2 maj 2020

Lennie CD Shu⭐zo

W łazience tak naprawdę stałem przy drzwiach i słuchałem. Zostawiłem je nawet trochę otwarte, aby niczego nie przegapić. Gdy Shuzo zaczął przedstawiać nasze życie, poczułem, że to jest to, czego pragnę. Chce z nim stworzyć szczęśliwą, kochającą się rodzinę i nic mi nie stanie na przeszkodzie. Po jakimś czasie, gdy usłyszałem, że się dogadali, wróciłem do nich i dołączyłem się do tego przytulasa.
- Tato, jest jeszcze jedna rzecz, którą chcemy ci powiedzieć – powiedziałem z delikatnym uśmiechem, kiedy usiedliśmy z powrotem do stołu, a Shuzo przytulił się do mojego ramienia. Ojciec posłał mi pytające spojrzenie. - Spokojnie, to nic dziwnego, czy nierealnego – zapewniłem go, a on tylko skinął głową. - Po prostu chcemy wrócić do domu, do cyrku – mężczyzna spojrzał na mnie lekko zdziwiony.
- Tak szybko? - pokiwałem głową.
- Kiedy tu jechaliśmy, zostaliśmy porwani. Teraz znowu Shuzo został, po prostu mamy pecha w tym mieście. No i tęsknimy za znanym nam miejscem i tymi ludźmi – wyjaśniłem.
- No cóż, jeśli taka jest wasza decyzja, nie będę was zatrzymywać. Ale nie stracimy kontaktu, prawda? - spojrzał na mnie, a ja szybko pokręciłem głową i wziąłem go za rękę.
- Nigdy w życiu, nie drugi raz – podałem mu adres cyrku i obiecałem, że raz chociaż raz na pół roku będziemy go odwiedzać, albo on nas. Po za tym musiał być na naszym ślubie. Po dodatkowej godzinie rozmowy, pożegnaliśmy się z nim i dodaliśmy, że wyjedziemy za dwa dni, ponieważ jutro mamy zamiar skorzystać z atrakcji miasta. Na te słowa był skłonny dać mi trochę pieniędzy, obiecałem mu za to przygotować w cyrku darmowy nocleg, śniadanie i atrakcje. On także obiecał, że przyjdzie się z nami jeszcze pożegnać, a nawet nas zawiezie na peron. Omówiliśmy się za dwa dni na godzinę siódmą rano. Mogliśmy wracać do domu.
Przez cała drogę trzymałem chłopaka za rękę. Byłem taki szczęśliwy i dumny z niego, że udało mu się z nim dogadać. Gdy byliśmy w mieszkaniu, zastaliśmy niemiła niespodziankę.
- Zapomniałem o tym bałaganie – podrapałem się po karku, widząc rozwalone na ziemi meble. - Zaraz się tym zajmę – oświadczyłem, zdejmując buty.
- Nie wiedziałem, że masz tyle siły – powiedział Shuzo, rozglądając się po mieszkaniu.
- Siły to może nie, zobacz – stanąłem za nim. Na chwilę zamknąłem oczy i wyobraziłem sobie, jak podnoszę szafę do góry. Usłyszałem, jak chłopak nabiera powietrza, a gdy otworzyłem oczy, zobaczyłem, że mebel się podniósł. W ten sposób ułożyłem wszystkie szafki na swoje miejsce. Potem odetchnąłem zmęczony. - Strasznie męczące – westchnąłem, zawieszając się na nim.
- Wow – wyrwało się z jego ust. - Czy ty… - wskazał na pokój, a ja się tylko uśmiechnąłem. - Wow – powtórzył.
- W nagrodę możesz mnie zanieść do łóżka – zaśmiałem się.
- To chyba mi się należy nagroda – odwrócił się do mnie.
- Skoro tak – wpiłem się w jego słodkie usta i lekko go popchnąłem na łóżko. Po chwili i tak wylądowałem pod nim, Shuzo położył się na mnie, czułem jego ciężar i bicie serca.
- Myślałem, że jesteś zmęczony – powiedział, podnosząc głowę i spoglądając na mnie. Położyłem mu dłonie nisko na plecach.
- Ale jeszcze bardziej tęskniłem – pocałowałem go. - Jutro ci to wynagrodzę. W końcu dzięki tobie nasz maluch będzie miał dziadka.

Następnego dnia wstaliśmy dość wcześnie; znaczy to Shuzo wstał i mnie obudził. Ja miałem ochotę jeszcze długo spać.
- Ej, bo pomyślę, że to przez wczorajszy seks i więcej ci nie pozwolę, jak będziemy gdzieś umówieni – powiedział urażony, kiedy dalej miałem zamknięte oczy.
- To pewnie dlatego, że kawy nie dostałem – podniosłem się z łóżka. - Zaraz będę gotowy – tak jak powiedziałem, tak się stało. Szybko się przygotowałem w łazience i chłopak nie musiał długo na mnie czekać. Tak jak wczoraj postanowiliśmy, najpierw pojechaliśmy do Chinatown.
Miejsce to było pod pewnym względem fantastyczne. Nigdy nie widziałem tylu Chińczyków. Ciekawie się tu urządzili, a jeszcze lepiej pachniało miejsce, w którym podawali typowo chińskie jedzenie. Zaczęliśmy od zwykłego sushi, a potem zdecydowaliśmy się na posmakowanie suszonych koników morskich, korzeni żeń-szenia i wielu innych podobnych wytworów azjatyckich. W tym miejscu było nawet chińskie kino i centrum handlowe. Mogliśmy się poczuć jak w prawdziwych Chinach! Przynajmniej tak mi się wydawało, w końcu w nich nigdy nie byłem.
- Powinniśmy tutaj przyjechać na jakiś festiwal – powiedziałem, kiedy jedliśmy kraba. Shuzo był tym wszystkich bardzo podekscytowany, oczy mu się ciągle świeciły, na jego twarzy widniał szeroki uśmiech i jeszcze ani razu nie pogardził niczym, co mu zostało zaoferowane (tylko ja wybrzydzałem, kiedy nam proponowali robaki albo nietoperze). 

Shu?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz