18 sie 2018

Mefoda CD Akuma

Nie miałem zamiaru patrzeć, jak chłopak się marnuje. Przecież on sobie niczym nie zasłużył na taki los, na ciągłe krzywdzenie siebie, na to wszystko. Nie mogłem mu po prostu na to wszystko pozwolić. Nawet jeśli to znaczyło, że się przed nim zbłaźnię i nawet okażę trochę więcej czułości i emocji, niż chciałbym tego normalnie. Być może właśnie bliskości drugiej osoby potrzebował, takich czułych zapewnień, jakie w sumie ciągle mu ostatnio dawałem.
- Wiesz, bagietka brzmi dobrze - odezwał się w końcu, a ja miałem ochotę zatańczyć taniec szczęścia na jego łóżku. Jednak wyglądałoby to dosyć źle, zwłaszcza w tej chwili. Jeszcze by odebrał to inaczej, niż chciałbym. Dlatego po prostu uśmiechnąłem się tak szeroko, jak chyba jeszcze nigdy dotąd. Pierwszy krok już zrobiony. Teraz jeszcze tylko jakieś pierdyliard takich.
Gdy tylko chłopak posprzątał, czy zrobił to, co tam uznał za potrzebne, udaliśmy się na miasto. Oczywiście, tak jak już sobie postanowiłem, nie odpuszczę mu tego posiłku. Podczas gdy on mówił, co chciałby zobaczyć i jak kiedyś to wszystko wyglądało, ja właściwie go nie słuchałem. Oczywiście, zwracałem uwagę na to, co mówił - naprawdę. Mógłbym powtórzyć każde jego słowo. Jednak co chwilę odbiegałem myślami do tego, co będzie, gdy jednak staniemy przy piekarni. A co, jeśli będzie chciał się wymigać? Siłą go nie potraktuję... To, co wcześniej było dla mnie pewne, teraz straciło jakby swoją podstawę, cały fundament i zaczęło się niebezpiecznie chwiać. Miałem wrażenie, jakbym właśnie na tym stał. A raczej próbował zachować równowagę, ale szło mi to coraz gorzej, trzeba przyznać. Gdy tylko dotarliśmy pod ( mój ) cel, miałem ochotę rzucić się pod najbliższy pojazd. Przecież on wydaje się jeszcze bardziej zestresowany, niż ja...
- Wiesz, że musisz coś zacząć jeść, prawda? - spytałem, patrząc na niego, gdy ten tępym wzrokiem wpatrywał się w drzwi do budynku. Gdy otwarły się i jakiś pan przez nie przeszedł, do moich nozdrzy uderzył zapach pieczywa. Delikatnie popchnąłem w przód stojącego przede mną chłopaka.
- No, już - mój głos był łagodny jak nigdy, co chyba podziałało, bo Akuma ruszył nieco do przodu. - Dasz radę, jestem pewny. Zobaczysz, będzie dobrze- mówiłem do niego, gdy ten się wahał, znowu stojąc w miejscu. W końcu jednak, wziął głęboki wdech - mogłem to dostrzec po uniesieniu ramion i ich opuszczeniu - po czym wszedł do środka. Przed nami stało około pięciu ludzi, miałem więc okazję jeszcze rozglądnąć się po wypiekach. Wiele z nich kusiło wyglądem, jednak będę jadł to samo, co chłopak. Przecież to musi być okropne uczucie, gdy ty nie chcesz tknąć suchej kromki, a ktoś obok je tak pysznego pączka z czekoladą i karmelową polewą. To musi być dla niego trudne, tak ciągle wszystkiego się wyrzekać... To będzie naprawdę gorsze, niż przypuszczałem... I dla mnie, i dla niego. Cóż, dla niego przede wszystkim, ale to chyba oczywiste.
- Jakby coś, to po mnie dojesz? - spytał, odwracając się do mnie przodem i spoglądając błagalnym wzrokiem. Uśmiechnąłem się łagodnie, by dodać mu otuchy, po czym skinąłem głową.
- Ale połowę zjeść musisz - postawiłem warunek. Westchnął, prawdopodobnie walcząc z samym sobą. Miałem nadzieję, że się zgodzi... W końcu plan był taki, by mu się polepszyło.

<Akuma?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz