30 sie 2018

Vogel DO Smiley

Było już późne popołudnie, a ja jak ten głupi siedziałem w namiocie tego całego Pika, który przed chwilą wyszedł, zostawiając mnie przy tym samego ze sobą. Przeciągnąłem się na fotelu, na którym nakazał mi usiąść. Chciał o czymś porozmawiać i widziałem po nim, kiedy to wpadł na mnie, gdy zmierzałem w kierunku bufetu, że był czymś mocno podekscytowany. Nie zdążyłem wtedy nawet zaprotestować, a kiedy mnie już tu przyciągnął i zaczął rozwijać swój temat, nagle przyszła jakaś kobieta, wołając go do siebie. Westchnąłem głośno, odchylając się delikatnie do tyłu, przez co czułem, jak oparcie jasnego fotela wbija się w moje łopatki, co nie było zbyt miłe. Po kolejnych minutach czekania i słuchania dziwnych dźwięków wydobywających się z mojego brzucha uniosłem głowę w poszukiwaniu czegoś, co by choć na chwilę mnie zajęło. Moją uwagę przyciągnęła malutka, lecz wypełniona po brzegi, półka na książki, która przez ich okładki wydawała się taka kolorowa. Nie zastanawiałem się zbyt długo i już po chwili stałem przy niej. Przetarłem palcami po jej brzegu, zauważając, że nie ma na niej żadnego kurzu, po czym pochyliłem się nad nią, oglądając tytuły. Nie były zbyt wyszukane, stwierdzając po tytułach, były to jakieś kryminały, opowieści przygodowe oraz tanie wątki romansów, widziałem jednak niektóre tytuły publicystyczne i już miałem za nie sięgnąć, lecz w tym momencie ktoś, wchodząc, odwiódł mnie od tego pomysłu.
- Och! Czyli jeszcze tu jesteś. Bardzo się cieszę -usłyszałem cichy śmiech na końcu jego słów, na co zwróciłem głowę w jego stronę.
- Przecież mnie tu wezwałeś, więc dlaczego miałbym stąd wyjść? -zapytałem, nie mając zbytnio pojęcia, o czym mówił.
Ten w odpowiedzi znów się zaśmiał, tym razem głośniej, podchodząc bliżej mnie. Kiedy był wystarczająco blisko, wyprostowałem się, a ten spojrzał na mnie zaciekawionym wzrokiem.
- A więc? -zacząłem. Nie to, że byłem zły na niego, że przyprowadził mnie tu, a teraz nie chce mówić. Bardziej byłem zły na to, że byłem coraz bardziej głodny -Co miałeś mi takiego do powiedzenia? -oparłem się o ciemną półkę, której jeszcze chwilę temu się przyglądałem.
- Ach tak -klasnął szybko w dłonie, jakby przypomniał sobie o czymś ważnym -Chodzi o to, że...
Już byłem ucieszony, że to spotkanie zaraz dobiegnie końca, lecz w tym momencie ponownie ktoś wszedł do środka, przerywając mu w połowie zdania. Przekręciłem oczami, odwracając przy tym głowę.
- Pik!... Och -najwidoczniej ten ktoś zauważył mnie -Bardzo przepraszam, czy przeszkadzam? -poczułem na sobie wzrok nieznajomej.
Pokręciłem głową i spojrzałem szybko na Pika, po czym oddalając się od niego, rzuciłem na odchodne.
- Widzę, że dzisiaj sobie nie pogadamy, dlatego zaczekajmy na inną okazję. Do zobaczenia! -przeszedłem obok niskiej dziewczyny, która skinęła do mnie głową. Gdy tylko wyszedłem na zewnątrz, niemalże od razu usłyszałem, jak zaczynają rozmawiać. Pokręciłem głową, głośno wzdychając. Spojrzałem przed siebie i stwierdziłem, że po tak długim czekaniu, już pewnie nie ma niczego w cyrkowym bufecie. Sięgnąłem do tylnej kieszeni, wyciągając przy tym brązowy, skórzany portfel i gdy miałem pewność, że mam przy sobie jakieś grosze, postanowiłem przejść się do miasta. Zanim jednak rozpocząłem swoją podróż, usłyszałem za sobą głos Pika. Odwróciłem się w jego stronę z pytaniem wymalowanym na twarzy. Podszedł do mnie, uśmiechając się przy tym, po czym podał mi jakąś torbę. Nie wiedząc, co w niej jest, czekałem, aż zacznie to wyjaśniać.
- Już nie bądź taki podejrzliwy, Vogel! -zaśmiał się, wciskając przy tym do mojej dłoni beżową torbę. Od niechcenia złapałem za nią -Są tam papiery opisujące sytuacje, które działy się w cyrku. Pomyślałem, że kiedy je przeczytasz, może coś ci się przypomni.
W końcu go rozumiejąc, przewiesiłem torbę przez ramię, kiwając przy tym głową w geście podziękowania. Po tym, jak w końcu pozbył się zbędnego bagażu, klepną mnie w ramię, puszczając mi przy tym oczko, a następnie zawrócił do swojego namiotu. Spojrzałem raz jeszcze w stronę swojego nowego pakunku i westchnąłem zrezygnowany. Nie czekając już ani chwili dłużej, ruszyłem w stronę miasta.
Po dwóch godzinach wyszedłem w końcu z kawiarenki, mając przy sobie woreczek z zamówioną przez siebie słodyczą. Uśmiechnąłem się do siebie i zdeterminowany ruszyłem w stronę cyrku, ciesząc się z tego, że gdy tylko przyjdę do swojego skromnego mieszkanka, będę mógł skonsumować swoje upragnione ciasto. Szybko schowałem prześwitujący worek z ciastkiem w środku do torby z papierami i ruszyłem w drogę powrotną. Przechodząc przez las, zorientowałem się, że zaczęło się już ściemniać, przez co na niebie można było zobaczyć już pierwsze gwiazdy.
Po około godzinnej wędrówce, w której to bacznie obserwowałem naturę wokół siebie, rozmyślałem nad tym, czy kiedyś też tędy przechodziłem. Nic jednak mi nie świtało, a kiedy już podszedłem do swojego skromniutkiego mieszkanka, zapomniałem o tej myśli.
Wszedłem do środka, cicho witając się z panującą tam pustką. Dlaczego tak zrobiłem? Może przyzwyczajenie? Albo jakiś impuls? Coś na pewno. Podszedłem do brązowego stolika, na którym ostrożnie postawiłem bagaż, po czym cofnąłem się do wyjścia. Miałem zamiar wziąć szybką kąpiel przed rozpoczęciem swojej pracy, którą polecił mi mężczyzna. Tak jak pomyślałem, tak też zrobiłem. Wchodząc do środka łaźni, słyszałem dosyć głośne rozmowy siedzących tam mężczyzn. Przebrałem się w ręcznik i wszedłem do środka, nie zważając przy tym na spojrzenia innych zgromadzonych. Usiadłem przy brzegu z dala od nich i zamykając oczy, momentalnie odpłynąłem. Nie wiedząc, ile czasu już minęło, otworzyłem oczy i leniwie rozejrzałem się po pomieszczeniu. Szybko mogłem stwierdzić, że już nikogo ze mną nie ma, co mnie bardzo zrelaksowało. Ułożyłem się wygodniej na swoim miejscu, po czym położyłem głowę na podłodze, wzdychając przy tym radośnie. Ponownie przymknąłem oczy, rozkoszując się ciepłą wodą oraz tym, że ból stóp, którego nabyłem po przejściu takiego dystansu, zaczął odchodzić. Po jakiś kolejnych piętnastu minutach w końcu wynurzyłem się z wody i skierowałem się w stronę wyjścia. Otwierając drzwi do szatni, złapałem się za ramiona z powodu zimna, które przedzierało się przez niedomknięte drzwi. Warknąłem krótko, a następnie podszedłem do szarej szafki, w której schowałem swoje ubrania. Kiedy już je na siebie nałożyłem, wróciłem do mieszkania. Zmęczony, przewiesiłem przez uchwyt szafy swój płaszcz, od razu kierując się do stolika, na którym czekały już na mnie dokumenty. Rozpakowałem je wszystkie i patrząc na nie z daleka, konsumowałem ostatni kawałek truskawkowego ciasta. Oblizując swoje wargi i zakładając zniszczone okulary na nos, sięgnąłem za pierwszy plik.
Nie wiedziałem, ile już minęło od początku przeglądania, tylko po dźwiękach świerszczy, zorientowałem się, że był już późny wieczór, a ja siedząc przy drewnianym biurku, przepełnionego stertami papierów, które zabrałem od Pika, czytałem kolejną linijkę czarnego jak smoła tekstu na białej kartce. Przewróciłem na następną stronę, poprawiając nieco głowę na opartej na blacie ręce. Kiedy każde nowe słowo nie dawało mi nic ciekawszego do rozmysłu, zacząłem przecierać dwoma palcami swoje brwi, zamykając przy tym już i tak opadające ze zmęczenia powieki. Chwilę trwało, kiedy w końcu je otwarłem, bym mógł przenieść wzrok na stojącą przy samej krawędzi blatu, czarną lampkę. Oświetlała ona dawno już przeczytane zapiski, które mówiły o historii cyrku. Pik stwierdził, że może, kiedy przeczytam te kroniki, które są aktualizowane co jakiś czas, zacznę sobie coś, cokolwiek przypominać. Było to jednak działanie zmierzające w jedną stronę. Nic się nie poprawiało, a tylko mnie bardziej zmęczyło. Odrzuciłem od siebie plik papierków, po czym odepchnąłem się nogami, przez co fotel na kółkach przemieścił się o trochę. Rozejrzałem się po cienkich ścianach pokoju, po czym mój wzrok padł na łóżko. Niby zmęczenie dopadało mnie już od jakiegoś czasu, to teraz, gdy już bym chciał pójść się położyć, coś jakby mi na to nie pozwalało. Przeciągnąłem się więc na krześle, bujając się na nim trochę, po czym wstałem z niego, zakręcając go przy tym odrobinę. Podszedłem do wyjścia, łapiąc przy tym za ciemnoszary płaszcz wiszący na rączce od szafy, pociągnąłem drzwi i wyszedłem przez nie, łapiąc do swoich nozdrzy ciężkie i zimne powietrze późnego lata. Poprawiłem kołnierz i ruszyłem na lewo, w kierunku głównego namiotu, w którym to odbywają się przedstawienia. Chowając dłonie do głębokich kieszeni, wyłożonych w środku jakimś puszkiem, wypuściłem biały, choć ledwo widoczny obłok. Na sam jego widok, przez moje ciało przeszedł zimny dreszcz. Drepcząc naprawdę leniwym krokiem w kierunku głównego budynku, ziewnąłem trzy razy, zastanawiając się przy tym, czy dokończyć czytanie tych papierów, czy jednak dać sobie z nimi spokój i po prostu oddać je jutro Pikowi. Rozmyślenie przerwało mi niewiadomego pochodzenia dźwięki. Nastawiając uszy, wiedziałem już, że odgłosy pochodzą z ogromnego namiotu, który o ile dobrze pamiętałem z obchodu, które zagwarantował mi Pik w ten sam dzień, kiedy tu dołączyłem, był przeznaczony do treningów. Zaciekawiony, zacząłem do niego podchodzić, a gdy tylko byłem już przy wejściu, gdzie słyszałem już wyraźniej, mogłem łatwo stwierdzić, że przebywała tam jakaś kobieta, która do kogoś mówiła. Rozsunąłem wiszący przede mną materiał, który imitował drzwi, i zajrzałem do środka, w którym jarzyło się blade światło. Nie mogłem jednak niczego dostrzec, dlatego miałem już przetrzeć oczy, ale wtedy zorientowałem się, że nie zdjąłem okularów. Przeklinając pod nosem, chciałem się już cofnąć, lecz usłyszałem szczekanie dochodzące z wnętrza. Podniosłem wzrok w kierunku sterty rekwizytów, a tam spostrzegłem małego psa, który bacznie mnie obserwował. Zmarszczyłem brwi, nie wiedząc za bardzo, jak mam się w tej chwili zachować. Wtedy znów usłyszałem głos kobiety, przez który ponownie spojrzałem w kierunku światła. Stała tam, patrząc na mnie dosyć podejrzliwym wzrokiem, trzymając w ręku jakąś tyczkę, zapewne potrzebnej w jej ćwiczeniach. Puściłem trzymany przeze mnie materiał i odwróciłem się przodem do niej, przez co zrobiła krok do tyłu. Staliśmy tak w bezruchu, obserwując siebie nawzajem, od dobrych kilku minut, aż w końcu coś do mnie podleciało, coś białego, co zaczęło ocierać się o moje nogi. Spojrzałem w dół, a tam dojrzałem lisa, który przechodził z nogi do nogi, a gdy tylko napotkał mój wzrok, odskoczył jak poparzony, podbiegając przy tym do dziewczyny. Chrząknąłem dosyć głośno, zakrywając przy tym usta dłonią.
- Przepraszam, chyba Ci... znaczy się wam, przeszkadzam -powiedziałem, odwracając od niej wzrok, ponownie kierując się do wyjścia - Miłej nocy -rzuciłem ozięble, mając już zamiar wyjść, lecz wtedy usłyszałem za sobą pisk.
Matko, co znowu? Czy naprawdę tak trudno dać komuś odejść, tym bardziej że ta osoba przerwała twoje zajęcia? Lekko już zdenerwowany, ponownie obejrzałem się za siebie, a wtedy to, co ujrzałem, zaskoczyło mnie mocno. Dziewczyna... trzymała się za usta obiema rękoma, trzęsąc się przy tym delikatnie, a po jej policzkach, powoli spływały pojedyncze łzy. Widząc to, rozwarłem szeroko oczy, a wtedy poczułem nieprzyjemne ukłucie nie tylko w myślach, ale również w sercu. Złapałem się za głowę, sycząc cichutko, po czym zacząłem osuwać się na nogach, gdyż zawroty głowy były bardzo nieznośne. Na szybko wyszukałem obok siebie jakiegoś pudła, na które zasiadłem i nawet na moment nie spojrzawszy na nią czy na zwierzaki, siedziałem zgarbiony, trzymając się za głowę, patrząc tępo na podłoże. Chciałem, żeby już przeszło, zawsze ból odchodził po chwili, a teraz? Nie dość, że jest o wiele większy, to jeszcze o wiele dłużej się trzyma. Co jest do cholery?! Jęknąłem cicho i przycisnąłem czoło do kolana, by choć trochę stłumić te impulsy. Na nic.
W końcu zaczęło się uspokajać. Nie wiem do końca, ile to trwało, lecz wiedziałem, że mogłem to zapisać jako nowy rekord. Przeczesałem włosy dłonią i powoli podniosłem głowę, odwracając się przy tym w stronę dziewczyny, która nadal stała w tej samej pozycji. Co jest z nią nie tak? Zmarszczyłem brwi i uniosłem delikatnie wargi, pokazując przy tym zęby.
- Czemu mnie tak obserwujesz, nic nie mówiąc? Wyglądasz, jakbyś widziała ducha -odezwałem się z wyraźnym przekąsem w głosie.
Kiedy jednak nie dostałem odpowiedzi, wypuściłem przez usta nagromadzone w płucach powietrze, chcąc po prostu z tego miejsca zniknąć. Odruchowo poprawiłem spadające już z nosa okulary, popychając do góry sklejony białą taśmą mostek. Muszę je zmienić, ale nie mam gdzie i kiedy. Kątem oka znów spojrzałem na nią, kiedy tylko usłyszałem zbliżające się do mnie kroki. Była jakieś dwa metry przede mną, pochyliła się nieznacznie, przyglądając mi się jeszcze uważniej, niż wcześniej. Kiedy trwało to już o wiele za długo, niż bym przewidywał, ponownie się odezwałem.
- Możesz już przestać tak mi się przyglądać? Trochę to dziwne i niemiłe, tym bardziej że jeszcze się nie znamy -po tych słowach, ujrzałem na jej twarzy wyraźne zakłopotanie, niezrozumienie oraz ból.
Wiedziałem, że powiedziałem coś nie tak, lecz nie mogłem odgadnąć co dokładnie, co jeszcze bardziej zakręcało moje myśli.

<Smiley?> Oto mój powrót i tak jak chciałaś, opowiadanie specjalnie dla ciebie! ^^

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz