22 wrz 2018

Vogel CD Rose

Zacząłem rozmawiać z Pikiem, kompletnie zapominając o dziewczynie, z którą jeszcze chwilę temu rozmawiałem. Mimo iż na niego patrzyłem, zupełnie go nie słuchałem. Zmysł słuchu wyłączył się wraz z nadejściem lawiny jego wypowiedzi. Będąc już nim znużony, spojrzałem do tyłu przez ramię, a wtedy ujrzałem, jak dziewczyna magicznie znika z mojego pola widzenia. Zszokowany, w pełni odwróciłem się w tamtym kierunku, próbując sobie to jakoś wytłumaczyć.
- Halo, ziemia do Vogela! Czy ty mnie w ogóle słuchałeś? -donośny głos Pika rozniósł się w mojej głowie, przez co od razu na niego spojrzałem.
Chwilę zastanawiałem się nad odpowiedzią, czy powiedzieć prawdę o tym, że go nie słuchałem, czy też skłamać, że wszystko rozumiem. Nabrałem dużo powietrza w płuca, mówiąc przy tym.
- Nie słuchałem -powiedziałem zgodnie z prawdą, przez co mężczyzna nieco się oburzył.
Patrzył na mnie swoim przenikliwym spojrzeniem, które wydobywało się z nieco opadniętych powiek. Już myślałem, że zacznie się na mnie wydzierać, nic takiego się jednak nie stało. Niebieskooki pokręcił głową, wzruszając przy tym ramionami, po czym mrucząc coś do siebie pod nosem, odszedł. Obserwowałem go do czasu, aż zniknął mi za jednym z filarów, czyli postawionych na siebie skrzyń z jedzeniem przeznaczonym do zwierząt cyrkowych. Dłużej nie czekając, udałem się w swoją stronę, czyli w kierunku przyczepy.
Wchodząc do środka mojej małej imitacji domu, rozejrzałem się po wnętrzu, szukając przy tym czegoś do roboty. Podszedłem do łóżka, po czym gładząc delikatnie jego powierzchnię, usiadłem na samym jego środku. Zacząłem myśleć, kładąc się przy tym na plecach. Obserwując biały sufit, rozmyślałem na temat dziewczyny, która z niewiadomych mi sposobów, tak po prostu zniknęła. Z natłoku myśli, nawet się nie zorientowałem, kiedy moje powieki zrobiły się ciężkie. Zasnąłem.
Obudził mnie odgłos rozmów prowadzonych na zewnątrz. Przechodzący ludzie tak żywo dyskutowali, że mogliby obudzić niedźwiedzia w trakcie snu zimowego. Przeciągnąłem się i spojrzałem na zegar, orientując się przy tym, że zaczęła się pora obiadowa. Leniwie wstałem na równe nogi, kierując się do drzwi. Wychodząc przez nie, zacząłem się zastanawiać, co dzisiaj będzie serwowane w bufecie. Będąc mocno zamyślonym, w końcu dotarłem do przeznaczonego do posiłków, namiotu. Wchodząc do środka, mimowolnie zacząłem obserwować ludzi. Podchodząc do dużej lady z wyciągniętymi składnikami, obiłem się o kilka ramion, cicho przepraszając przechodzących obok mnie. Biorąc do ręki już wypełniony talerz, wyszedłem na środek, szukając przy tym miejsca. Niestety było tak tłoczno, że wręcz nie wierzyłem, czsy jeszcze znajdę jakieś wolne siedzenie. Z głębokim westchnieniem, pochyliłem głowę nad tacę z talerzem, na którym znajdywał się makaron w sosie śmietanowo-ziołowym z kawałkami kurczaka. Na samo jego patrzenie, poczułem skręt żołądka. Wtedy usłyszałem dość głośne skrzypnięcie przesuwania nóżek od krzesła. Z nadzieją, że znalazło się dla mnie jakieś miejsce, z przykrością obserwowałem, jak to miejsce ktoś zajmuje. Westchnąłem zrezygnowany, gdy wtedy pośród tłumu ujrzałem charakterystyczne włosy dla tej jednej osoby. Fioletowe, z ogromną, czerwoną kokardą z tyłu. Od razu przypomniałem sobie tamten incydent, przez co dłużej nie czekając, podszedłem do jej stolika. Stanąłem przy stoliku, obserwują dziewczynę, która próbowała nawet na mnie nie spojrzeć. Zaciekawiony jej postawą, nieco się pochyliłem, zmuszając ją przy tym do spojrzenia na mnie.
- Wolne? -zapytałem, nie spuszczając wzroku z jej niebieskich oczu.
Widziałem, że chwilę biła się z myślami, lecz w końcu skinęła głową, odwracając ją przy tym w innym kierunku. Na ten znak zająłem krzesło naprzeciw niej i wziąłem się za jedzenie. Przez dłuższy czas siedzieliśmy w ciszy, aż w końcu zacząłem.
- Jak to wtedy zrobiłaś? -zapytałem, od razu napotykając jej zdziwiony wyraz twarzy.
- Proszę?
- Jak zrobiłaś to, że zniknęłaś? Kiedy rozmawiałem z Pikiem, na chwilę odwróciłem się w twoją stronę, ale ty... po prostu zniknęłaś. Jakim sposobem?
Niebieskooka mierzyła mnie wzrokiem, próbując chyba wyczytać z mojej twarzy, po co mi w ogóle ta informacja. Gdyby zapytała, od razu bym odpowiedział "Ciekawi mnie to". Po dłuższej chwili westchnęła głośno, odstawiając przy tym widelec na biały talerz.
- Aż tak bardzo cię to ciekawi? -zapytała w końcu, na co skinąłem głową -Dobrze więc, nie jest to jakaś duża tajemnica... -tu zatrzymała się na chwilę, odwracając przy tym wzrok na tłum ludzi wokół nas -Mam moc teleportacji. Kiedy zająłeś się rozmową z Pikiem, po prostu jej użyłam. Tyle. -kończąc swoją wypowiedź, ponownie sięgnęła za widelec, wracając przy tym do posiłku.
Moc teleportacji -myślałem sobie, próbując to jakoś logicznie wytłumaczyć. -A więc jednak naprawdę są i tacy ludzie. Ludzie, którzy posiadają magiczny dar -nadal nie mogłem w to uwierzyć. Myśląc nad tym, oczami wyobraźni przypomniałem sobie sytuację z rana.
-Przecież to było oczywiste -powiedziałem cicho do siebie, uderzając się przy tym w czoło.
- Naprawdę nie wiedziałeś, że jest to teleportacja? -zapytała, na co pokręciłem głową, przez co wybuchnęła cichym śmiechem.
Popatrzyłem na nią srogo. Skąd mogłem w końcu to wiedzieć, skoro wiedziałem o ludziach z darem tylko z historii innych? Poza tym nie ma tu niczego do śmiechu, nie każdy może o tym, mieć pojęcie.
- Przymknij się -powiedziałem cicho, biorąc kolejny kęs, nas co się uspokoiła.
- Gniewasz się? No to jesteśmy kwita -odpowiedziała, przez co aż się zdziwiłem.
- Dlaczego kwita?
- Przez cały ranek mnie obserwowałeś, a później powiedziałeś niemiłe słowa, dlatego.
- Niemiłe? Po prostu powiedziałem to, co myślę.
Dziewczyna wzruszyła ramionami, po czym wstała, niosąc przy tym talerz. Podążałem za nią wzrokiem do momentu, kiedy zniknęła, wychodząc przy tym na zewnątrz. Zacisnąłem zęby i czym prędzej za nią pognałem. Na szczęście nie odeszła nigdzie daleko ani nie użyła tej swojej mocy. Stanąłem za nią, czując delikatną, lecz niewyjaśnioną złość.

<Rose?> 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz