15 maj 2020

Lennie CD Shu⭐zo

Moje pierwsze myśli: czy tak powinno być? Szybko wspomniałem nasz pierwszy lot, podczas którego lądowanie było o wiele bardziej spokojniejsze i delikatniejsze. Drugie myśli: na pewno zginiemy. Nadchodził już nasz koniec, samolot się trząsł dokładnie tak samo, jak w tym historiach, w których te cholerne maszyny spadały do oceanu. Ale my byliśmy nad lądem, sam nie wiedziałem, czy to lepiej, czy gorzej. Tutaj całkowicie się rozbijemy, spłoniemy, nasze ciała zamienią się w połowie w proch… ale będzie też co chować w grobie, ciała w oceanie ciężko odnaleźć. Trzecia myśli: dlaczego w takich chwilach tak bardzo chce iść do łazienki opróżnić pęcherz? Zacisnąłem dłonie na fotelu i zacząłem głębiej oddychać. Starałem się skupić na pięknej przyszłości, wyobraziłem sobie siebie, Shuzo i naszego małego berbecia na placu zabaw. Jednak gdy samolotem znowu potrząsnęło, tą piękną wizję zastąpiła okropna rzeczywistość, w której oboje umieramy, a razem z nami reszta pasażerów. Czwarta myśl: chociaż umrzemy razem. Tak, zaczynałem się uspokajać myślą, że nikt po nas nie będzie płakał, że mamy tylko siebie i żaden z nas nie straci drugiego, bo zginiemy oboje. Piąta myśl uderzyła we mnie jak fala prądu: co ja powiem ojcu? W sumie, to nic, jeśli będę martwy, ale co on sobie pomyśli? A jeśli dostanie zawału i także umrze? W sumie to jemu chyba też nikt już nie pozostał…
Przez moją głowę przeleciały jeszcze setki podobnych myśli, w jednej z nich dziwiłem się, że ludzki umysł w tak krótkim czasie, jest zdolny do takiej ilości przemyśleń. Rozumiałem już, co oznacza „życie przeleciało mi przed oczami”, w chwili, gdy sądziłem, że samolot już nie wyląduje, tylko się rozbije, naprawdę oczami wyobraźni ujrzałem swoje całe życie, od podstawówki, te wszystkie problemy z magią i rodzicami, potem ten wypadek, następnie cyrk i wspaniałe chwile z Shuzo. Czy śmierć jest aż tak straszna?
Gdy maszyna wylądowała, byłem cały blady, palce mnie bolały od ściskania fotelu, kręgosłup mnie piekł od utrzymywania pionowej postawy, pęcherz niemiłosierni naciskał i gonił mnie do ubikacji, ale ja tylko siedziałem. Nie mogłem uwierzyć, że Shuzo to przespał! Prawie zginęliśmy, a on sobie smacznie spał… Nagle zapragnąłem też być w ciąży, ale szybko pozbyłem się tej myśli, tego było za dużo.
- Lennie, chodź, bo tu zostaniesz – czarnowłosy musiał po mnie zawrócić, ponieważ ja, jak i większość pasażerów, nie mogłem się ruszyć. Dopiero gdy pociągnął mnie za ramię, chwyciłem nasze torby i wysiedliśmy z samolotu. Nogi miałem jak z waty, chłopak musiał mnie prowadzić i trochę podtrzymywać, inaczej wylądowałbym plackiem na ziemi. Kiedy już dotknąłem stopami ziemi, na nowo mnie zmroziło. Słońce zaczynało zachodzić. - Ej, ziemia do Lenniego, bo zostaniesz tu na noc – znowu mnie pociągnąłem. Kiedy znaleźliśmy się w budynku i przedstawiliśmy swoje dokumenty, pierwsze co zrobiłem, to poleciałem do łazienki, aby opróżnić pęcherz. Po wyjściu Shuzo zaczął się ze mnie nabijać, że jeszcze trochę, a bym zsikał się w spodnie. Nie odpowiedziałem, byłem jeszcze wstrząśnięty tym lotem na tyle, że mogłem wyłącznie pójść z nim na autobus.
- Nigdy więcej nie lecę samolotem – oświadczyłem, kiedy usiedliśmy na przystanku.
- Nie chce odwiedzać ojca? - jego to najwyraźniej bawiło, ja za to byłem śmiertelnie poważny.
- Popłyniemy statkiem – wymruczałem.
- Jaaasne. Naczytasz się, jak statki spotykają sztorm i lądują na dnie – spojrzałem na niego.
- Wiesz co? Zostańmy w cyrku już na dobre – objąłem go. Po chwili przyjechał nasz autobus, wsiedliśmy do środka i zajęliśmy miejsca z tyłu. - Jestem wykończony – westchnąłem. - Pierwsze co zrobię, to pójdę spać – oparłem się o niego. - Chyba, że weźmiesz ze mną kąpiel – zacząłem bawić się jego kolorowym pasemkiem.

<Shuzo?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz