12 maj 2020

Shu⭐zo CD Lennie

Czuję się jak jakiś pan obrażalski. Ciągle się tylko dąsam na Lenniego, a niedługo później wszystko mi przechodzi i obaj jesteśmy szczęśliwi. On naprawdę lubi mnie wkurzać, a ja się wkręcam ku jego uciesze. Może na początku strasznie mnie te jego teksty oburzają i czasem po prostu mam dość tych mało dojrzałych reakcji. Jednak to już jest takie dla mnie typowe, że gdyby Lennie przestał to robić, to bałbym się, że jest z nim coś nie tak. Na początku naszej znajomości w ogóle nie sądziłem, że może taki być. W zasadzie nie przyszłoby mi do głowy, że możemy się aż tak dobrze dogadać i tak zżyć ze sobą. Teraz nie widzę świata poza nim i naprawdę jestem w stanie wszyściutko mu wybaczyć. Jednakże warto zaznaczyć, że tak łatwo nie przestanę się dąsać. Niech sobie nie myśli, że mnie to nie ruszyło. Mój wygląd to drażliwy temat. Dziecku nic nie będzie.
Gdy już próbował zmienić temat, postanowiłem trochę odpuścić. Czy mogłem mieć jakieś teorię na temat zmian w miejscu mojej ukochanej pracy? W sumie zdarzało mi się zastanawiać, jak to będzie, gdy wrócimy. Jednak aż tak dużo czasu nie minęło, żeby zaszły jakieś gwałtowne zmiany. Przynajmniej tak mi się wydaje.
- Mam po prostu nadzieję, że wrócę na swoje stare stanowisko. - odpowiedziałem po chwili namysłu, nie odgrywając wzroku od szyby. - Nie umiem specjalnie nic innego robić. Poza tym w tym stanie siedzenie za maszyną do szycia będzie najlepsze. - stwierdziłem i spojrzałem na magika, tuląc swoje kolana. - Szczególnie gdy mój brzuch urośnie do nieprawdopodobnych rozmiarów. - dodałem niezbyt zadowolony i znów uciekłem wzrokiem do okna.
- Mówiłem ci, że nie możesz się tym tak przejmować. - powiedział, a ja przewróciłem oczami. Miałem dość takiego gadania. Łatwo powiedzieć nie przejmuj się, gdy samemu się nie jest w takiej sytuacji.
- Ciekawi mnie jakbyś ty się zachował w takiej sytuacji. - mruknąłem jedynie. Ostatnimi czasy mam wrażenie, że więcej narzekam i o wiele więcej rzeczy mi się nie podoba. Ciąża naprawdę jest męcząca. Więcej ganiasz do toalety, reagujesz bardziej emocjonalnie, wszystko cię wkurza i zasmuca. Nie ma w tym nic fajnego.
- Załatwię sobie sztuczny brzuch i sam się przekonasz, że dla mnie to nie byłby jakiś koniec świata. - odpowiedział rozbawiony. - Poza tym wesprę cię w tym trudnym okresie.
- A raczej ponabijasz, ty mój śmieszku. - wymamrotałem, bardziej do siebie. - Humor ci jakoś ostatnio dopisuję.
- Bo mam ciebie przy sobie, a przy tobie jestem szczęśliwy. - na mojej twarzy od razu pojawił się uśmiech. Widziałem go nawet w odbiciu szyby. To było w sumie trochę miłe z jego strony. - Chodź tu do mnie. - powiedział, po chwili wyciągając ręce w moją stronę. Chciałem być twardy i nieugięty, zostając po swojej stronie, ale trochę mi nie wyszło. Już po niedługiej chwili bicia się z myślami, znów usiadłem przy nim i bez słowa się do niego przytuliłem. Jestem słaby. Trudno. Może kiedy indziej mi wyjdzie.
- Kocham cię. - wymamrotałem, tak bez konkretnego powodu, zamykając oczy.

Gdy pociąg zatrzymał się na naszej stacji, dopiero co wstałem z miejsca. Pomimo tego, że spałem i jadłem większość drogi, czułem się padnięty. Miałem dziwaczne sny: uciekłem spod ołtarza w trakcie ślubu w bardzo bufiastej sukience; dziecko, które dopiero co przyszło na świat, zmieniło się w jakiegoś gremlina; jakiś pedofil z siekierą, co buszował po moim namiocie, szukając dziecka, które w ogóle się jeszcze nie urodziło... Przynajmniej ta głupia dziewczyna, której Lennie rzekomo uratował życie, dała mi spokój. Również były to sny, które nie męczyły mnie na temat własnego wyglądu, ale były odleciane i mega zwariowane. Chyba już wolałbym płakać za swoją figurą, niż kolejny raz wpatrywać się w zielonego niemowlaka, którzy rozwścieczony rzuca się na lekarza.
- To teraz musimy się dostać na lotnisko. - odezwałem się, biorąc swoją walizkę i wychodząc z przedziału. Lennie wyszedł chwilę po mnie.
- Taksówka?
- Najpierw sprawdźmy, gdzie ono w ogóle jest. - zaproponowałem i cicho westchnąłem, kierując się do wyjścia na stację. Naprawdę było mi słabo. Miałem dość tego przemieszczenia się. Gdy tylko wyszedłem na peron, rozejrzałem się dookoła. Świeże powietrze, znowu jakieś nowe miejsce. Przynajmniej zbliżamy się ku kresowi naszej podróży. Gdy tylko zauważyłem jakąś ławkę niedaleko, poszedłem na niej usiąść. Ogólnie prawie się na niej położyłem.
- Tęsknię za łóżkiem. - wymamrotałem, gdy tylko Lennie nade mną stanął. Wtedy też już usiadłem na tej ławce normalnie, a ten z uśmiechem poczochrał mnie po głowie.
- Już niedługo. - odpowiedział, a ja oparłem o niego głowę. Czekał nas jeszcze lot. Ostatnio nie czułem się na pokładzie za dobrze. Tyle się działo. Ciągle te stewardessy chodziły między fotelami. Większość ludzi rozmawiała. Potem jakieś turbulencje, a najgorsze były te zatkane uszy. Nie mogłem przez to usiedzieć na miejscu, ale widząc, jak Lennie był wtedy poddenerwowany, postanowiłem jako tako zachować spokój. Dzisiaj, a w zasadzie zaraz czeka mnie to samo. Chyba że nagle zmienił swoje podejście, w co trochę wątpię... Mówiłem mu, żeby dał sobie spokój z czytaniem o tych wypadkach, ale oczywiście nie chciał mnie słuchać, to teraz ma. Mam nadzieję, że dziecko jakoś razem z nami przeżyje ten lot i nic się nie stanie. Niedługo później już zmobilizowałem się do wstania. Wyszedłem stamtąd razem z Lenniem, a od kasjerek ze stacji dowiedzieliśmy się, że lotnisko jest około pół godziny drogi stąd. W sumie miałem gdzieś, czy będziemy iść, czy jechać. Osobiście miałem dość tego siedzenia i wolałem rozprostować nogi. Sam Lennie również stwierdził, że mu nogi wchodzą do dupy, dlatego wspólnie zdecydowaliśmy się przejść. Mieliśmy dużo czasu, więc uprosiłem, żebyśmy jeszcze na moment stanęli coś zjeść. Już nawet nie dbałem o to, że potem będę gruby, jak nie wiem co. Mój żołądek zachciał i ja musiałem jakoś tę pustkę zapełnić.
Już na samym lotnisku nie chciało mi się jeść. Czekała nas cała odprawa, a później pewnie jeszcze trochę będziemy musieli poczekać na samolot. Aż trudno mi uwierzyć, ile tam było ludzi w środku. Znowu musieliśmy się przeciskać, a kolejka na samą kontrolę bagażu wydawała się nie mieć końca.
- Nie ustoję tyle. - mruknąłem, opierając się o ukochanego. Czemu aż tyle ludzi teraz podróżuje? Chociaż może jednak trochę przesadzam? Nawet szybko to idzie...

(Lennie, skarbie~?)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz