22 wrz 2018

Smiley CD Husky

Uśmiechy osób we mgle, bardzo mnie uszczęśliwiły. Pomimo tego, że nie widziałam twarzy tych osób to uśmiechy były mi bardzo znajome. Piękny zapach kwitów jaki rozległ się do okoła uspokoił mnie tym bardziej. Obudziło mnie ciepło. Otworzyłam powoli oczy. Był to Pik, który trzymał mnie obecnie za dłoń.
- Pik - powiedziałam cicho.
- Spokojnie, nic już nie mów. Powinnaś odpoczywać - chwyciłam się za głowę, która mnie mocno bolała.
- Czy z Husky'm i Mischą wszystko w porządku? - zapytałam się, tym samym chcąc wstać z łóżka.
- Tak, spokojnie. Nic im nie jest - powstrzymał mnie przed wstaniem. Spojrzałam się w oczy Pik'a i poprosiłam go o powiedzeniu mi o wszystkim. Tak jak się mogłam spodziewać, powiedział mi o wszystkim co się stało i to co zrobił z tamtym mężczyzną.
- Głodna jestem - powiedziałam nagle, chcąc jakoś zająć Pik'a. Mówiąc dokładniej chciałam się go pozbyć. Zaproponował, że pójdzie po coś do jedzenia dla mnie, więc musiał mnie zostawić na chwilę samą. Właśnie tą chwilę miałam zamiar wykorzystać do znalezienia swoich chłopców.
- Nie musisz się martwić o siostrę, nie musisz się martwić, że on nas znajdzie - powiedziałam za pleców chłopaków. Husky wyglądał na zdenerwowanego, natomiast Mischa na zdesperowanego.
- Smiley - powiedział głośno Husky.
- Hej, chłopaki - nie byłam jakoś odpowiednio ubrana bo miałam na sobie piżamę, ale no cóż. Musiałam jakoś zaoszczędzić na czasie.
- Nie powinno ciebie tutaj być - czerwonowłosy chłopak od razu zaczął się mnie czepiać.
- Spokojnie, przecież się dobrze czuję. Widzę jednak, że wam jakoś humorki nie dopisują - uśmiechnęłam się delikatnie, chcąc jakoś rozluźnić atmosferę. - Misha twojej siostrze nic się nie stanie, a ty skoro nie masz gdzie zostać to z miłą chęcią powitamy ciebie w naszej rodzinie. Tak, a pro po to jak wasze rany? - spojrzałam się na nich wzrokiem martwiącej się matki.
- To chyba my powinniśmy się bardziej martwić o ciebie niż ty o nas - dodał coś od siebie Misha.
Z oddali usłyszałam jak rozzłoszczony Pik woła mnie. Już zaczęłam się powoli bać konsekwencji.
- Co powiecie na to, abyśmy poszli do jakiego innego miejsca? - Husky spojrzał się na mnie z góry na dół i z dołu do góry, zatrzymując się ostatecznie na moich stopach.
- Kto mądry wychodzi na zewnątrz boso?
- No coś ty, to nic takiego - zrobiłam szybki krok w przód przez co zakręciło mi się w głowie. W ostatniej chwili Husky zdołał mnie chwycić. - Chyba wciąż gorączka mi nie spadła - uśmiechnęłam się pod nosem, chcąc jakoś obrócić to w żart.

<Husky?> 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz