14 maj 2020

Vivi CD Robin

Cicho się zaśmiałem, gdy wspomniał ową historię.
- Interesujący miał żywot ten jego pra... Pra... Pra, ile tam było pra? Nie ważne! Dziadek, ale pytałeś mnie o moją przeszłość... No chyba mógłbym uchylić rąbka tej tajemnicy. Nawet jeżeli słucha misiek. - zaraz otrzymałem oburzone spojrzenie od Robina. - Bez urazy... - zaznaczyłem szybko. - To chcesz posłuchać? Gdyż wcale nie muszę nic mówić.

- Vivi! Przecież chcę wiedzieć więcej! - ponownie zbeształ mnie wzrokiem. - Więc mów, bo naprawdę chcę cię lepiej poznać.
Głęboko westchnąłem. Był naprawdę taki dobry i uroczy. Jak mógł mnie tak... Nasza więź naprawdę była niesamowita.
- To ci opowiem... - wymruczałem cicho. - Jak już zacząłem... Moich rodziców nigdy nie poznałem. Od początku byłem sam tak jak bezpański kundel, błąkający się po ulicy. Świat był dla mnie szary, nudny i cały czas szukałem sensu dla mojego istnienia. Jakiegoś usprawiedliwienia na to okrucieństwo, które mnie spotykało. Na ulicy każdy żył dla siebie. Aby przetrwać, trzeba było się zaadaptować. A ja nadal nie umiałem. Szukałem miejsca, gdzie mógłbym przynależeć. Po wielu próbach wreszcie je znalazłem. Trafiłem do kryminalnego półświatka. Tam rozpoznali mój niesamowity talent strategiczny. Chyba pierwszy raz w życiu czułem się, jakbym gdzieś przynależał. Czułem się na miejscu. Chciany. Po tym w zastraszającym tempie zacząłem się wspinać na coraz to wyższe pozycje. Już w wieku osiemnastu lat byłem jedną z najważniejszych osób w całej organizacji. To wszystko tylko dzięki mojej bezwzględności i tego, iż odbieranie życia było dla mnie tylko świetną zabawą. Grą, w której jak widać, byłem dobry. Najwyraźniej za dobry... Każda z osób, które zabiłem śni mi się teraz po nocach, lecz wtedy nie zwracałem na to żadnej uwagi. To były tylko środki do osiągnięcia celu. Władzy. Tak to już działa, gdy nasz umysł zostanie omamiony tym poczuciem, iż mogę decydować o losie innych. Byłem pijany władzą... I nie zauważyłem nawet, co się działo pod moim piedestałem. Z góry rzucałem cień na innych. Raczej nikt nie lubi, jak ktoś zabiera mu, możliwość patrzenia w słońce. To wszystko musiało się kiedyś skończyć. W taki czy też inny sposób. W moim przypadku niestety uznali, że ściągną mnie na ziemię siłą. Zaczęto kombinować za moimi plecami, tak żeby się mnie pozbyć. Nie mogłem uwierzyć w ich śmieszne próby, by mnie stracić w dół... W otchłań, która rozciągała się poniżej... Przecież nie posiadali żadnej władzy. A ja... Ja mogłem wszystko. Szef traktował mnie jak syna. Przecież mogłem zasiąść za tym biurkiem po nim... Albo, gdyby mu się przytrafił wypadek. - westchnąłem głęboko. - Niestety byłem zbyt pewny siebie. Nie obchodziła ich ranga, czy tam stanowisko. Nie obchodziła ich kara. Widać zadarłem z niewłaściwymi ludźmi. Chociaż gdy ośmielisz się skrzywdzić czyjąś rodzinę za niesubordynację, to tak się to kończy. Nie sądziłem, że się ośmielą... To przypominało stado hien próbujących obezwładnić lwa... Jednak jak się okazało. Moje stanowisko, bezwzględność oraz wyrachowanie nie były w stanie mi tu pomóc. Ci ludzie chcieli mojej głowy. Nie mieli już nic do stracenia. Nawet życie było im obojętne. I tak właśnie wpadli na mnie, gdy wracałem. Oczywiście nie przypadkiem jak twierdzili na początku. Ponieważ było ich więcej, a ja byłem tylko dzieciakiem, który zadarł głowę zbyt wysoko, udało im się mnie obezwładnić i gdzieś zabrać. Obudziłem się w ciemnym pomieszczeniu, przywiązany do krzesła. Jak się pewnie spodziewasz, wyjaśnili, co ja tu robię oraz, że mają zamiar mnie osądzić za moje „grzechy". Dość fanatycznie to brzmi, jak na to patrzę z perspektywy czasu. Wracając, zrobili tak, bym poczuł ich ból. Obcinanie palców, wyrywanie paznokci, zębów. Nawet wydłubywanie oczu... Sam dobrze znałem takie metody i nie były mi obce. Jednak jaki ból sprawiały. Mogłem się wtedy sam przekonać. Nawet prądem mnie popieścili. W końcu mieli mnie zamiar zabić, co oznaczało, że mogli mnie krzywdzić do woli. Wolę nie opisywać reszty potworności, które robili. Jednak pamiętaj, że robiłem gorsze rzeczy... - dorzuciłem, spoglądając przed siebie jakimś takim otępiałym wzrokiem. Naprawdę zacząłem to wszystko odczuwać na nowo. Tak jakbym rozdrapał jakieś blizny i na nowo zaczęły krwawić. - Przejdę od razu do rzeczy... Już całego pokiereszowanego przymocowali mnie do stołu, tak bym nie mógł się ruszyć... Nade mną znajdowało się wahadło... Ostrze bujało się na boki, na początku nawet nie pojąłem, co się stało i nagle usłyszałem szczęk i metal opadł odrobinę niżej. Wtedy poczułem po raz pierwszy w swoim życiu jakąś emocje. Był to strach. Podobno tak bardzo chciałem umrzeć, ale gdy śmierć była na wyciągnięcie ręki... Zacząłem się cholernie bać. Nie chciałem, by mnie bolało. Nie chciałem umierać powoli. A...a przecież nie miałem teraz już na to wpływu. Szarpanie się nic nie dawało. Czas płynął nieubłaganie, a ostrze w ciągu paru minut dotknęło mojego brzucha. Najpierw uczucie było, jakbym zaciął się kartką. Moment później poczułem znacznie mocniejszy ból, gdy faktycznie trafiło w ciało. Już czułem, jak się ten zimny metal dobiera się do moich wnętrzności. Zrobiło mi się słabo. Zacząłem krzyczeć, płakać i błagać wszystkich możliwych bożków i innych takich by to się skończyło. Ból był potworny. A do tego widok sączącej się z rany krwi... MOJEJ KRWI. Cały czas się wtedy zastanawiałem, ile to mogło jeszcze trwać... Kiedy się wykrwawię na dobre? Na moje szczęście czy też nieszczęście nagle usłyszałem jakiś głos. "Chłopcze co byś zrobił, gdyby kota zaoferował ci wieczne życie oraz możliwość zemsty na tych, co stracili cię z nieboskłonu i zgotowali ten haniebny koniec?" Wtedy wiele nad tym nie myślałem, wydzierając się, że byłbym gotów zrobić wszystko. Padło kolejne pytanie: "A oddałbyś duszę, stając się demonem w imię tego celu?" Co miałem powiedzieć, człowiek w takiej sytuacji zgodzi się na każdy cud. Choćbym miał stać się potworem i posłańcem zła. Złość, strach i rozpacz wraz z bólem przyćmiły wszystkie zmysły. Nie wiem, na co wtedy czekałem. Na cud? Nic się nie działo, nadal czułem to ostrze w ciele, lejącą się krew. Czułem nawet jej zapach. Więc pomyślałem, że to wszystko mi się tylko wydawało. Aż tu nagle wszystko wokoło zaczęło blaknąć. Nagle poczułem, że coś pociągnęło mnie w górę. Przestałem czuć kończyny i stałem się niezwykle lekki. Robin nie masz pojęcia, jak wtedy się cieszyłem, że już nic nie czuję... - zaśmiałem się nerwowo. - Wtem uświadomiłem sobie, że tak naprawdę znajdowałem się tuż nad moim własnym ciałem. Nadal leżało na stole, skrępowane, z ostrzem w brzuchu. Nadal broczyło krwią. Aż się musiałem skrzywić na jej widok. Potem znowu usłyszałem tam sam głos co poprzednio... "Więc skoro tak sądzisz, to dobiliśmy targu chłopcze." Ponownie poczułem potworny ból. Tyle że nawet nie miałem kończyn, by wiedzieć, skąd go czuję. Moje ręce zmieniły się w szpony. Z "kręgosłupa" wyrósł ogon, najpierw jeden. Potem jeszcze kilka innych. Po tym poczułem, jak coś chyba próbuje rozsadzić mi czaszkę. Pojawiła się para uszu. Do tego poczułem jakieś dziwne mrowienie w całym tym astralnym ciele. Stwierdziłem nagle, że stałem się potężny. Potężniejszy niż każdy z tych ludzi, którzy MYŚLELI, iż mają nade mną władzę — urwałem. Naprawdę wolałem, nie mówić co się potem stało. Jaka masakra nastąpiła. Co sprowadziłem na całe miasto. Wszystko płonęło. A dla moich potrzeb nawet przejąłem kontrolę nad jakimś człowiekiem, żeby chociaż na moment mieć ciało. Tak w sumie odkryłem, że potrafię przemienić się w bestię. Co wcale nie polepszyło ich szans na przeżycie. - Czyli tak stałem się tym, czym jestem... Odrażającym potworem, który powstał z desperacji i bólu. - przeciągnąłem się. - No to....co o tym sądzisz...

( Już wszystko wiesz Robin~ )

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz