20 cze 2018

Raion CD Mefoda

- Zachody słońca... Każda pora dnia jest piękna - odpalam, a Mefoda spojrzał na mnie zdziwiony - Tak mi powiedział kiedyś pewien przyjaciel - wyjaśniłam.
- To też zależy o sytuacji, która dzieje się w danej porze dnia - stwierdził - Ja osobiście wolę wschody.
Po zastanowieniu uznałam w myślach, że one fakt, są ładne. Wzbudzają taką nadzieję, kiedy słońce na nowo się budzi na niebie. Oczywiście nie powiedziałam tego na głos, bo zepsułoby mi to mój wizerunek twardej kobiety. Nie lubiłam wcześnie odsłaniać swojej prawdziwej ja. Westchnęłam cicho. Co do jednego miał rację - siedzieć tu nie było sensu. Delikatnie zsunęłam się z murku i zgrabnie wylądowałam, i to jeszcze tak, że sukienka nie zafurkotała. No, przecież jeżdżenie od kilku lat okrakiem na lwie w spódniczce czegoś uczy. Zeskoczył za mną i musiałam przyznać, że za grosz w nim gracji. Fakt ten nieco mnie znów rozbawił, ale powstrzymałam się tym razem od śmiechu.
- Więc panienka się jednak zdecydowała? - zapytał sarkastycznie.
- Jednak tak - ucięłam z lekkim uśmieszkiem.
Ruszyłam przed siebie i usłyszałam, jak idzie obok mnie. Nagle przypomniałam sobie o Leonie. Może Mefoda będzie mógł coś poradzić na ten problem?
- Ostatnio dzieje się coś dziwnego z moim lwem - zaczęłam, przykuwając jego uwagę - Od tygodnia, kiedy próbuję go wyciągnąć na jakikolwiek trening czy ćwiczenia, on tylko rozkłada się na ziemi i mruczy. Może za bardzo go rozpieściłam...? - zmarszczyłam brwi.
Mefoda się zakrztusił.
- To lwa można... Rozpieścić?! Kobieto, moim zdaniem dziwne zachowanie lwa to już sam fakt, że nie próbuje cię zeżreć!
- On jest tresowany - mruknęłam, ale nie zamierzałam drążyć tematu - Zżyłam się z nim, i gdyby nie to, że już mam kota, mogłabym go nazwać moim zwierzątkiem domowym.
Parsknął.
- No jasne, mały, słodki koteczek na dwa metry - zachichotał.
- On nie jest... - zaczęłam, ale przerwałam. Nie lubiłam, gdy ktoś jakkolwiek źle mówił o Leonie, ale w końcu nie mogłam mieć mu tego za złe - Chcesz, sam się przekonaj - stwierdziłam w końcu.
- Hmpf... - zamilkł.
Bez słowa ruszyłam do namiotu że zwierzętami cyrkowymi. Ostrożnie rozsunęłam zasłony.
- Oh, no nie wierzę. Leon! - mój jakże kochany "koteczek", jak to określił Mefoda, tarzał się w najlepsze w jakichś wiórach.
- Khe, khe, ale bydlę - usłyszałam głos Mefody nad uchem.
- Jest bardzo potulny.
Zapadła cisza. Oboje wiedzieliśmy, jak zabrzmiało "potulny" o ogromnym lwie.
Znów razem zachichotaliśmy. 
- Jesteś niemożliwa - stwierdził.
- I kto to mówi? - odparłam roześmiana - Leon! Masz natychmiast przestać!
Lew tylko się na mnie spojrzał zaczepnie i kontynuował  czynność.
Westchnęłam, odgarnęłam włosy, uniosłam wysoko brodę i spojrzałam się na lwa. Zastosowałam moje typowe, przytłaczające, karcące i nieznoszące sprzeciwu spojrzenie. Ten posłusznie wstał, zerknął na mnie z miną zbitego psa i ruszył do klatki. 
- Nie tak prędko - uniosłam brwi. Z takimi zwierzętami trzeba było być cały czas stanowczym i cały czas pokazywać, kto tu rządzi. Nie można było sobie pozwolić na chwilę słabości czy ustąpienia.
Lew zatrzymał się, słysząc mój ton. 
- Od tygodnia migasz się od treningów i ćwiczeń. Dzisiaj ci nie daruję! - założyłam ręce na piersi.
Lew warknął cicho i ustąpił.
- Woah... Znaczy... Ty gadasz do lwa? - zapytał Mefoda z dziwną miną.
- No cóż, działa, prawda? - uśmiechnęłam się lekko - Muszę iść się przebrać na strój pokazowy, w nim muszę też ćwiczyć. Jak chcesz, możesz obejrzeć trening, tylko byś chwilkę poczekał.

<Mefoda?>  Wybacz, że tak długo mnie nie było, ale życie prywatne się pokomplikowało :/

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz