25 sie 2018

Husky CD Smiley

Wokół działo się tyle rzeczy, że będąc wciąż w ogromnym szoku nie byłem w stanie ich wszystkich pojąć.
Nasi cyrkowi towarzysze pojawili się dosłownie z nikąd. Ktoś odprowadził mnie do domu Lucasa, inna postać zajęła się małą Smiley, która chyba znów zemdlała. Albo zasnęła. Musiała być już na skraju wyczerpania, tyle przeżyła ostatnimi czasy. Pik wraz z Mischą zajęli się Lucasem.
Nie umarł.
To było jedyne co udało mi się zarejestrować jasno i wyraźnie. Poczucie winy nieco zmalało. Głos obwiniający mnie o morderstwo znikł.

Obudziłem się obolały ale jednocześnie czując, że przybyło mi nieco energii. Co więcej mgła otaczająca mój umysł rozproszyła się i mogłem już bez problemu zarejestrować co dzieje się wokół.
Nie wiem ile czasu minęło odkąd Night mnie tu przyprowadził. Wprawdzie zegarek stojący w osamotnieniu na stoliku wskazywał drugą w nocy ale nie miałem pojęcia, która godzina była w chwili gdy doszło do nieszczęśliwego wypadku z Lucasem.
"Nieszczęśliwy wypadek"... Nie można chyba użyć tego określenia gdy celowo pakujesz nóż w pierś człowieka. Nawet jeśli działasz pod wpływem szoku i zagrożenia jakie ta osoba stanowi.
Wstałem z kanapy. W pokoju było cicho, wszyscy spali. Smiley leżała oparta o ramię Dague i tylko jej delikatnie unosząca się klatka piersiowa wskazywała na to, że wciąż znajduje się wśród żywych. Była niezwykle blada, dało się dostrzec nawet pomimo mroku panującego w pomieszczeniu.
Brakowało Mischy i Pika.
Cichaczem wymknąłem się z domu by poszukać tej dwójki oraz dowiedzieć się co z Lucasem.

Stali oparci o drzwi stodoły. Rozmawiali. Mischa palił papierosa, którego dym wdzierał się do mojego nosa, drażniąc go. Podszedłem do nich bliżej, a wtedy oboje zamilkli utkwiwszy we mnie wzrok.
- Co z nim? -spytałem głosem typowo zachrypniętym jak dla kogoś, kto właśnie się obudził.
- Żyje -odparł Pik, po czym domyślając się, że oczekuję bardziej szczegółowych informacji dodał- Ostrze ominęło ważniejsze narządy, udało się powstrzymać krwawienie. Rano powinniśmy się stąd zbierać.
Przygryzłem wargę zastanawiając się czy jest jeszcze cię co chciałbym wiedzieć, kiedy światło księżyca odbiło się w kawałku metalu wystającego z kieszeni w spodniach Mischy. Srebrne ostrze wydawało się znajome.
- Czy to mój nóż? -spytałem
Mężczyźni wymienili między sobą spojrzenia, po czym Mischa niezręcznie wyjął broń z kieszeni.
- Nie byłem pewien czy zechcesz go z powrotem.
Podał mi nóż. Nim wziąłem go do ręki, minęła chwila, podczas której przyglądałem się mu jakbym widział go pierwszy raz w życiu. Szybko jednak schowałem przedmiot do kieszeni.
- Powinieneś jeszcze pójść spać. Rano wyjeżdżamy, musisz mieć choć trochę energii na podróż.
Skrzywiłem się na słowa Pika, które brzmiały jak zdanie wypowiedziane przez rodzica do małego dziecka.
- Nie chce mi się spać -odparłam
Byłem raczej "nocnym stworzeniem" jakkolwiek dziwnie by to nie brzmiało. Nocą czułem się dobrze i pełen chęci do działania. Z kolei w dzień ciężko było mnie zmusić do wstania z łóżka.
- Masz jeszcze? -spytałem spoglądając na papierosa trzymanego przez Mischę.
Nie paliłem często, właściwie zdarzyło mi się tylko kilka razy wraz z wujkiem...
Gdy powróciłem wspomnieniami do mężczyzny poczułem lekkie ukłucie w sercu. Ciekawe jak się ma.

Spędziłem mniej więcej dwie godziny z Pikiem i Mischą po czym zdecydowałem się wrócić do śpiących w salonie towarzyszy. Cicho, by nikogo nie zbudzić przemknąłem się do kuchni i zacząłem po niej buszować. Na pewno będą głodni gdy się obudzą.
Niestety moje kulinarne zdolności obejmowały jedynie zrobienie sobie kanapek, ugotowanie parówek i wody na herbatę. Szczytem umiejętności było zrobienie naleśników, więc to za nie postanowiłem się zabrać, żeby nie narobić sobie wstydu podając towarzyszom chleb z masłem i szynką.
Po jakimś czasie smakowity zapach zaczął nęcić moich kolegów i powoli budzili się oni wiedzeni uczuciem głodu.
Night i Dague wparowali do kuchni i wzięli się za jedzenie, ja tymczasem nałożyłem kilka naleśników
na talerz i ruszyłem z nim do salonu, gdzie nadal przebywała zaspana Smiley.
-Proszę, musisz coś zjeść -powiedziałem stawiając talerz na stoliku przed nią.
Dziewczyna spojrzała na jedzenie, po czym przetarła oczy i spojrzała na mnie. W jej oczach zauważyłem smutek i poczucie winy, więc domyślając się co powie, zanim jeszcze otworzyła usta, uprzedziłem ją.
- Nie przepraszaj. To nie jest twoja wina -oznajmiłem głosem nie znoszącym sprzeciwu.

Smiley?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz