29 wrz 2018

Raion CD Mefoda


–– Ma, owszem, jak każde dzikie zwierzę... I w ogóle każde –– Odparłam, stukając obcasami moich wysokich, czarnych butów. –– Dlatego, choć niechętnie, zawsze noszę przy sobie bat –– Wskazałam na owy przedmiot przypięty u pasa mojej szarej spódniczki.
–– Użyłaś go kiedyś? –– Zapytał, patrząc sceptycznie to na bat, to na lwa.
Westchnęłam.
–– Niestety tak. Na szczęście potem nigdy nie zdarzyła się już sytuacja, w której... Leon stał się agresywny. –– Wyjaśniłam.
–– No tak, bo kto by się spodziewał po takim bydlaku... –– Sarknął.
Wywróciłam tylko oczami i uniosłam skrzydło namiotu ćwiczebnego. Przywitał nas widok dość dużej areny ze sztuczną widownią. Tu i ówdzie walały się różnorakie sprzęty, najwidoczniej nikt ich nie posprzątał.
–– Skaranie boskie z niektórymi cyrkowcami... –– Mruknęłam, czując, jak na usta cisną mi się niecenzuralne słowa.
Mefoda zerknął w bok, zakołysał się na palcach i wydusił:
–– Ja to posprzątam... –– Podszedł do najbliższej ogromnej piłki.
–– Zrobimy to razem, szybciej zacznę trening –– Zaoferowałam się.
Praca minęła nam dość szybko. Zostawiliśmy kilka rzeczy, które również ja wykorzystywałam, i wnieśliśmy nowe. Mefoda usiadł w pierwszym rzędzie widowni i zaczął się przypatrywać.
Na początek wykonałam kilka ćwiczeń rozgrzewających i przyszykowałam nagrody dla Leona, znajdujące się w małej lodóweczce w kantorku, razem z innymi smakołykami dla innych zwierząt.
–– Dobra, najpierw podstawy –– Powiedziałam i zawołałam Leona. Ten posłusznie podszedł. –– Bardzo ważną rzeczą przed jakimikolwiek pokazami czy ćwiczeniami ze zwierzęciem jest nawiązanie z nim kontaktu –– Zwróciłam się do siedzącego pięć metrów dalej Mefody. –– Wiem, że to brzmi dziwnie, ale to podstawowy element każdej tresury. Zwierzę musi wiedzieć, kto tutaj rządzi, ale też to, że ja też go szanuję.
Uklęknęłam naprzeciw Leona, mając jego olbrzymi pysk na wysokości mojej twarzy.
–– Przede wszystkim trzeba mówić spokojnie. Chyba wiesz, że zwierzęta wyczuwają ludzkie emocje, prawda? –– Zapytałam, a Mefoda coś tam pomamrotał, że coś o tym słyszał. –– To co, Leo? Zaczynamy? Wiem, że dasz radę. I ja też. Dalej, Leon!
Zaklaskałam, lew się naprężył i już siedziałam na jego grzbiecie.
–– Te, a teraz przyszło mi do głowy pewne pytanie –– Odezwał się nagle Mefoda. –– Jak ty zamierzasz tym sterować? Jak koniem? Cyk w poślady i jazda?
Zaśmiałam się głośno.
–– Coś w tym stylu... On wie, kiedy ma ruszać i tyle –– Objaśniłam. –– Leon, obręcz!
Ścisnęłam łydki na jego bokach, a ten ruszył w stronę ogromnego koła. Na początku szedł, ale dwa metry przed przeszedł w trucht i wykonał potężny skok w przód. Odgięłam się do tyłu, by złapać równowagę. Leon wylądował, a ja tym razem się schyliłam, by skontrolować siłę bezwładności.
–– Huff, nieźle! –– Poklepałam lwa po głowie, wyjmując małą paczuszkę z surowym mięsem. Wyjęłam je i rzuciłam nim przed siebie, a Leon złapał je w locie i połknął jednym chapnięciem.

<Mefoda?> Wybacz, że cholernie długo, ale coś się stało ze mną paskudnego i no... :/


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz