13 maj 2020

Shu⭐zo CD Lennie

Tego wszystkiego było już za dużo. Czemu nie mogę mieć choć jednego spokojnego dnia? Znowu te psy, a potem jeszcze Morgan... Trudno mi było przestać się trząść. Na samą myśl, że te dwa psy, w dodatku psy Morgan, mogły mnie przelecieć, była przerażająca. Po co jej w ogóle dwa psy?! Od kiedy?!
Działanie pod presją nie jest moim ulubionym zajęciem. Na pewno nie chce lecieć w jakiejś klatce. Wdech i wydech... Wdech i wydech, Shu. Jestem tu tylko ja i mój ukochany. Nie muszę panikować. Dla dziecka, dla siebie i dla Lenniego muszę się uspokoić. Za niedługo będziemy w cyrku. W domu. Odpoczniemy. Wszystko już będzie dobrze. Tulaski oraz dobre nastawienie, zawsze działają. Przestałem się trząść i to był dobry znak. Niedługo później już mogłem się zmienić w człowieka. Siedziałem znów na kolanach Lenniego i mocno go obejmowałem. Za nim w ogóle zabrałem się za wstawanie, spojrzałem na niego, lekko się uśmiechnąłem, a potem pocałowałem.
Gdy wyszliśmy z kabiny, stało się to samo, co w pociągu. Czekał za drzwiami jakiś koleś, chciał wejść, ale zrezygnował po zobaczeniu naszej dwójki. Cóż. Tak to już czasem bywa. Potem już bez problemu i bez Morgan na horyzoncie, obaj przeszliśmy przez całą odprawę. Co prawda paru pracowników czepiało się moich uszu i ogona. Wszyscy twierdzili, że są sztuczne i parę razy nawet kazali mi je zdjąć, co było wręcz komiczne. Jednak finalnie dali mi z tym spokój.
Z bagażami nie było problemu, dokumentami również. Do wylotu mieliśmy jeszcze niecałą godzinę. Usiadłem sobie z Lenniem gdzieś z boku przy wielkim przeszklonym oknie, z którego był idealny widok na lądowisko. Od razu oparłem się wygodnie i wyłożyłem nogi na walizkę. Dalej byłem zmęczony. Na szczęście przynajmniej nie doskwierała mi uporczywa chcica na różne dziwne potrawy czy przekąski. Mój brzuch mógł odpocząć od ciągłego trawienia, a ja się chwilę zdrzemnąć. Chociaż na początku było to trudne. Widziałem, jak Lennie trochę zaniepokojony spogląda przez szybę na jeden z samolotów. Od razu z uśmiechem położyłem dłoń na jego.
- Myślmy pozytywnie. Wypadki bardzo rzadko się zdarzają. - odezwałem się spokojnie, trzymając drugą dłoń na brzuchu. Oparłem się bardziej o ramię Lenniego. Miałem wrażenie, że już był spokojny.
- Masz rację.
- Dlatego dziś nic się nie stanie. Wróćmy cali do cyrku i będziemy mieli ślub jak z bajki. - wziąłem głęboki oddech, wyobrażając to sobie. Musiałem w końcu zacząć myśleć nad kreacją, którą sobie uszyje. Lennie na pewno życzy sobie zwykły garnitur, ale ja musiałem mieć coś odjechanego.
Na pokładzie samolotu dopadły mnie małe obawy. Już się bałem tego okropnego uczucia podczas startu, gdy tak wciska cię w fotel. W dodatku te zatykające się uszy. Nic fajnego. Gdy znalazłem nasze miejsce, okazało się, że siedzę przy oknie, Lennie w środku, a przy nas jeszcze jakaś osoba. "Będzie ciekawie", pomyślałem jedynie i usiadłem już na swoim miejscu, od razu zapinając się pasem bezpieczeństwa. Niedługo później okazało się, że siedzimy razem z jakąś młodą blondyneczką, o dość pokaźnych krągłościach. Gdy tylko Lennie mnie znalazł, dziewczyna od razu się uśmiechnęła, gdy go zobaczyła. Co on ma w sobie, że tyle kobiet na niego leci?
- Cześć kochanie. - od razu również się uśmiechnąłem, a gdy tylko usiadł na swoim miejscu, to się do niego przytuliłem. Dziewczyna zdegustowana na nas spojrzała i od razu dała sobie spokój. Poczułem z tego taką małą satysfakcję i wtedy już spokojnie mogłem puścić Lenniego. Nie sądziłem, że może być taka jak Morgan i będzie chciała mi go i, tak czy siak, odebrać. Również wtedy dostałem olśnienia. Może dlatego sobie załatwiła te dwa psy. Pewnie sobie wymyśliła, że Lennie aż tak lubi pieski i dwoma na pewno się bardziej zainteresuje. Ha! Coś jej nie wyszło. On już za niedługo ślub weźmie i to ze mną. Czułem teraz podwójną satysfakcję i pogrążony we własnych myślach, nie byłem w stanie słuchać tego, co mówiła i pokazywała stewardesa odnośnie do tych pasów i co robić, gdyby coś tam się stało z samolotem. Zauważyłem, że Lenniemu już trochę zaczęły drżeć ręce. Pewnie już sobie wyobrażał, jak będziemy spadać prosto do oceanu. Czuję, że pewnie nie był jedyną osobą, która się o to bała.
Start był okropny, ale gdy już byliśmy w powietrzu, wszystko się uspokoiło. Starałem się spać i przestać myśleć o całym locie, mówiących ludziach oraz chodzących stewardessach. Ku mojemu zdziwieniu udało się to zrobić. Co prawda moje sny wciąż nie były jakieś bardzo przyjemne i normalne, ale przynajmniej lot mi szybciej minie.

Nasz mały odrzutowiec twardo uderzył w pas lądowiska. Uniósł się trochę w powietrze i znów uderzył. Pewnie nawet i sam pilot zastanawiał się, czy zdoła utrzymać dwudziestopięciotonowy samolot na asfalcie. Wszystko dlatego, że przy silnym wietrze jakiś świeżo upieczony kapitan spróbował podejść do lądowania pod ostrzejszym kątem i z większą prędkością, niż na pewno zalecał jego niezawodny podręcznik linii lotniczych. W ostrych porywach wiatru, skrzydła odrzutowca kołysały się w górę i w dół. Drugi pilot zdążył ostrzec wszystkich pasażerów, że czeka ich, delikatnie mówiąc, mało komfortowe lądowanie. Dobrze pamiętam jego głos.
Oczywiście miał rację.
Za drugim razem tylne koła podwozia złapały przyczepność, a przednia opona dopiero chwilę później. Na skutek gwałtownego i stromego schodzenia do lądowania więcej niż kilkunastu z ponad czterdziestu pasażerów, siedzących w tych dwóch ciasnych rzędach, zacisnęło dłonie na poręczach foteli, tak mocno, że skóra na knykciach im zbielała, niektórzy bezgłośnie szeptali modlitwę, a komuś nawet zrobiło się strasznie niedobrze i nerwowo szukał torebki, żeby do niej zwymiotować. Kiedy hamulce i ciąg wsteczny sprawiły, że zmniejszyła się znacznie prędkość samolotu, wszyscy podróżni odetchnęli z ulgą. W zasadzie sam za dobrze tego nie pamiętam. Byłem pół przytomny, a gdy tylko otworzyłem oczy, samolot się zatrzymał. Lennie był blady jak ściana. W dodatku wciąż mocno trzymał się fotela. Chyba za bardzo do niego nie dotarło, że już po wszystkim. Od razu nachyliłem się do niego zaspany i pocałowałem go w policzek.
- Jak mogłeś to przespać?! - spytał z niedowierzaniem. - Życie mi przeleciało przed oczami, a ty... - od razu zacząłem się śmiać.
- Ciąża jest aż tak wyczerpująca. - wstałem już. - Bierz nasze walizki. - dodałem, nie mogąc się przestać śmiać. Na długo to zapamiętam.

(Lennie~? Jak tam lot?XD)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz