19 wrz 2018

Vogel DO Rose

Siedzę w żółtym fotelu, czytając kolejną książkę autorstwa Somel Engreen, która opowiada dalsze niepewne losy zwykłego śmiertelnika w odmętach próżni. Złapałem za ucho od białego kubka, w którym znajdywała się dawno już ostygnięta, zielona herbata. Upiłem z niej niewiele, napawając się jej przyjemnym smakiem. Wtedy ponownie usłyszałem ciężkie kroki nad sobą. Uniosłem znacząco głowę, marszcząc przy tym brwi. Niby byłem w tej kamienicy nowy, ale już denerwowało mnie głośne życie mieszkańców mieszkanie wyżej. Westchnąłem ciężko, kładąc głowę na oparciu, próbując przy tym na powrót się skupić. Nic jednak z tego nie wynikło. Jęknąłem głośno, przewracając przy tym oczami, po czym rzuciłem książkę na stolik oddalony ode mnie o jakiś metr. Czym prędzej wstałem i ruszyłem w kierunku umywalki w kuchni. Żeby jakoś przeżyć kolejny wieczór bez pójścia tam i proszenia o trochę spokoju, musiałem przemyć twarz zimną wodą. Podszedłem do blatu i odkręciłem kurek, lecz kiedy zacząłem już nabierać wodę w złączone dłonie, usłyszałem, jak po klatce ktoś głośno się przemieszcza. Przemyłem twarz i oparłem się dłońmi o krawędź umywalki, pochylając się nad nią. Czy naprawdę o tak wiele proszę, mówiąc o ciszy? Powiedziałem do siebie w myślach. Zrezygnowany odepchnąłem się od metalowej końcówki i z powrotem podszedłem do fotela w celu ukojenia swych nerwów w kolejnych stronach zapisanego papieru. Wtedy do moich uszu dobiegły dziwne dźwięki. Dobijanie się do drzwi, krzyki, obijanie się o ściany, jeszcze cięższe kroki oraz to, czego bym się nigdy nie spodziewał. Strzał. Jeden, drugi. Zdezorientowany, ruszyłem już w stronę drzwi, aby sprawdzić, czy wszystko w porządku, ale wtedy poczułem drganie pod sobą, a tuż po tym zacząłem opadać na ziemię, a mym oczom ukazał się sufit, który się do mnie zbliżał.
Obudziłem się ze strachem w szeroko otwartych oczach, gdy tylko poczułem czyjąś dłoń, która obejmowała moje ramię od tyłu. Szybko spojrzałem w tym kierunku, a tam ujrzałem zmartwionego Pika, który uważnie mi się przyglądał. Kiedy już się zorientowałem, że był to zwykły sen, zacisnąłem zęby, delikatnie odwracając od mężczyzny wzrok. Musiałem się uspokoić, to już nie powróci, już nic się nie stanie. Przymknąłem oczy i wypuściłem głośno powietrze ustami.
- Wszystko w porządku, dobrze się czujesz? -powiedział, lecz ja jeszcze słyszałem go jakby przez jakąś ścianę.
- Tak, tak -potwierdziłem, kiwając przy tym głową. Ponownie podniosłem wzrok, tym razem jednak zwracając go w stronę wiszącego za niebieskowłosym, zegara. Było południe, a mi się przysnęło, trochę dziwne.
- Na pewno? W końcu zaraz mamy zebranie -rzekł, odchodząc w stronę stolika, z którego wziął jakieś karty.
- Jakie zebranie? -zapytałem zdezorientowany, wygodniej usadawiając się na krześle, który jeszcze chwilę temu, służył mi jako łóżko.
- Już zapomniałeś? Przecież mówiliśmy jeszcze o tym rano, zanim przyszedłeś do mojego biura.
Złapałem się za podbródek i zacząłem myśleć, czy aby na pewno takie coś się wydarzyło.
- Nieważne, nie musisz o tym pamiętać, ponieważ najważniejsza jest twoja obecność -wzruszył ramionami, po czym skrzyżował ręce, bacznie mnie obserwując.
-Na czym ma to w ogóle polegać? -zapytałem, wstając przy tym. Musiałem się czegoś napić i to natychmiast.
- Na omówieniu kilku mniej lub więcej ważnych spraw dotyczących cyrku, a to znaczy, że wszystkich, którzy tutaj żyją -uśmiechnął się, zamykając przy tym oczy, co by mówiło, że jest tym tak jakby podekscytowany.
Przeszedłem obok jego osoby i podszedłem do dzbanka, w którym znajdywała się woda z plastrami cytryny. Nalałem sobie trochę do szklanki i wypiłem całą zawartość. Odstawiając szklankę, skrzywiłem się nieznacznie.
- To co, idziesz ze mną, czy jednak sam dojdziesz? -dodał jeszcze, na co spojrzałem na niego przez ramię.
Westchnąłem ciężko, po czym przeczesując długimi palcami włosy, mruknąłem twierdząco. Dłużej nie czekając, wyszliśmy z dość dużego namiotu, który był w zupełności inny od wszystkich. Różnił się rozłożeniem, kolorystyką, oraz tym, że znajdywał się mniej więcej pośrodku całego terenu, co wręcz dosadnie mówiło, że jest miejscem ważnym. Poprawiłem kołnierzyk koszuli i przybliżyłem się do niewiele wyższego ode mnie mężczyzny. Po kilku chwilach zauważyłem, że naprawdę wszyscy idą w kierunku dużego namiotu, który służył wszystkim występującym jako miejsce treningowe. Po wejściu do środka niemalże od razu powitano Pika, ja zaś zostałem od niego odepchnięty. Po chwili stwierdziłem, że go zgubiłem. Rozejrzałem się dookoła, po czym poszedłem wybrać sobie jakieś miejsce na samym końcu. Nie minęło dużo, jak czas przemówień się rozpoczął. Stojąc prawie że przy wyjściu, mogłem szybko i z łatwością zauważyć, jak ktoś chciałby wyjść, lub wejść. Patrzyłem się w tamtym kierunku, kiedy to ujrzałem wchodzącą do środka, zdyszaną dziewczynę. Rozejrzała się po tłumie, a gdy tylko usłyszała, że Pik dopiero co rozpoczyna, odetchnęła z ulgą. Z uśmiechem, zaczęła szukać jakiegoś wolnego miejsca. Wybierając miejsce, spojrzała w moim kierunku, przez co od razu odwróciłem głowę. Nie chciałem wyjść, za nie wiadomo kogo. Trochę się jednak zdziwiłem, kiedy do mnie nie podeszła, gdyż znalazła trochę przestrzeni po drugiej stronie. Znów zacząłem się jej przyglądać, co trwało przez prawie większość spotkania.
Wszystko trwało jakieś półtorej godziny, po którym chyba wszyscy byli zmęczeni. Przez obserwowanie dziewczyny, niezbyt wiedziałem, o czym w ogóle rozmawiają, ale pewnie w niedługim czasie się o tym przekonam. Wyszedłem na świeże powietrze i zacząłem się przeciągać, widząc przy tym, jak większość ludzi przechodzi obok mnie. Już miałem odejść w swoim kierunku, kiedy to nagle czyiś głos mnie zatrzymał.
- Hej ty!
Patrzyłem przed siebie, modląc się cicho, żeby te słowa nie były kierowane w moją stronę. Miałem zamiar ponownie się ruszyć, lecz głos powtórzył.
- Hej! Czekaj!
Zamknąłem oczy, a następnie zwróciłem się bokiem w tamtą stronę. Otwierając oczy, rozpoznałem tę osobę. To była ta dziewczyna, która się spóźniła. Miała na sobie przydługi, kremowy sweter i długie czarne spodnie, do tego jej włosy, które połyskiwały w świetle słońca. Zwróciłem się do niej przodem.
- O co chodzi? -zapytałem krótko.
- Ty... Dlaczego się tak na mnie patrzyłeś? -objęła swoje ramiona dłońmi, marszcząc przy tym delikatnie brwi.
Przez chwilę nic nie powiedziałem, nawet się nie poruszyłem, lecz po chwili zacząłem do niej podchodzić. Stanąłem zaraz przednią i pochyliłem się nad nią.
- Po prostu zdziwiłem się, że ktoś mógł się w ogóle spóźnić na tak ważne spotkanie, które było zaplanowane od dłuższego czasu -nie spuszczałem z niej wzroku, przez co widziałem, że nieco się zakłopotała. Już miała coś powiedzieć, lecz wtedy przeszkodził jej Pik.
- Vogel! Tutaj jesteś! Przez cały czas cię szukałem, dlaczego wyszedłeś beze mnie? O -zatrzymał się na chwilę, przyglądając się dziewczynie, po czym znów spojrzał na mnie -Widzę, że jednak twoje kontakty nie ograniczają się tylko do mnie -zaśmiał się cicho.
- Oczywiście, że nie -wyprostowałem się -Coś ode mnie chciałeś?
Mężczyzna jednak długo milczał, uśmiechając się tylko przy tym.

<Rose?> Mam nadzieję, że jako tako te opowiadanie się nadaje

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz