15 maj 2020

Robin CD Vivi

Słuchałem jego historii, starając się sobie to wszystko wyobrazić, niestety nie byłem w stanie zobaczyć go w tej postaci, jakiej się opisywał. Nie chodziło o to, że mu nie wierzyłem, tylko o to, że poznałem go jako innego człowieka, całkowicie kogoś innego niż z tej opowiedzianej historii. Z początku mu współczułem, w końcu miał powody, aby to wszystko zrobić, kiedy jednak stwierdził, że robił gorsze rzeczy niż wyrywanie paznokci i łamanie kości, to uczucie gdzieś uciekło. W głębi duszy czułem, że zasłużył na takie okropieństwa, postanowiłem mu jednak tego nie mówić, w końcu w tej chwili był kimś całkowicie innym. Nie byłem na niego zły ani obrzydzony, w sumie, to nie czułem niczego, prócz satysfakcji, że coś o nim wiem. W dalszym ciągu był dla mnie tym kochanym medykiem, który się mną zajął, chociaż nie musiał i prawdopodobnie nie chciał, a ja byłem mu bardzo wdzięczny za pokazanie świata, w którym żyłem, a którego zapomniałem.
- Robin… powiesz coś? - usłyszałem wręcz jego błagający ton. Posłałem mu ciepły uśmiech i zniżyłem się do niego. Może nie mogłem w to wszystko uwierzyć, bo był taki mały? Maluśki, jak taki słodziak mógłby komuś zrobić krzywdę?
- Dziwny z ciebie człowiek-demon – odezwałem się w końcu. W jego oczkach ujrzałem strach, po chwili bardzo delikatnie go ucałowałem w czoło, po czym się lekko rozluźnił.
- Więc nie jesteś zły? Ani obrzydzony? - chciał się upewnić, a ja pokręciłem głową.
- Wiesz co? Może i dobrze się stało, inaczej pewnie bym cię nie poznał – po tych słowach na jego twarzy pojawił się uśmiech. - A ty? Co czujesz? - chciałem porozmawiać o nim. Przez chwilę milczał, zastanawiając się.
- W sumie… to nie wiem. Ale już od dawna nie czułem się tak, jak wtedy – zrobił chwilę przerwy. - No może gdy myślałem, że cię straciłem – w tym momencie zwierzak podskoczył, aby przejść przez zwalone drzewo. Vivi, który stracił czujność i nie trzymał się już futra, przeturlał się po boku miśka i prawie spadł. Złapałem go w ostatniej chwili, sadzając go sobie na ramieniu.
- A chciałbyś wrócić do tamtego życia? Jak jeszcze nad wszystkim panowałeś? - wróciłem do tematu.
- Nie... Błagam, nie... Byłem strasznym człowiekiem.
- Czyli tego żałujesz? - znowu chwilę milczał.
- Tak... Potem poznałem kogoś, kto otworzył mi oczy i pokazał co takiego zrobiłem nie tak. Miałem się dla niego poprawić.... Alee... Nie wiem czy się udało – to mnie zaciekawiło, z drugiej jednak strony nie chciałem go męczyć. Sam się już przekonałem, jak człowiek się czuje, kiedy wspomina te stare, przykre dzieje ze swego życia, o których chciałby zapomnieć.
- Chcesz mi o tym opowiedzieć? Czy innym razem? 
- Na razie chyba starczy jestem cały roztrzęsiony – pokiwałem głową i pogłaskałem go po główce. Po chwili niedźwiedź się zatrzymał na skraju lasu. Z jednej strony rozciągała się polana, a z drugiej miasto. Spojrzałem w kierunku tych szarych budynków.
- Może pójdziemy na lody? - zaproponowałem demonowi. Niedźwiedź usiadł, a ja ześlizgnąłem się z jego grzbietu. Podszedłem do jego pyska i go pogłaskałem. W tym czasie Vivi mi przytaknął i wtulił się w mój policzek. Spojrzałem na zwierzę, które także domagało się pieszczot, więc trąciło mnie nosem. Po chwili wydał z siebie cichy ryk, dając mi do zrozumienia, że zaczyna lubić tego mikrusa na moim ramieniu. Odpowiedziałem mu ryknięciem i mocno przytuliłem. Znowu ryknąłem, oświadczając mu, aby szybko stąd znikał, póki go nikt nie widzi. Misiek wstał i pożegnawszy się, wrócił do lasu. Ja za to skierowałem się do miasta.
- O czym rozmawialiście? - zapytał zaciekawiony demon.
- Lubi cię – wszedłem na drogę. - Na jakie lody masz ochotę?
Miasto się nie zmieniło, odkąd tu ostatni raz byłem. Zmieniłem się za to ja, nie przeszkadzali mi już ci wszyscy ludzi, chociaż w dalszym ciągu starałem się, aby na mnie nie wpadali i mnie nie dotykali. Znalazłem lodziarnią, stanąłem w kolejce i wybraliśmy sobie ciekawy smak. Gdy zamówiłem słodkość w małym, papierowym kubeczku, wyszliśmy na zewnątrz i usiedliśmy na ławce, obok parku dla zwierząt. Vivi siedział na moim ramieniu, był w stanie używać swoich mocy do małych rzeczy, dlatego wyczarował sobie malutką łyżeczkę do lodów, co bardzo uroczo wyglądało w jego wykonaniu. Zajadaliśmy się lodami, kiedy obok mnie nie pojawił się tajemniczy cień. Zadarłem głowę do góry i ujrzałem uśmiechniętą twarz… jak on się nazywał… 
- No cześć, pamiętasz mnie Robinie? - odezwał się Yukito, a ja przytaknąłem głową. Tak jak za pierwszym razem wzbudzał we mnie strach, tak teraz czułem się spokojny, prawdopodobnie przez zieloną przestrzeń, jaka nas otaczała.

<Vivi? Czas go uświadomić>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz