29 wrz 2018

Joker Queen-Madam Shyarly DO Mefoda

Joker Queen siedziała sobie na wygodnej pufie, o ile stuk siana i koc na nim można tak nazwać. Grała sobie w karty i patrzyła co robi Diane. Tańczy na tej, prawie niewidocznej linie, jakby była majestatycznym ptakiem. To takie piękne, że aż potworne. Czasem można, ujrzeć jak pióra z jej stroju, spadają na ziemię z wysokiej, wysokości czy to odległości. Nie ma, tu żadnej siatki, na która mogłaby bezpiecznie upaść i nie zrobić, sobie krzywdy.
Tuż po chwili pojawiła się Gatta z Leonem. Lew wesoło machał ogonem i podszedł do niej. Uśmiechnęła się, gdyż naprawdę polubiła, a może nawet pokochała te cyrkowe zwierzęta. Jej drobne dłonie, odłożyły karty na bok, aby pogłaskać go po tej cudownej grzywie. Kątem oka, zobaczyła, jak Pik się pojawia. Cały czas, jednak skupiła swoją uwagę na lwie. Naprawdę lubi jego towarzystwo, bardziej zwierząt niż ludzi. Jako, iż należy do drugiej grupy to rzecz naturalna, mają czasem zajęcia. Chodzą na nie, aby lepiej opanować swoje umiejętności. Choć raz jest lepiej, jednak innym razem aż pożal się boże. Tak właśnie okropnie.

Tym razem Joker Queen czekała, na resztę grupy, chciała wracać już do swojego "pokoju" o ile można je tak nazwać. Gdy tylko Gatta zawołała lwa, ten posłusznie poszedł. Obdarzył na "do zobaczenia" tym charakterystycznym rykiem. Udało mu się, tak właśnie wywołał u niej uśmiech tak promienny. Jednak zniknął, gdy zjawili się kolejni uczniowie. Prawej ręce papy to nie umykało. Mimo to nic z tym zrobić nie może. No bo cóż by miał zrobić? No właśnie nic nie wskóra, bo przecież ja zna. Nawet zbyt dobrze.

Więcej ludu się schodziło, koniec końców każdy był u tego instruktora, który pomagał opanować im ich umiejętności tudzież talenty. Donnie, magik naprawdę dobrze uczy, ale to i tak, każdy podchodzi do tego inaczej niż on.
***
Zajęcia trwały dziś o kilka godzin. Słyszała krzyk Gatty, bo nie dało się tego nie słyszeć. Gdy przyszli pracownicy, Leon leżał i chyba nie najlepiej się czuł. Dziewczyna podeszła do niego i usiadła przy nim, a gdy lew położył swój łepek, na jej kolanach, głaskała go po grzywie i była przy nim.
- Joker Queen, zostań przy nim. Zaraz przyjdziemy. Zaraz ktoś przyjdzie Ci pomóc. - zawołał Pik. Po czym wszyscy zniknęli jej z pola widzenia.
- Leoś co ci jest? - spytała z pomalowana twarzą. Rzecz jasna, iż nie odpowie, ale mimo to widać w jego oczach i nie tylko jak się czuje. Może ktoś mu pomoże i poczuje się lepiej. Jak na razie, leżał, chyba nie miał, siły wstać. Czyżby coś zjadł? Co się mogło spać mu złego? Była zmartwiona, gdyż przywiązała się do tych zwierząt. Nie chciała, ich stracić.
Uniosła głowę i zobaczyła Mefoda. Pik coś o tym wspominał, że ma się zjawić.
Nadal siedziała przy lwie i nie miała zamiaru się ruszać. Tak też mężczyzna kucnął i zaczął, patrzeć co może mu dolegać. Znalazła tu wszystkich, ale nie rozmawiała z nimi. Jedynie mijała obok czy też odtrącała. Tak już ma, nie zmienisz tego.

<Mefoda?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz