20 cze 2018

OD Dmitrija

Nie wiem, który już raz czytałem tę książkę. „Hamlet” w mojej dłoni wyglądał, jakby zaraz miał się rozpaść. Strony pożółkły od starości, a grzbiet okładki był cały pogięty. Ważne jednak było to, że treść, nawet w tak zniszczonym tomie, była wciąż ta sama. Spojrzałem szybko na swój zegarek, żeby skorygować godzinę. Było jeszcze dość wcześnie, a pracę i tak miałem zacząć później. Dzisiejszy dzień miał być tylko mozolnym początkiem kolejnych miesięcy zarabiania na życie. Na razie, mogę chyba poświęcić jeszcze trochę czasu na lekturę. Znajdowałem się w oranżerii, która nawet mi, ignorantowi, zaimponowała wyglądem. Krzewy i kwiaty rosły dosłownie wszędzie, pnąc się w górę, a czasem wijąc po podłodze. Miejsce mogło być także dobrą kryjówką. Poprzez przeszklone ściany mogłem obserwować otoczenie, a w krzakach ewentualnie się ukryć. Nie, żebym coś takiego planował. A skąd. Pokręciłem głową i znów zagłębiłem się w treść książki. Nie było mi jednak dane poczytać zbyt długo, ponieważ poczułem przemożną chęć na gorącą kawę. Odłożyłem tomik na stolik obok siebie i ruszyłem w kierunku wyjścia. Już wczoraj zorientowałem się w terenie, dlatego bez wątpliwości ruszyłem w kierunku bufetu. Dzień był całkiem przyjemny, a o tak wczesnej porze nie spotkałem zbyt wiele współpracowników. W restauracyjce zabrałem kubek ciepłego napoju i wdychając jego zapach, ogrzewałem sobie dłonie. Zadowolony ruszyłem w drogę powrotną, jednak w momencie, w którym wszedłem do środka oranżerii, poczułem, że nie jestem sam. Intuicja mnie nie okłamała. Przy moim poprzednim miejscu ktoś stał i z zaciekawieniem przeglądał odłożoną przeze mnie książkę. Opierając się o framugę drzwi, przywitałem się grzecznie.
- Dzień dobry.

<Ktoś?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz