7 cze 2018

Akuma CD Mefoda

Słuchałem magicznych rapsów, nie mogąc pojąć, o czym są. W tej chwili autor opowiada o ruchaniu się, narkotykach, wspaniałym życiu, Polsce, a może alkoholu? Mnóstwo słów, zero zrozumienia. Co prawda zrozumiałem jedynie tyle, że piosenka musi mieć głębokie przesłanie, bo aktualnie brzmiała dość... specyficzna muzyka. Po prostu dało się poznać, że ten utwór lub chociaż moment został poświęcony czemuś poważniejszemu.
- Wołga ci się ślini - skrzywiłem twarz widząc, jak koń rusza żuchwą, z której wypływa zielonkawa piana. Może ma w pysku trawę? Czy to jej nie zaszkodzi? Spojrzał na swojego konia i tylko wzruszył ramionami. Czyli to normalne? Shiro wiercił się przez moment, po czym wstał i odszedł parę metrów do najbliższych drzew, by je obwąchać i skierować się ku następnym. Obserwowałem jego ruchy by wiedzieć, jak daleko się znajduje i czy nie ma zamiaru sobie pójść. Jakoś nie miałem ochoty łazić za nim po lesie.
- Shiro! - przywołałem do siebie dobermana, który posłusznie podbiegł do mnie. Położył się obok, chyba nie mogąc znieść tego gorąca. Trzeba będzie skołować mu trochę wody, zdecydowanie...
- Wiesz, może potem udamy się nad rzekę? Płynie w tym lesie, właściwie to nie tak daleko. Cóż, tak naprawdę to to taki potok nieduży... Ale weźmiesz ze sobą Wołgę, ja Shiro, kąpiel dobrze im zrobi - wyjaśniłem, na co na moment się zawahał. Wkrótce jednak przystanął na propozycję, oznajmiając o tym skinieniem głowy.
- Nie wiedziałem, że macie tutaj rzekę - oznajmił, chyba nad czymś się zastanawiając.- Takie miejsca są dobre do naje*ania się - uśmiechnął się głupkowato od ucha do ucha, a ja zaśmiałem się głośno. Po chwili nakazał Wołdze jeszcze bardziej przyśpieszyć - koń posłusznie przeszedł do galopu, trawa od czasu do czasu zostawała wyrzucana w górę, gdyż końskie kopyta nie traktowały jej zbytnio delikatnie. Wkrótce zaważyłem, że lekko wyskoczyła do przodu, jakby miała przed sobą niewidzialną przeszkodę, a zaraz po tym kopnęła tylnymi nogami powietrze, jakby tak znajdowała się niewidzialna bestia. Czy to o to mu chodziło? To chyba normalne, że koń sobie bryka... Boże, jak źle to zabrzmiało. Wołga zarzuciła łbem, po chwili szarpiąc już lonżą na boki. Mimo wszystko wciąż galopowała, jednakże z albo wysoko uniesionym, albo też nisko opuszczonym łbem.
- Spokój! - zażądał Mefoda, jednak nic to nie dało.
- Może ta lonża ją uwiera? Jakbyś powiększył okrąg? - spytałem, a on jedynie popatrzył na mnie dziwnie.
- Nie, ma dużo luzu - odparł, a ja wypowiedziałem jedynie nieme "Och". O co mogło jej chodzić? Być może jej się nie chciało, albo po prostu miała ochotę na psoty? Być może taka już jej natura... Ale tego chyba da się oduczyć, prawda?
- Może ją popędź? - zasugerowałem, na o pokiwał przecząco głową. Czy on w ogóle wie, co robi? Mam nadzieję, że tak. Inaczej kiepsko mu pójdzie z jego pupilem. Może więc powinie zwolnić do kłusa? Kurde, jakie jeździectwo jest trudne. W dodatku nawet nie dosiadając konia! Masakra! W jednej chwili klacz stanęła dęba, a ja zamarłem. Bałem się, że pobiegnie prosto na mnie i kopnie mnie lub na mnie stanie. Stłumiłem krzyk, ale w tej samej chwili klacz opadła na ziemię i zaczęła przebierać nogami, stojąc stale w tym samym miejscu. Zarzucała przy tym szaleńczo łbem. Zaczęła się powoli cofać w tył, wywracając oczami. Przestraszyła się? Ale czego?

< Mefoda? >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz