśleć o tym, co babunia chciała mi przekazać... Ale teraz muszę wytrzymać ze Szczylem w jednym pomieszczeniu, najlepiej bez żadnych sprzeczki.

(Cal?)
Autor: Mikisha Brak komentarzy:
Etykiety: Rose

14 lis 2019

Smiley DO Mika

Zobaczenie Pik'a z samego rana niczego dobrego nie zanosi, zwłaszcza gdy przerywa mi moją próbę. Jak się okazało, powiadomił mnie, że Vogel musiałam wyjechać w bardzo ważną podróż i to natychmiastowo. Nie czekając ani chwili dłużej, pobiegłam zza Vogel'em. Widziałam jak już chciał wsiadać do taksówki, ale w ostatniej chwili udało mi się go zatrzymać. Nie dostałam żadnego wytłumaczenia, ale obiecał mi, że będzie wysyłał listy, aby mnie informować o tym gdzie się znajduje i jak się czuje. 
To było dokładnie dwa miesiące temu. Dzisiaj otrzymałam kolejny list od Vogel'a. Chciałam go jak najszybciej przeczytać, ale po drodze napotkałam Pik'a. Poprosił mnie, abym pomogła w grupie uczącej. Miałam im pomóc jak się współpracuje ze zwierzętami na występach. Wszystko było przygotowane w namiocie do prób, więc udałam się tam od razu. Weszłam do środka namiotu. Widziałam tam dużo nowych twarzy co mnie bardzo uszczęśliwiło. Jak mogłam się spodziewać Boni i Berg znaleźli sobie towarzyszy, ale Szafir jak to Szafir, swoim charakterem nie pozwolił nikomu do siebie się zbliżyć. Jedna z dziewczyn bardzo przykuła mi moją uwagę. Boni & Berg bardzo ją polubili co mało kiedy się zdarzało. 
- A więc dzieciaki słuchajcie mnie - rozpoczęła Gatta. - Ja jestem Gatta, treserka zwierząt w cyrku, koło mnie jest Light który zajmuje się sztuczkami z ogniem oraz połykaniem niebezpiecznych przedmiotów. My będziemy was obserwować i oceniać. Bliźniaki Black & Night zajmą się asekuracją natomiast Smiley pokaże wam kilka sztuczek oraz to jak się obchodzi ze zwierzętami. Tak więc zaczynajmy - Gatta jak zawsze była opanowana i trochę przerażająca. 
- Kai! - powiedziałam stanowczo, a niedźwiedź podszedł pięknym krokiem do mnie i ukłonił się przede mną po czym ja się ukłoniłam w jego stronę. - Zawsze zaczynam od przywitania się ze zwierzęciem z którym akurat mam mieć występ. Jest to bardzo potrzebne, aby zbudować więź pomiędzy wami oraz pokazać szacunek. - Każdy zaczął powitania z wybranym przez siebie zwierzakiem. Boni i Berg byli bardzo posłuszni blond dziewczynie. Zauważyłam również, że dużo osób próbowało zbliżyć się do Szafira, ale on nie pozwolił na kontakt z nimi. Nawet blond dziewczyna próbowała, ale nie udało się chociaż miałam przez chwilę wrażenie jakby mój czarny wierzchowiec chciał się przekonać do niej. 
- Przepraszam, ale jak mamy zbliżyć się do tego czarnego konia? - usłyszałam pytanie od jakiegoś chłopaka.
- Niestety, ale do niego nikt nie potrafi się zbliżyć - Gatta podeszła do Szafira, ale on zignorował ją. - Widzicie, nawet ja nie mogę nic zrobić. Tylko jedna osoba w cyrku to potrafi. 
- Szafir do mnie! - powiedziałam głośno, a on od razu podszedł do mnie. Pogłaskałam go po głowie po czym weszłam na niego. 
- Smiley pokaże wam na koniec małą prezentację - zapowiedziała Gatta, a ja poklepałam Szafira po czym zaczęliśmy. Szafir o dziwo wolniej się dzisiaj poruszał więc skróciłam pokaz. 
- Coś nie tak Smiley? - zapytał Black.
- Szafir musi zacząć więcej trenować i przy okazji trzeba mu skrócić jedzenie. Przytył i nie porusza się już tak szybko. - kary koń spojrzał się na mnie. - No już grubasie, czas wziąć się za siebie. Inaczej więcej nie wystąpię na tobie - klepnęłam go w zad i odeszłam. Wszyscy zaczęli się rozchodzić. 
- Poczekaj chwilę - zatrzymałam blondwłosą dziewczynę. - Chcesz potrenować ze mną dzisiaj lub jutro? Albo jak będziesz miała trochę czasu? - zapytałam się z szerokim uśmiechem na twarzy. 

<Mika?>
Autor: Smiley Brak komentarzy:
Etykiety: Smiley

Robin CD Vivi&Riddle

Chłopak podziwiał jego nową formę, którą ujrzał pierwszy raz. Z jednej strony była przerażająca, ale dla kogoś, kto zna demona, dla kogoś takiego jak Robin, mężczyzna w lisiej postaci był fantastyczny. Nie ominął szansy dotknięcia jego futra, wtulenia się w niego, nawet jeśli uciekali. Był po prostu piękny.
Kiedy znowu znalazł się na ziemi, nie chciał opuszczać przyjaciela. Wierzył, że nic mu się nie stanie, ale nie chciał go zostawiać, a jednak musiał. Popatrzył w oczy bestii i pokiwał głową, kładąc dłoń na jego pysku. 
- Tylko wróć – powiedziałem dość cicho, patrząc w jego ogromne ślepia. Lis się uśmiechnął.
- Wrócę, obiecuje – chłopiec go puścił, lis się podniósł i odwrócił. Robin patrzył, jak przyjaciel znika za drzewami, po tym sam się odwrócił do pomnika i powoli podszedł do kamiennej rzeźby. Lampa, którą trzymał w dłoni, ciągle się paliła, dlatego postanowił usiąść tuż pod nią. Oparł się o zimną powierzchnie i czekał.
W lesie panowała martwa cisza, żadnego szelestu, żadnego ćwierkania, nawet wiatr ustał, jakby cały las przeżywał żałobę. Spojrzał w niebo, w szare chmury zwiastujące deszcz, którego jednak nie było. Wtedy usłyszał huk. Wzdrygnął się i rozejrzał, podświadomie szukając Vivi’ego. Wiedział, że wrócił na pole bitwy, ale miał nadzieje, że gdy zamknie i otworzy oczy, on pojawi się obok. Nie miał pojęcia, dlaczego tak bardzo chciał być przy chłopaku, chociaż był demonem, czuł się przy nim prawie tak samo bezpiecznie, jak w lesie, przy niedźwiedziu, a może nawet i bardziej. Potrafił go rozbawić, a nawet zauważył, że coraz rzadziej chodził na czworaka. Gdyby wiedział coś więcej o relacjach międzyludzkich...
Znowu huk. Robin zaczynał się bać, a kiedy odgłos zmienił się w czyjeś kroki, zaczął się trząść. Objął się ramionami, wmawiając sobie, że jest tu bezpieczny, tak jak powiedział lis. Bardziej przyległ do pomnika, kroki były coraz głośniejsze, dobiegały gdzieś z tyłu, potem z boku…
Czarna postać bez określonych kształtów, o oczach czerwonych jak krew, z krzywym uśmiechem, wypełnionym ostrymi zębami, pojawiła się kilka kroków od pomnika. Patrzyła na chłopca, a on czuł, jak go mrozi spojrzeniem. Czuł, że chciała go pożreć, właśnie to robiła wzrokiem. Miał wrażenie, że jej zimne kończyny zaciskają się na jego szyi, albo co gorsza, wbijają się w brzuch i go rozrywają. Chciał krzyczeć, zawołać, ale strach go całkowicie sparaliżował.
Bestia z lasu, Leśny Stwór, nie ważne jak nazywano tajemniczego potwora, który zapędza ludzi w zaułek i ich pożera, żadna forma nie przedstawiała tego, co widziały oczy chłopca. Żadna z nazw nie wywoła takiego strachu, jak samo jego oblicze. 
Robin stracił głos, więc tylko przysunął się wzdłuż zimnej powierzchni, do zagłębienia w pomniku. Stwór nie podchodził, stał i obserwował, a chłopcu wydawało się, że zaraz wypluje serce, które szaleńczo mu biło w klatce piersiowej. Nagle lampa, którą trzymał anioł, rozbłysła jasnym blaskiem, na tyle mocnym, że chłopiec musiał zamknąć oczy. Skulił się i schował twarz w kolanach. Długo trwał w tej pozycji, a kiedy zdecydował się na spojrzenie przed siebie, usłyszał… samochody.
Otworzył oczy, zobaczył przez sobą bloki, były oblepione jakimś błotem i pleśnią, zaraz obok znajdowała się ulica, po której przemieszczały się samochody. Robin powoli wstał, oparł się o ścianę obok, kiedy nie mogąc uwierzyć w to, co widzi, prawie upadł znowu na ziemię. Rozejrzał się. Na chodniku szli obcy ludzie, którzy nie zwracali na niego uwagi, każdy z nich miał ponurą twarz, oczy wlepione w podłoże, brudne ubrania, wyglądali na smutnych albo złych. Czuł smród potu i asfaltu. Był mu znany, jednak tak dawno tego nie czuł, że teraz załzawiły mu oczy. 
W szarym tłumie ujrzał czerwony szal, za którym powoli ruszył. Nie wiadomo co nim sterowało, może chciał pochwycić coś, co nie było brudne i nie miało w sobie poczucia bezsilności. Ubranie znikało i pojawiało się w tłumie, ludzie wpadali na niego, ale się nie odzywali, każdy był zajęty sobą. Spojrzał w bok i ujrzał sklep „U Rouveta”. Chociaż nie widział, co znajdowało się za brudnymi szybami, wiedział, że sprzedawca dałby mu cukierka; skąd to wiedział? Po prostu to poczuł. Kontynuował śledzenie czerwonego szalika, który zniknął za ścianą. Chłopiec wszedł w uliczkę i zobaczył mały, jednorodzinny domek, wciśnięty między blokami. Ubrania nie zobaczył, ale dom wydał mu się dziwnie znajomy, a zaraz go przerażał. Chciał uciekać, ale drzwi były otwarte, jakby zapraszały do środka. Robin odetchnął spokojnie i powoli ruszył do budynku. Położył dłoń na klamkę i pociągnął, gdy światło wpadło do środka, ujrzał najpierw stopy. Gdyby wiedział, co zobaczy, nigdy by ich nie otworzył. Na podłodze leżało ciało, należało do młodej osoby, bardzo młodej, blada, wręcz szara skóra była w wielu miejscach sina. Kończyny były powykręcane w różne strony, wszystkie kości były połamane, a jedna wystawała z łokcia i łydki. Postać leżała w kałuży krwi, cała w siniakach i krwiakach. To ciało, jednym słowem, było zmasakrowane.
Robin uniósł oczy, aby zobaczyć twarz, ale światło tam nie dotarło. Zobaczył tylko czarny kosmyk włosów, a potem zrobił krok do tyłu. Szybko się odwrócił i zaczął uciekać, nie patrzył gdzie i dokąd, dlatego po chwili potknął się o coś. Nie poczuł żadnego bólu, wylądował tylko twarzą na ziemi. Podniósł się, otrzepał z piasku i zobaczył, że znajdował się na starym, opuszczonym cmentarzu. Odwrócił się, by sprawdzić, o co się potknął.
Ten widok był jeszcze gorszy od poprzedniego. 
Zobaczył mały nagrobek, w którym na pewno leżało dziecko. Pomnik przypominał zwykły głaz, z wyrytym napisem:
David Kingsway
ur. 2102
zm. 2111
W tym momencie znowu zobaczył blask tak mocny, że zakrył oczy, a gdy je otworzył, znajdował się w lesie przy pomniku anioła. Był cały mokry od zimnego potu, a strach nie zamierzał odchodzić. Serce biło jak szalone, oczy spoglądały na wszystko przerażone, nagle las nie wydawał mu się już tak bezpieczny, jak wcześniej. Nagle zerwał się do biegu, uciekał przed siebie, nie wiedział przed czym, ale bał się jak nigdy dotąd. To za dużo jak dla niego, już nigdzie nie mógł się czuć spokojny, tylko przy Nim.

<Riddle? Vivi?>
Autor: A-Enemi Brak komentarzy:
Etykiety: Robin

Mika

"Wszystko jest możliwe. Niemożliwe wymaga po prostu więcej czasu."


Czytaj więcej »
Autor: A-Enemi Brak komentarzy:
Etykiety: Mika

Shu⭐zo CD Lennie

Cieszyłem się, że tak się to skończyło. Jednak też nie ukrywam, że był to jeden z moich najgłupszych pomysłów. Szybko wróciłem do cyrku i nie sądziłem, że coś jeszcze się dzisiaj stanie. Byłem gotowy jedynie na wskoczenie do łóżka i przespanie w spokoju całej nocy. Od razu w namiocie zdjąłem te damskie ciuszki, ubrałem swoje własne, a potem poszedłem szybko zwrócić perukę i zmyć ten cały makijaż. Wszystko zajęło mi około dwudziestu minut i szczęśliwy wróciłem do namiotu. Gdy tylko zajrzałem do środka, zobaczyłem Lenniego. Nie sądziłem, że już wróci i w ogóle, że dzisiaj do mnie zajrzy. Od razu uśmiech zniknął z mojej twarzy, a przez moją głowę przeleciała scena, jak rzucam swoją różową sukienkę na biurko i wychodzę z namiotu. Cudownie. Tak oto wpadłem przez własną nieuwagę. On ją właśnie trzymał, odwrócił się do mnie, a z jego miny wynikało, że chciał, abym mu to wszystko wytłumaczył. Miałem pustkę w głowie. Uśmiechnąłem się nerwowo. Co tu powiedzieć? Nie sądzę, żeby uwierzył w historyjkę, że pożyczyłem ją jakiejś panience albo w moje zaprzeczenia, że mnie tam na pewno nie było i nie wiem, o czym on mówi. To jest sytuacja bez wyjścia.
Westchnąłem jedynie i wziąłem od niego tę sukienkę.
- Ładna, nie? Mój najlepszy projekt jak dotąd. - odłożyłem ją na miejsce, unikając kontaktu wzrokowego.
- Tak, ale dobrze wiesz, że nie o to mi chodzi. - pokiwałem od razu głową, słysząc jego słowa. Oparłem dłonie o biurko i znów westchnąłem.
- Ale przyznaj, że słusznie wylałem na niego tę kawę. - spojrzałem na niego kątem oka, z uśmiechem na twarzy i w sumie przypominając sobie to, chciałem się jedynie roześmiać. - A tak poważnie to... - usiadłem na biurku. - No tak przebrałem się za dziewczynę, a temu, booo nie mogłem wytrzymać tu sam ze świadomością, że sobie gdzieś idziesz w takim stanie, beze mnie, z tym swoim starym przyjacielem, który zresztą mnie wkurza swoim postępowaniem wobec ciebie. Dlatego wpadłem na... Wydawał mi się genialny, a teraz już nie za bardzo, pomysł. - westchnąłem cicho, tłamsząc dwoma palcami, jeden z kosmyków włosów. - Layli mi pomogła się przygotować, a potem stwierdziłem, że się tam do was wybiorę i sprawdzę co tam u ciebie... B... Bałem się, że coś ci się stanie, że jeszcze bardziej będziesz smutny, a ja naprawdę nie chce, żebyś był smutny. - westchnąłem cicho. - A wiesz czemu? To najdziwniejsze uczucie na świecie. Z jednej strony jest to takie silne, że nie umiem normalnie funkcjonować i zająć się swoimi sprawami. Z drugiej strony to dzięki temu uświadamiam sobie jak bardzo... - przerwałem na chwilę i spojrzałem prosto na magika. - Jak bardzo mi ciebie brakuje... Zależy mi na tobie i twoim szczęściu, Lennie. O wiele bardziej niż na swoim. - złapałem jego ręce. - Wiem, że to głupie, ale ja cię chyba...

- Shu, powiesz coś w końcu?
Słysząc głos Lenniego, zdziwiony zamrugałem, a dopiero po chwili zorientowałem się, że to piękne wyznanie stało się jedynie w mojej głowie. Nawet własna wyobraźnia nie pozwala mi dokończyć i wypowiedzieć tego słowa na "k". Momentalnie wróciłem do rzeczywistości i podniosłem wzrok na magika, przed którym wciąż stałem jak kołek. W sumie przez to dalej nie wiem, co powiedzieć. Na sam początek po prostu wziąłem głęboki oddech. Nie ma co ściemniać ani zagadywać. Tak samo, jak w moich wyobrażeniach, wziąłem od Lenniego tę sukienkę.
- Wiem, że nie powinienem tego robić. Powinienem siedzieć tutaj sam i nie kombinować. Jednak w tym tkwi cały problem. - zacząłem wszystko spokojnie wyjaśniać. - Martwiłem się, że jak wrócisz, to będziesz jeszcze bardziej smutny, więc wolałem tam iść w razie czego, bo niestety, ale po tym twoim przyjacielu nie spodziewałem się ani odrobiny wsparcia. - odstawiłem sukienkę na miejsce, wciąż ciągnąć temat. - Aaa, że chciałeś, żebym tu został, to wpadłem na pomysł, że się przebiorę i jakby nic się nie stało, to się nie dowiesz nawet, że tam byłem. - wzruszyłem ramionami, a potem oparłem się o biurko. - Los chciał inaczej, jak widać. Naprawdę przepraszam. Martwiłem się, a teraz już wiem, że nie było, po co i jedynie się skompromitowałem, bo żaden normalny facet nie przebrałby się z takiego powodu za kobietę. Jednak nie żałuję tego, bo ta kawa była najlepszym, co zrobiłem do tej pory. - stwierdziłem z delikatnym uśmiechem.

(Lennie~?)
Autor: A-Enemi Brak komentarzy:
Etykiety: Shu⭐zo

11 lis 2019

Lennie CD Shu⭐zo

Gdy zdjąłem z twarzy fartuszek, widziałem tylko, jak dziewczyna wychodzi z kawiarni. W momencie, w którym skręciła za budynek, dam sobie rękę uciąć, że zobaczyłem ogon. I to nie byle jaki, jasno brązowy, z kolorowymi pasemkami… 
- A to wredna szm… - mruknął pod nosem starając się wytrzeć napój ze swoich spodni. Nie powiem, ten widok mnie dość rozbawił, zasłużył sobie. Zdjąłem kapelusz z głowy i wyciągnąłem z niego spodnie, dokładnie takie, jakie miał na sobie przyjaciel.
- Idź się przebierz – wyciągnąłem w jego stronę ubranie. Spojrzał na mnie, a potem na dłoń, widziałem jak bardzo był wściekły na dziewczynę, a potem zdziwiony. W milczeniu wziął nowe spodnie i poszedł do toalety, w tym czasie ja dopijałem swoje cappuccino, zastanawiając się, czy zaczynałem wariować, czy Shuzo naprawdę przebrał się za dziewczynę. Nawet jeśli tak, to po co miałby to zrobić? A może mi się tylko wydawało, tylko wtedy to nie wyjaśnia jego… znaczy jej dziwnego zachowania; zamiast pójść za ladę do pracy, ona wyszła z budynku.
- Melanie się pyta, kiedy wracam – usłyszałem głos za sobą. Michaił miał na sobie czyste spodnie, a te brudne trzymał pod pachą. W dłoni miał telefon i przez chwilę patrzył na jego wyświetlacz, by po chwili schować komórkę do kieszeni.
- Kto?
- Moja dziewczyna – usiadł na swoje miejsce. - Będę się powoli zbierał.
- Strasznie się zmieniłeś – stwierdziłem. Chłopak się lekko uśmiechnął. - Kiedy?
- Widzisz, dużo się stało, gdy cię nie było. Wuefistka chajtnęła się z profesorem od fizyki, twoja sąsiadka dostała wylewu, a moja siostra wyjechała za granicę studiować. A ty dalej jesteś taki sam – uśmiechnąłem się.
- Rzeczywiście, to dość sporo – Michaił złapał kontakt wzrokowy z kelnerem, który zabrał nasze puste naczynia. Wstaliśmy od stołu i ruszyliśmy do drzwi. - Zostajesz tu na dłużej? - chłopak pokręcił głową.
- Wracamy z Melanie na studia do Toronto – pokiwałem głową. Przez chwilę milczeliśmy, aż chłopak wyciągnął swój telefon. - Podaj mi swój numer, nie ma po co znowu tracić kontakt – uśmiechnąłem się i mu go podałem, następnie on podał swój. Po tej szybkiej wymianie, ruszyliśmy wzdłuż ulicy, miałem go kawałek odprowadzić. - Ciekawe co mam teraz zrobić – odezwał się nagle.
- Czyli? - zerknąłem na niego kątem oka.
- Byłem martwy, a ja cię znalazłem. Twój ojciec musi wiedzieć, że żyjesz – oblał mnie nagle zimny pot.
- Gdzie jest?
- W Arizonie – odpowiedział. Pokiwałem głową i kiedy miał już skręcić, zatrzymałem go.
- Nic mu nie mów, sam to załatwię. Wyślij mi jego adres i może numer… - poprosiłem. Michaił pokiwał głową, pożegnawszy się, on wrócił do swojej dziewczyny, a ja ruszyłem do cyrku, z głową wypełnioną po brzegi myślami.
Gdy dotarłem na miejsce, nie poszedłem do swojego namiotu, tylko do Shuzo. Sam nie wiem, czego od niego chciałem, chyba chciałem sprawdzić, czy nie zamienił się w dziewczynę. Chłopaka nie było w namiocie, zajrzałem do środka, by się upewnić, a wtedy moim oczom ukazała się różowa sukienka, dokładnie taka sama, jaką miała kelnerka. Poczułem ciarki na plecach, w jednej chwili wszedłem do środka i wziąłem do ręki ubranie. Podniosłem je, by się upewnić; tak, to w stu procentach była ta. 
- Lennie? - usłyszałem za plecami, odwróciłem się i trzymając sukienkę w dłoniach, spojrzałem pytająco na Shuzo.

<Shuzo?>
Autor: A-Enemi Brak komentarzy:
Etykiety: Lennie

Shu⭐zo CD Lennie

Chwila chwila. To nie tak miało wyglądać. Nie miałem w planie z nimi rozmawiać, a co dopiero po raz kolejny zaznajamiać się bliżej z Lenniem. Znam już go lepiej nawet od tego jego pseudo przyjaciela, który jak na razie jedynie robi mojemu magikowi na złość i dobija go głupimi pretensjami.
- Nie sądzę, żeby to było konieczne. - odpowiedziałem z delikatnym uśmiechem. - Poza tym również nie sądzę, żeby taki facet, jak pan nie spotkał jeszcze wybranki swojego serca. - oznajmiłem, wciąż patrząc na Lenniego. - Coś tu jest nie tak. - dodałem, przenosząc wzrok na jego przyjaciela, robiąc niewinną minę. Z chęcią bym mu teraz wydrapał oczy... Nie nie nie. Stop. Cofam to. Moja zła strona zbyt intensywnie się odzywa. Jeszcze skończy się to jakimś nieszczęściem.
- Tak się składa, że mam już kogoś na oku. - odpowiedział Lennie. Nie wiedziałem, co o tym myśleć. Może po prostu zwyczajnie kłamał, żeby nie ciągnąć dłużej tego tematu? Jednak to nie jest takie ważne. Słysząc jego słowa, od razu jakoś cieplej się uśmiechnąłem. Bardzo mi zależy na jego szczęściu, a nie ma nic piękniejszego od znalezienia swojej prawdziwej drugiej połówki.
- Na pewno jest wielką szczęściarą. - odpowiedziałem, magik jedynie skinął głową.
- Pewnie właśnie panią. - powiedział jego przyjaciel, by jeszcze zatrzymać mnie przy ich stoliku. Powstrzymywałem się trochę od śmiechu, bo Lennie był już gotowy go zabić wzrokiem za takie teksty. Dlatego wziąłem sprawę we własne ręce.
- Z chęcią bym się wybrała na jakąś randkę. Poznała kogoś nowego. - odezwałem się dość rozbawionym tonem i wzruszyłem ramionami. Przyjaciel Lenniego złapał mnie za rękę.
- To bardzo proszę usiąść. Dogadacie się co do szczegółów. - postanowiłem nie protestować i od razu usiadłem z boku na wolnym miejscu. Już mi nie było do śmiechu tak jak przed chwilą. Jak tu się wymiksować z takiej sytuacji? Oparłem łokcie o stół, splotłem razem ręce, a na nich oparłem swój podbródek.
- Lubię białe obrusy i wykwintne dania o skomplikowanych nazwach. - uśmiechnąłem się delikatnie i spojrzałem na obydwóch. - Ale muszę was panowie rozczarować. - zrobiłem smutną minę. - Zamykamy za dwadzieścia minut, a ja nie szukam sobie drugiej połówki. - wstałem i niby przypadkiem wywaliłem kubek z cappuccino na spodnie tego koleszki Lenniego. Taka mała zemsta za ten tekst o cyckach i nie tylko. Chłopak od razu zerwał się na równe nogi. - O nie, ale ze mnie niezdara. Proszę mi wybaczyć. - przewróciłem oczami, zdjąłem swój fartuszek i rzuciłem go prosto na twarz magika, a potem już skierowałem się w stronę wyjścia. Nic tu po mnie, a Lennie wciąż nic nie wie i się nie dowie o mojej wizycie. Gdy już wyszedłem na zewnątrz i odszedłem od kawiarni, w spokoju zdjąłem perukę i wróciłem do cyrku.

(Lennie~?)
Autor: A-Enemi Brak komentarzy:
Etykiety: Shu⭐zo

10 lis 2019

Lennie CD Shu⭐zo

Gdy wstałem, czułem się jak trup, było mi jeszcze gorzej, niż wcześniej. Aby się trochę wybudzić, poświęciłem czas na  wypicie mocnej kawy. Spojrzałem w lustro, 
Nim się ubrałem i wypiłem mocną kawę, powinienem już być w połowie drogi. Na moje szczęście, on także się spóźnił, przynajmniej od tego szybkiego chodu (czasem biegu) się wybudziłem, jednak wory pod oczami pozostały dalej. 
- Wyglądasz okropnie – skomentował mój wygląd.
- Nawzajem – weszliśmy do kawiarni. Było w niej dość cicho, panowały tu odcienie błękitu i bielu, przez co miałem wrażenie, że znajdowałem się w jakimś oceanarium. Wybraliśmy jakieś odludniejsze miejsce i tylko na chwilę rzuciłem okiem na menu, nie miałem na nic ochoty, dlatego widząc, że odkładam spis po nie całej minucie, Michaił zamówił dla nas obydwu po cappuccino.
- Co zrobiłeś, kiedy uciekłeś? - zaczął temat, aż podskoczyłem na to pytanie.
- No wiesz, szwendałem się tu i tam… - odparłem nieco wymijająco. Ciężko mi było z nim rozmawiać, nawet, jeśli to był mój najlepszy przyjaciel. Teraz czułem się przy nim obco.
- I dołączyłeś do cyrku? - pokiwałem głową. - I sobie czarujesz?
- Ta, jakoś tak.
- Yhym. To masz ciekawie – był oschły, a nawet lekko zirytowany. Nie przeszło mojej uwadze, że ciągle bawił się palcami ze zdenerwowania.
- Jesteś na coś zły? - zapytałem. Spojrzał na mnie zimnym spojrzeniem.
- Na ciebie – spuściłem wzrok. - Wiesz co zrobili, kiedy zniknąłeś? Mnie osądzili najpierw o porwanie, potem wmówili, że coś ci zrobiłem, a ty ze strachu uciekłeś – to były szokujące informacje. Patrzyłem na niego zdezorientowany, nie wiedząc jak się zachować. Nie sądziłem, że moje zniknięcie przysporzy tyle problemów.
- Ale dlaczego? To bezsensu – mruknąłem ostatnie pod nosem, wtedy kelnerka przyniosła nam napoje. Gdy odchodziła Michaił powędrował za nią wzrokiem.
- Nie mam pojęcia. Szedłeś do mnie, a że byłem wtedy sam w domu, nie chcieli mi wierzyć, że nie dotarłeś – przetarłem oczy dłonią i spróbowałem napoju. Gorący i pyszny.
- Wybacz mi, nie myślałem, że doprowadzę do takich rzeczy – pociągnąłem nosem. Miałem ochotę się rozryczeć, ale nie chciałem tego robić przy nim. Nie chciałem wyjść na mazgaja. - To nie tak miało się skończyć.
- A jak? - podniósł głos, zwracając na nas uwagę niektórych ludzi, którzy szybko stracili nami zainteresowanie. - Gdybyś nikogo nie obchodził, może i nic by się nie stało. Ale miałem rodziców i przyjaciół, którzy myśleli, że nie żyjesz – powiedział szybko i podkreślał każde słowo. Teraz był porządnie wkurzony, nie dziwiłem mu się. Wstydziłem się spojrzeć na niego.
- Przepraszam…
- Przeprosinami nic nie zrobisz. Jest już za późno – uspokoił się, westchnął i napił się. Przez długą chwilę panowała cisza, w tym czasie rozejrzałem się po kawiarni, aby odciągnąć koszmarne myśli z mojej głowy. Wtedy zobaczyłem kelnerkę, która wydała mi się do kogoś podobna. Gdy złapałem z nią kontakt wzrokowy, miałem wrażenie, że zaczynam tracić zmysły. Czyżbym zaczynał wariować?
- Na co się tak gapisz? - głos przyjaciela wyrwał mnie z zamyślenia. Spojrzałem na niego. - Na tę kelnerkę? Nie powiem, całkiem ładna, chociaż wolę bardziej cycate – stwierdził przyglądając jej się. Gdy pomyślałem, że przypomina mi Shuzo, momentalnie się wkurzyłem.
- Przestań, nie gap się na nią – zmarszczyłem brwi. Michaił spojrzał na mnie i podniósł do góry jedną brew. - Wcześniej jakoś nie przyglądałeś się dziewczynom – dodałem.
- Minęło siedem lat – przewrócił oczami, lekko się uśmiechając.
- To co.
- Podoba ci się? - nim odpowiedziałem, mężczyzna pomachał do dziewczyny i zaprosił ją do stolika.
- Co ty robisz? - zapytałem go szeptem, nim podeszła. Nie odpowiedział mi.
- Mój przyjaciel twierdzi, że jest pani bardzo atrakcyjna – powiedział uprzejmie, kelnerka zrobiła się czerwona, a kiedy spojrzała na mnie, naprawdę byłem na granicy szału. Dlaczego ona mi go tak bardzo przypominała?!
- Dziękuje – odparła słodko. - Coś podać? - pokręciłem głową.
- Może pani się dosiądzie? - pokręciła głową.
- Muszę wracać do pracy.
- Nawet na pięć minut? - zapytał błagalnym tonem. - Lelun bardzo się ucieszy, bliżej się poznacie – spojrzał na mnie. Myślałem, że go zabije, czy on chciał mnie z nią zeswatać?

<Słodka kelnereczko?>
Autor: A-Enemi Brak komentarzy:
Etykiety: Lennie

Od Raya & Willa

Dzień był dość przyjemny. Jesień, słoneczko i zimny wiaterek. Pogoda była wręcz idealna, a bliźniaki korzystali z niej od samego rana. Co prawda w dość dziwny sposób, ale korzystali. Will postanowił się wygłupiać z wędką, zamiast pomagać swojemu bratu, który brodził po kolana w wodzie.
- Cienizna nie, Ray? - zagadał Will, żeby jakoś przerwać dłużącą się ciszę. Siedział przy brzegu na jednym z kamieni i zarzucał wędkę prosto do wody, a po chwili wyławiał różne małe sakiewki z różną zawartością. Ray natomiast nie zamierzał mu odpowiadać, jedynie zirytowany mruczał coś pod nosem, zbierając do kapelusza banknoty, które dryfowały na powierzchni wody i nie odpłynęły jeszcze w głąb jeziora. - Eeej. Odezwij się.
- Mniej gadania, więcej zbierania. - warknął i żeby chociaż w małym stopniu wyładować drzemiącą w nim złość, dość mocnym ruchem władował kolejną garść zamoczonych pieniędzy do kapelusza. Z chęcią by teraz na miejscu udusił swojego brata. Tyle forsy przepadło, a znaczna jej część wciąż jest w jeziorze. To pierwszy raz, kiedy się tak zdenerwował. Niestety chodzi o pieniądze, więc łatwo mu tego nie wybaczy i prędko się pewnie nie uspokoi. Tyle planowania, tyle starań włożonych w tę akcję, a ten debil Will sprawił w jedną sekundę, że cała forsa spotkała się z wodą. W dodatku w biały dzień. W każdej chwili ktoś ich może zauważyć i będą problemy i wyda się, że to oni okradli bank ubiegłej nocy. Co prawda mogli zostawić łup i wrócić do cyrku, ale przecież to pieniądze, a ich ludzka chciwość nie zna granic. Williamowi już nie było do śmiechu, gdy tylko usłyszał brata. Możliwe, że odrobinkę przesadził, robiąc mu na złość, ale przynajmniej jego połowa kasy jest bezpieczna i przede wszystkim sucha. Już się wolał się odzywać i nie wchodzić w drogę braciszkowi, dlatego postanowił zmienić swoje miejsce połowu i zszedł z kamienia i niedbale zarzucił wędkę w innym miejscu. Trafiła gdzieś w tataraki i o coś się zaczepiła. Gdy tylko próbował ją wyciągnąć, coś dość mocno go blokowało. W dodatku w tych tatarakach coś się poruszyło i w jednej chwili udało się usłyszeć głośny plusk, a haczyk puścił i Will w spokoju mógł zwinąć żyłkę.
- Hej Ray... - zwrócił się do brata z niepewnym uśmiechem, dalej patrząc w stronę, z której doszedł plusk.
- Co znowu? - odwrócił się do niego i zamrugał. - To nie ty wpadłeś? - od razu przeniósł wzrok na tataraki. Cały gniew w momencie go opuścił. Teraz jedynie się zastanawiał, kto tam siedział i czy będą mieć kłopoty. Will nerwowo pokręcił głową, a jego brat ruszył cicho w stronę tych zarośli, wciąż trzymając w ręce kapelusz z forsą. Obaj modlili się w myślach, żeby co najmniej była to jakaś większa ryba, ewentualnie kaczka. Will nie słysząc brata ani niczego z tataraków postanowił podejść do niego, ale od strony brzegu. Obaj zamarli, widząc, kto tak naprawdę wylądował w wodzie w dodatku z rozwaloną przez haczyk koszulką.

<Ktoś?>
Autor: A-Enemi Brak komentarzy:
Etykiety: Ray ◦ Will

8 lis 2019

Vivi CD Robin & Riddle

Lis zastrzygł uszami. Cóż wyglądało to wszystko jak scena z jakiejś książki. Teraz tłum ludzi chce dopaść potwora. Uśmiechnął się pobłażliwie, spoglądając na ludzi.
- Nawet nie macie pojęcia, z czym zadarliście. - zachichotał. - Kto wam pozwolił psuć taką wspaniałą atmosferę?
Odpowiedziała mu cisza. Vivi westchnął i spojrzał na Riddle'a.
- Wyjaśnij mi, co to znaczy — mruknął brunet.
- Dobrze wiesz, co twój nowy podopieczny zrobił. To są jedynie konsekwencji tego czynu.
- Nie słyszałem o tym zupełnie nic.
- Oj czyżby? Czy ty sobie ze mnie kpisz lisku... - prychnął drugi demon.
Artemis przewrócił oczami i sapnął. Męczące było prowadzenie konwersacji z tym cholernym rosyjskim demonem, już mu popsuł cały wieczór.
- Może odwołaj te swoje ludzkie brytany i się dogadajmy, hm? Nie ma co się tak złościć o, jak ty to mówisz... Zwykłego szczura? - posłałem mu wredny uśmiech.
Wszystkie oczy spoczęły na odzianym w futrzany płaszcz.
- Moi wyznawcy szczurami? Znów sobie kpisz Vivienne.
- Oh teraz już nie wiesz, o czym mowa — roześmiał się kładąc uszka po sobie. - No nie powiem wygodnie tak zapominać.
- Chciałem zobaczyć krwawą jatkę, a nie prowadzić nużąca konwersację...
- Mówiąc krwawą jatkę, miałeś na myśli, masowe morderstwo twoich podwładnych?
- Vivi posłał Rosjaninowi czarujący uśmiech. - Niestety nie jestem w nastroju. Pogładził swój ogon. Otoczyła go srebrzysta, gęsta jak mleko mgła, która zasłoniła widok wszystkim zebranym. Nie dało się zobaczyć nawet własnej dłoni przed oczami. Z mgły wychyliła się srebrzystoszara biała bestia. Lis był przynajmniej o pięć głów wyższy od dorosłego mężczyzny jak nie więcej. Osiem ogonów spokojnie powiewało na wietrze, rozwiewającym mgiełkę. Zwierzę przekrzywiło łeb, spoglądając tłumem na las otaczający ich z obu stron. Za nim ktokolwiek zdążył się zorientować, co się dzieje, chwycił swojego podopiecznego i jednym susem przeskoczył zebranych. Spadając na cztery łapy, odwrócił się do nich, sadzając sobie chłopca na grzbiecie.
- Wrócimy do tej rozmowy, gdy mój człowiek nie będzie zagrożony — posłał Riddle'owi wyzywające spojrzenie i zniknął w nadal zasnutym mgła lesie.
W lesie zapadła głucha cisza. Wszystkie zwierzęta wyczuły nieprzyjemną aurę demona i wolały zejść mu z drogi. Powoli zagłębiał się w las, do czasu aż dotarł do starej podniszczonej statuy anioła. Już samo przebywanie w pobliżu tego monumentu wywoływało u Viviego nieprzyjemne uczucie. Stanął dobre 10 metrów od sylwetki skrzydlatego człowieka. Położył się na ziemi, tak by David mógł bezpiecznie zsunąć się na dół. Gdy już stał na swoich własnych nogach, Vivi delikatnie popchnął go pyskiem w stronę statuy. Nie mógł podejść bliżej, a jego chłopczyk nadal był oporny co do podejścia do figury. Głęboko westchnął.
- Robin musisz tu na mnie zaczekać, rozumiesz? Tylko tu będziesz w miarę bezpieczny, przynajmniej na razie...

( Robin? Riddle? )
Autor: A-Enemi Brak komentarzy:
Etykiety: Vivi

5 lis 2019

Esther CD Ozyrys


Po raz kolejny popatrzyłam na wykonany przez siebie rysunek, po czym szybko zamknęłam notatnik i schowałam go do swojej torby. Może i nie jestem najlepszym artystą, ale i tak się staram.
- Przyznam szczerze, że rysunek też nie jest wysokich lotów, ale zrozumiałam, co chciałeś przekazać - uśmiechnęłam się lekko krzyżując ręce na klatce piersiowej. Z jednej strony rozumiałam zachowanie Ozyrysa, jego niepokój i pewien strach przed tym stworzeniem, lecz z drugiej chyba spotkałam już tyle zadziwiających zwierząt, że raczej mało rzeczy mnie zdziwi. Z mojej perspektywy ten tutaj był raczej normalny. O ile jakiekolwiek zwierzę takiego rodzaju można nazwać normalnym - Istnieją gorsze. Zarówno te rysunki, jak i te stworzenia. Jeśli to pierwszy potwór jakiego spotkałeś w swoim życiu to ciesz się, że wygląda w taki sposób. Chyba, że tak jak niektórzy wolałbyś ujrzeć najgorszego stwora jaki chodzi po tej ziemi, a później stopniowo poznawać kolejne. W ten sposób każdy kolejny będzie lepszy i koniec końców się zapomni o tym najgorszym. Osobiście wolę w drugą stronę, ale każdy na swój własny sposób - ponownie usiadłam pod drzewem i oparłam się plecami o jego pień. Tymczasem kototwór, czy jakkolwiek inaczej można go nazwać, poruszał się niespokojnie między kolejnymi skupiskami zieleni, co jakiś czas podchodząc do Ozyrysa i znowu odchodząc. O ile z wyglądu jest raczej normalny, to jego zachowanie nie wskazuje na to, aby był całkowicie zdrowy na umyśle. Kiedy znalazł się w wystarczającej odległości, wyciągnęłam do niego rękę. Jak to typowy kot, na początku ostrożnie obserwował moje ruchy, potem dopiero kiedy zorientował się, że nic mu z mojej strony nie grozi, podszedł i pozwolił się dotknąć. Można by powiedzieć, że to nie jest żaden potwór, a jedynie wyjątkowa... krzyżówka. Nawet jeśli Ozyrys coś do mnie mówił, bądź rzucał słowa w przestrzeń, nie zwracając się do nikogo, ja go nie słyszałam, ponieważ całą moją uwagę pochłonął zwierzak.
- Nazwałabym go jakoś, bo nie można wiecznie mówić o nim tak strasznie ogólnie. Także trzeba mu wymyślić imię, co ty na to? - powiedziałam znowu wstając, obserwując jak nieco już pewniejszy siebie kot siada gdzieś niedaleko.

<Ozyrys? >
Autor: Smiley Brak komentarzy:
Etykiety: Esther

4 lis 2019

Shu⭐zo CD Lennie

Nie czułem, żebym w ogóle pomógł. Poza tym dobijał mnie fakt, że on za niedługo pójdzie sam na spotkanie z tamtym gościem. Martwiłem się i źle się z tym czułem. Jak mam niby tak spokojnie czekać na niego i spotkać się z nim dopiero jutro? Nie wytrzymam tak długo. Co jak coś mu się stanie albo potem będzie w jeszcze większym dołku? Chodziłem niespokojnie po namiocie, zupełnie nie wiedząc czym się zająć, żeby przestać myśleć o Lenniem. Czemu nie chciał, żebym poszedł z nim? Chce mu jedynie pomóc, a kto to inny zrobi jak nie ja? Niby ten jego kolega? Nogi wbijały mi się już do tyłka i finalnie padłem bezsilnie na łóżko.
- Zwariuje tutaj. - wymamrotałem sam do siebie z twarzą w poduszce. Po chwili jednak ją podniosłem i położyłem się na boku. Dalej nie wiedziałem, co ze sobą począć. Nie mogę tak zostawić Lennie'go i samego go tam puścić. Westchnąłem ciężko, niezadowolony tą sytuacją. Pewnie jak tam się zjawie to nie będzie za bardzo zadowolony. Na pewno się zdenerwuje, że go nie posłuchałem i że jestem takim natrętem, który nie odpuści i musi pomóc. W sumie po części to prawda. Mógłby się domyślić czy coś... Od niechcenia przeleciałem wzrokiem po rzeczach przede mną. Było to moje biurko z maszyną do szycia oraz oczywiście sterta ubrań, a na niej bardzo ładna prosta... Sukienka. Przeniosłem wzrok na biurko. Mój eyeliner leżał na wierzchu... Finalnie spojrzałem w lustro i się podniosłem. W mojej głowie zaświtała wspaniała myśl. Wziąłem sukienkę i wybiegłem z namiotu. Potrzebowałem małej pomocy.
Nie sądziłem, że to wszystko tak długo zajmie. Jednak efekt był wręcz powalający i warto było się tak starać. Może świat się pomylił i od samego początku było mi przeznaczone bycie dziewczyną? Głupio się czułem w tej sukience, ale nie było wielkiej tragedii. Wszystko jest do zniesienia. Martwię się o Lennie'go. Tylko zerknę jak sobie radzi i potem od razu wrócę do cyrku. Nawet nie zauważy, że tam byłem. Przez jakiś czas nie mogłem oderwać wzroku od lustra. Cały makijaż był fachowo zrobiony. Layli naprawdę bardzo mi pomogła i bardzo się cieszę, że zgodziła się mi pomóc. Sam nie wiem, jak jej dziękować. Miałem na głowie czarną perukę, której lekko zakręcone w loki włosy sięgały mi do ramion i jakby co to była identycznego koloru co moje własne włosy, więc nie muszę się martwić, że jakieś z kosmyków będzie widać czy coś. Sukienka była rzecz jasna mojego autorstwa i jest to jeden z najlepszych projektów jak do tej pory. Sięgała mi do kolan i miała pastelowo różowy kolor. Pod nią rzecz jasna miałem białą halkę. Rękawy sięgały mi do łokci i nie miała za dużego dekoltu, ale i tak założyłem na nią ładny pastelowo niebieski sweterek z dużą złotą gwiazdką na środku. Nie zmarznę i wyglądałem bosko. Nie sądzę, że bardzo będę się rzucać w oczy. Dużo panienek chodzi podobnie ubranych... Przynajmniej tak mi się wydaje. Najbardziej urocze w tym wszystkim wydawały mi się ciemne podkolanówki i czarne lakierki z małym obcasem i różowymi kokardkami z przodu. Wyglądało to cudownie. Zajęło mi to wszystko tak długo, bo musiałem jakoś zamaskować swoje psie uszy i ogon. Z ogonem było zdecydowanie trudniej. Jest straszliwe długi i puchaty, ale w końcu razem z Layli znaleźliśmy na to sposób. Mam upleciony ogromny warkocz, który dodatkowo jest owinięty wokół mojego tułowia. Przez sweter i sukienkę zupełnie tego nie widać. To dość dziwne uczucie. Pierwszy raz mój ogon nie zakrywa mi tyłka, a sukienka też za dobrze nie spełniała tej funkcji. Cóż. Muszę się do tego przyzwyczaić.
- To co? Jestem gotowy. - okręciłem się wokół siebie. - Dalej nie mogę w to uwierzyć. Jakoś się odwdzięczę, gdy tylko wrócę. - spojrzałem na Layli z uśmiechem. Ona jedynie machnęła ręką.
- To drobiazg. Nie trzeba. - sprawdziła godzinę na swoim telefonie. - Nie musisz już czasem iść? - spytała, pokazując mi godzinę. Już było po dziewiętnastej.
- Muszę i to szybko. - przytuliłem ją jeszcze. - Naprawdę ci dziękuję. - po tych słowach wybiegłem na zewnątrz i ruszyłem samotnie w stronę miasta.
Znalezienie kawiarni nie było trudne. Normalnie oraz cicho wszedłem do środka. Rozejrzałem się po całym pomieszczeniu. W sumie nigdzie nie widziałem ani Lennie'go, ani tego jego starego znajomego. Usiadłem przy pustym stoliku, machnąłem włosami do tyłu i założyłem nogę na nogę. Westchnąłem zawiedziony i znów się rozejrzałem po sali. Tym razem już ich znalazłem. Obaj siedzieli parę stolików przede mną i rzecz jasna rozmawiali. Lennie siedział plecami do mnie, więc trudno mi było cokolwiek stwierdzić, a byłem pewien, że był to on, ponieważ ten jego kapelutek oraz rude włosy rozpoznałbym wszędzie. Musiałem coś wymyślić, żeby się do nich zbliżyć. Rozejrzałem się po lokalu, intensywnie myśląc, a parę sekund później znów mnie olśniło, gdy akurat stanęła koło mnie kelnerka.
- Co będzie dla Pani? - spytała, trzymając już długopis i notatnik, gotowa do pisania. Spojrzałem na nią od razu z szerokim uśmiechem, a później....
Wyszedłem z zaplecza, poprawiając firmowy fartuszek, który nosiło te parę kelnerek w tej kawiarni. W sumie nawet mi pasował. Wziąłem do ręki notatnik i długopis, a potem jak gdyby nigdy nic podszedłem do stolika tuż obok Lennie'go i tego jego koleszki. W sumie nie pamiętam, jak miał na imię. Poza tym i tak mi się nie przedstawił. Siedziała przy nim czteroosobowa rodzinka. Mama, tata i dwójka sześcioletnich córeczek, które bardzo nudziły rodziców o jakieś ciasteczka z kremem waniliowym i truskawkami.
- Dzień dobry. Co będzie dla państwa? - spytałem jakże przekonującym kobiecym głosem, przykładając końcówkę długopisu do kartki małego notesika. Coraz lepiej mi to wychodzi. Przez pierwsze parę sekund zapisywałem zamówienie, ale już później mój wzrok uciekł w stronę Lenniego, który szybko to wychwycił i nasze spojrzenia momentalnie się spotkały. Szybko odwróciłem wzrok i skończyłem zapisywać zamówienie, a potem pogłaskałem jedną dziewczynkę po głowie. - Już lecę po te wasze ciasteczka. - odpowiedziałem z uśmiechem, a obie dziewczynki zaczęły cicho chichotać. Przez chwilę czułem wzrok Lennie'go na sobie, potem jeszcze spojrzał na mnie również jego znajomy. Czyżby już mnie zdemaskował albo się czegoś domyślał? Zachowując spokój, zająłem się zrealizowaniem zamówienia, a potem co jakiś czas kręciłem się blisko stolika Lenniego pod byle pretekstem. Obaj już nie zwracali na mnie zbytniej uwagi... Przynajmniej miałem taką nadzieję. Wszystko wydawało się w porządku, chociaż dalej nie byłem w stu procentach pewien. Rozmawiali, ale trudno mi było wychwycić, o czym dokładnie. Jestem trochę głuchy przez tę perukę. Myślałem, że to wszystko będzie mniej skomplikowane i wrócę do cyrku raz-dwa. Jak widać, trochę się myliłem.

(Lennie~?)
Autor: A-Enemi Brak komentarzy:
Etykiety: Shu⭐zo

Riddle CD Spektr

W mroku leniwie drzemały zastygłe przez tysiąc lat rojenia. Zjawiłem się w tym najwspanialszym i jednocześnie najstraszniejszym miejscu w skutej lodem starożytnej świątyni. Oczywiście teraz już nikt by nie znalazł tutaj duchowego ukojenia. Była to sala rytuałów, przeznaczona do odprawiania tajemnych ceremonii. Dlatego żaden z tamtejszych witraży nie przedstawiał nic związanego z dobrą wiarą. Na samym końcu sali pod trzema największymi witrażami był wielki kamienny ołtarz, a na ziemi przed nim rosło młode śnieżnobiałe drzewo, którego korzenie rozrosły się na prawie całą salę. Wkradający się do środka śnieg ani trochę nie przeszkadzał roślinie. Pełni ona już od setek lat funkcję pewnego więzienia, więc jasne, po co tutaj przyszedłem.
Niestety gorzko tego pożałowałem.
Tamtego pamiętnego dnia pożegnałem się z moim słuchaczem słowami: Do zobaczenia. W tej chwili nadszedł moment, żeby znów się zobaczyć i może uścisnąć sobie dłonie na cześć nowej pięknej współpracy. Chociaż dłonie to słaby pomysł. Podwinąłem rękaw prawej dłoni. Cała lekko drżała i była sina, a gdy tylko zaciskałem palce, od zewnętrznej części dłoni aż do ramienia przeszywał mnie najprawdziwszy ból, który zresztą ukazywał się na niej w postaci nieznanych temu światu symboli, które emanowały białym światłem. Dawno nie czułem bólu i z każdą chwilą coraz mniej mi się podobał. Głupiec ze mnie. Myślałem, że zdołam bez problemu zniszczyć zamek więzienia moich przyjaciół. Na skutek tego jedynie sam sobie zaszkodziłem. Bez klucza się nie obejdzie. Znów zaciągnąłem rękaw na dłoń, a później schowałem ją pod futrzanym płaszczem. Nie zwlekając, wyszedłem z namiotu. Pogoda była taka sobie. Słoneczko, chmury i wiatr. Szkoda, że nie ma deszczu albo przynajmniej jakiejś mgły bądź zwykłego zachmurzenia.
Miałem cały dzień na znalezienie Spektra i dogadania się z nim. Jednak za bardzo się z tym nie spieszyłem. Ach te uzależnienia. Nie ma to jak odprężająca partyjka pokera. Szkoda tylko, że miałem do dyspozycji jedną rękę. Dopiero gdy nastał zmrok, pojawiłem się w jego namiocie. Ręka momentalnie zaczynała niemiłosiernie piec, ilekroć użyłem swojej mocy. Myślałem, że się tam najzwyczajniej przewrócę. Czułem się tak słabo, a anemia ani trochę mi nie pomagała. Na szczęście jeszcze go tam nie było, więc nie musiałem się głupio tłumaczyć ani nic. Rozejrzałem się po pomieszczeniu. W sumie na pierwszy rzut oka nic tam nie było interesującego. Nic co by mnie interesowało bądź było mi potrzebne. Westchnąłem niezadowolony. Czemu wszystko musi być takie skomplikowane? Poza tym, czym mógłby być ten klucz? Pstryknąłem palcami i w mojej zdrowej dłoni pojawiła się pewna stara książka. Jedna z moich ulubionych w moim ukochanym języku, którego nie zna żaden człowiek. Starałem się delikatnie otworzyć ją swoją prawą dłonią, ale nie było to takie proste. Akurat też mój wyczekiwany techniczny się zjawił i również w tym momencie upadła mi książka.
- O w końcu jesteś. Już myślałem, że nie przyjdziesz. - spojrzałem na chłopaka. Nie miałem siły, żeby się schylić po książkę. W ogóle wszystko stało się takie męczące. - Pomożesz mi? To bardzo delikatna sprawa, a ja. - wskazałem chorą rękę. - Nie jestem w stanie nic sam zrobić.

(Spektruś~? Przebacz mi tę okropnie długą zwłokę ;-; to się już nie powtórzy)
Autor: A-Enemi Brak komentarzy:
Etykiety: Riddle
Nowsze posty Starsze posty Strona główna
Subskrybuj: Posty (Atom)
Fabuła
Home
NPC
Grafika
Postacie
Dołącz

Informacje

Żyjemy tutaj powoli, ale spokojnie.
Witamy cię w naszych skromnych progach. Miło nam będzie, jeśli zawitasz tutaj dłużej. Zapraszamy cię do zapoznania się z fabułą i dołączeniem do trupy cyrkowej, każdy tutaj znajdzie dla siebie miejsce.

Aktualny Stan: 4K | 10M

Obecna pora roku: Lato

Nieobecności: ---

Discord

Discord

Etykiety

18 Arche Cherubin Doll Event Informacje Jumper Lacie Lennie Orion Ozyrys Postać Riddle Robin Shu⭐zo Smiley Tenso The Beast Vivi Vogel

Archiwum bloga

  • ►  2023 (19)
    • ►  listopada (1)
    • ►  października (2)
    • ►  września (1)
    • ►  sierpnia (5)
    • ►  lipca (2)
    • ►  maja (3)
    • ►  lutego (3)
    • ►  stycznia (2)
  • ►  2022 (91)
    • ►  grudnia (2)
    • ►  listopada (7)
    • ►  września (6)
    • ►  sierpnia (16)
    • ►  lipca (15)
    • ►  maja (6)
    • ►  kwietnia (9)
    • ►  marca (21)
    • ►  lutego (2)
    • ►  stycznia (7)
  • ►  2021 (107)
    • ►  listopada (14)
    • ►  października (14)
    • ►  września (17)
    • ►  sierpnia (7)
    • ►  lipca (18)
    • ►  czerwca (4)
    • ►  maja (11)
    • ►  kwietnia (4)
    • ►  marca (7)
    • ►  lutego (2)
    • ►  stycznia (9)
  • ►  2020 (167)
    • ►  grudnia (4)
    • ►  listopada (3)
    • ►  października (3)
    • ►  września (5)
    • ►  sierpnia (7)
    • ►  lipca (9)
    • ►  czerwca (8)
    • ►  maja (29)
    • ►  kwietnia (28)
    • ►  marca (39)
    • ►  lutego (12)
    • ►  stycznia (20)
  • ▼  2019 (210)
    • ►  grudnia (13)
    • ▼  listopada (27)
      • Lennie CD Shu⭐zo
      • Shu⭐zo CD Lennie
      • Esther CD Ozyrys
      • Cal CD Rose
      • Fenneko CD Queen Chie
      • Robin CD Vivi&Riddle
      • Vivi CD Riddle&Robin
      • Informacje + Czystka
      • Ozyrys CD Esther
      • Lennie CD Shu⭐zo
      • Shu⭐zo CD Lennie
      • Lennie CD Shu⭐zo
      • Riddle CD Robin&Vivi
      • Rose CD Cal
      • Smiley DO Mika
      • Robin CD Vivi&Riddle
      • Mika
      • Shu⭐zo CD Lennie
      • Lennie CD Shu⭐zo
      • Shu⭐zo CD Lennie
      • Lennie CD Shu⭐zo
      • Od Raya & Willa
      • Vivi CD Robin & Riddle
      • Esther CD Ozyrys
      • Shu⭐zo CD Lennie
      • Riddle CD Spektr
      • Lennie CD Shu⭐zo
    • ►  października (12)
    • ►  września (13)
    • ►  sierpnia (21)
    • ►  lipca (19)
    • ►  czerwca (14)
    • ►  maja (14)
    • ►  kwietnia (15)
    • ►  marca (15)
    • ►  lutego (12)
    • ►  stycznia (35)
  • ►  2018 (351)
    • ►  grudnia (22)
    • ►  listopada (21)
    • ►  października (20)
    • ►  września (27)
    • ►  sierpnia (41)
    • ►  lipca (77)
    • ►  czerwca (28)
    • ►  maja (38)
    • ►  kwietnia (24)
    • ►  marca (15)
    • ►  lutego (14)
    • ►  stycznia (24)
  • ►  2017 (773)
    • ►  grudnia (12)
    • ►  listopada (21)
    • ►  października (38)
    • ►  września (35)
    • ►  sierpnia (76)
    • ►  lipca (54)
    • ►  czerwca (46)
    • ►  maja (36)
    • ►  kwietnia (70)
    • ►  marca (98)
    • ►  lutego (114)
    • ►  stycznia (173)

spisowniki





Super Kawaii Cute Cat Kaoani
ally © 2015 http://unique--graphic.blogspot.com . Obsługiwane przez usługę Blogger.