24 maj 2020

Shu⭐zo CD Lennie

Nie zapomnę, ale byłbym spokojniejszy, gdyby Lennie już dał mi się zająć większością. Jakoś lepiej mi jest mieć wszystko pod kontrolą i widzieć o wszystkim, niż później się tylko dowiadywać. Naprawdę kolejne niespodzianki nie są mi potrzebne. Już sam śmieszny fakt, że jestem w ciąży, wystarczy. Gdy mój ukochany zajął się przebieraniem, ja wziąłem głęboki oddech i odchyliłem się bardziej na krześle, zamykając oczy, a po chwili wydychając powoli powietrze. Teraz albo zaraz będzie mi się chciało wymiotować, albo zacznie mnie boleć głowa i przejdzie dopiero za jakieś dwie godziny. Żadna z tych opcji mi nie odpowiadała. Wymioty są okropne, a boląca głowa odbiera mi możliwość pracowania. Już rano tak mi się kręciło w głowie, że nie byłem w stanie w odpowiednim miejscu wbić igłę, nie mówiąc już o nawlekaniu i temu podobnych. Na szczęście przeszło, ale teraz znowu może wrócić. Gdy otworzyłem oczy, o mało co nie spadłem z krzesła. Nie spodziewałem się Lenniego znów przed sobą.
- Może położysz się na chwilę? - zaproponował, ale nie było szansy, żebym się zgodził. Od razu poprawiłem się na siedzisku i pokręciłem głową.
- Nie strasz mnie tak. - mruknąłem jedynie, poprawiając się na siedzisku, po czym wyciągnąłem swój notatnik, by przystąpić do fachowej pracy.
- Shuzo, mówię serio. - ewidentnie nie spodobało mu się, że tak zignorowałem jego propozycję. Jednak mówił wciąż spokojnym tonem.
- Ja nie umieram. - oświadczyłem, otwierając notatnik. - Nie jestem też chory. - ciągnąłem dalej, przewracając strony i skupiając się przede wszystkim na tym, co mam przed sobą na biurku, niż moim troskliwym Lenniem, który stał za nim. Może i nie powinienem tak robić, ale denerwowało mnie to. Gdyby mógł, to z chęcią unieruchomił mnie w łóżku i kazał ciągle leżeć, bo przecież dopadnie mnie pracoholizm. Słyszał ktoś kiedykolwiek większą bzdurę? Ja i pracoholizm? Co każda osoba chcąca pracować od razu musi mieć jakiś problem?! Ja muszę mieć jakiś problem? Jak nie dziwne załamki w dzieciństwie, problemy z odżywianiem, to teraz jeszcze z robieniem czegokolwiek?!
- Nie mówię, że jesteś, tylko... - przerwała mu moja dłoń, która wystawiłem mu przed twarz. Miałem dość tego tematu.
- Cicho. Na tym się skupmy. - mruknąłem, zamykając notatnik i opuszczając dłoń. Równocześnie lekko się schyliłem by zacząć grzebać w dość zagraconej szufladzie. Teraz mi będzie zawracać głowę takimi pierdołami, żeby w biały dzień wracać do łóżka, bo ciąża to taki ciężki stan, gdzie powinienem tylko leżeć i grubnąć. Już mi wystarcza, że siedzę prawie ciągle i wpycham w siebie chore ilości jedzenia. Lennie widząc, że nic nie wskóra w tej sprawie, postanowił po prostu wyjść i dać mi święty spokój, co było najlepszym, co mógł zrobić. Ostatnie czego chciałem, to żeby się z nim jeszcze zacząć kłócić. Zaraz wszyscy dookoła będą mnie traktować jak jakiegoś niepełnosprawnego, bo przecież jestem w ciąży. Lepiej w ogóle byłoby w niej nie być. Wtedy wszystko było jakieś prostsze, a na razie... Znów musiałem się wyprostować i wziąć głęboki oddech. Powoli czułem, jak zaczynało mnie mdlić. Jak ja bardzo nie chciałem i wciąż nie chce wymiotować. Niech to już się skończy.
Nie ma się co łudzić, że mój dzień był jakkolwiek ciekawy. Grzebanie, cięcie, szycie i tak dalej w kompletnej ciszy nie było niczym zaskakującym ani ekscytującym. Mimo wszystko cieszyłem się, że w końcu tutaj wróciłem i mogę robić to, co rzeczywiście mi się podoba. Dlatego dzień minął mi naprawdę szybko i w miłej atmosferze pomimo mało przyjemnego poranka. Szczerze nawet nie wiem, jakim cudem tak szybko ten czas przeleciał. Prawie w ogóle nie wychodziłem z namiotu, a fakt, że nie doskwierał mi za bardzo głód, był świetny. Może rzeczywiście praca to dobre sposób na wszystko?
Żeby komuś udowodnić, że nie popadnę w żaden pracoholizm ani nic w tym stylu, postanowiłem trochę wcześniej skończyć pracę. Nie wiedziałem, gdzie się Lennie podziewał przez pół dnia. Aż tyle musiałby mieć do zrobienia już pierwszego dnia pracy? Chyba że jeszcze zajął się już rzeczami do ślubu. Ciekawe, kiedy nadejdzie ten piękny dzień. Nie mamy jeszcze nawet daty ustalonej, a ja do co kreacji muszę go porządnie zmierzyć, by w końcu zająć się garniturem. Myślałem, że coś zgapię od jego ubrań, ale lepiej go po prostu mieć go przed sobą i wziąć metr do ręki. Będzie porządnie zrobione. Fuszerki bym nie przeżył. Zajmę się tym najpewniej następnego dnia z samego rana.
W oczekiwaniu na Lenniego zdążyłem się wygodnie ułożyć w łóżku, a żeby umilić sobie czas, zająłem się dzierganiem. Miałem dość duży zapas włóczki, więc czemu by nie skorzystać? Warto sobie to i tamto przypomnieć. Nie miałem pomysłu, co wydziergać i stwierdziłem, że co mi wyjdzie, to będzie. Przy okazji znów miałem okazję, by troszkę pomyśleć. Jedyny temat nie mógł mi wyjść z głowy. Dotyczył on Lenniego, a w zasadzie tego, czemu tak długo go nie ma. Może powinienem iść go poszukać? Z drugiej strony nie chciało mi się za nim gonić. Przecież na pewno nic złego się nie dzieje. Wszystko mi wyjaśni, gdy tylko wróci. Z uśmiechem na twarzy zająłem się dzierganiem. Może zrobię coś dla dziecka? Małej księżnisi albo księciunia, który (albo która) sobie rośnie w moim brzuchu. Przede mną szmat czasu za nim się wspólnie z Lenniem przekonamy. Aby umilić sobie czas, nuciłem pod nosem różne melodyjki. Jedne dość znane, a drugie nie za specjalnie. Z czasem jednak mój żołądek zaczął się dopominać o posiłek. Musiałem z wielką niechęcią ruszyć się z miejsca i znowu iść do bufetu. Może mają coś dobrego? Zjadłbym jakiegoś ogórka kiszonego z bitą śmietaną...
Ze sobą do bufetu wziąłem włóczkę i dziergałem przy stole, co jakiś czas coś podjadając. Ludzie wchodzili do środka i wychodzili. Nikt się mną nie przejmował, ja za bardzo też nie chciałem się wdawać w dyskusję. Czekałem jednie na Lenniego, mojego kochanego narzeczonego. Całe dzierganie nie zajęło mi jakoś dużo czasu. Przynajmniej tak myślałem, ale przez wyjście z bufetu widziałem, że już się porządnie ściemniło. Ta chwila dziergania zmieniła się w parę godzin. Postanowiłem, że jeszcze dopiję herbatę, a jeśli Lenniego nie będzie w namiocie to postawie cały cyrk na nogi, by tylko go znaleźć i opieprzyć z góry na dół. Co on sobie wyobraża, żeby narażać mnie na taki stres? Martwię się o niego i nie wybaczyłbym sobie, gdyby coś mu się stało.
- Tutaj jesteś. - poruszyłem psimi uszami, słysząc znajomy głos. Od razu zauważyłem, że przyszedł do mnie Lennie.
- Długo cię nie było. - odpowiedziałem, odkładając szklankę z herbatą, a Lennie zbliżył się do mojego stolika. Nie potrafiłem się na niego gniewać i od razu wstałem, by go przytulić, a później znów go puścić i wsadzić mu przed twarz swoje wełniane dzieło. - Nie zgadniesz, co zrobiłem. - podałem mu to z uśmiechem, a ten spojrzał na mój wyczyn z trochę zmieszaną miną.
- To mów. Co to jest? - spytał w końcu, nie odrywając wzroku od mojego podarku.
- Slipy. - odpowiedziałem z uśmiechem, dałem mu buziaka w policzek, a potem zacząłem sprzątać po sobie stół.
- Wełniane? - spytał, unosząc jedną brew, a na jego twarzy pojawił się uśmiech.
- Lepiej takie niż żadne skarbie.

(Lennie~?)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz