7 paź 2017

Le Bleuet CD Midas

Midas zachowywał się niezwykle dziwnie. Wszystko było dobrze, dopóki nie przyszła te nieznajoma dziewczyna, która swoją drogą nie wyglądała zbyt przerażająco. Zdziwił mnie najbardziej fakt, że zwyczajowe zachowanie długowłosego wobec ludzi, czyli obojętność, w tym wypadku nie zadziałała i uciekł, jak dziecko przed matką, która zamierza go skarcić. Na dodatek wkręcił w to i mnie, co... nie szczególnie mi się podobało. Nie lubiłem, gdy ktoś mnie szarpał. Inna sprawa, że rzadko kiedy buntowałem się przeciw temu w znaczący sposób. W każdym razie... nie podejrzewałem swojego ukochanego o coś takiego. Tym bardziej, że wiedział, iż z moją nogą nie mogę poruszać się tak szybko, jakbym tego chciał. A jak już biegałem to niestety... troszkę koślawo. Myślałem, że złotooki będzie się chociaż starał nie sprawiać mi problemów z moją niepełnosprawnością, ale cóż... widocznie coś się zmieniło.
Kiedy w końcu się zatrzymaliśmy czułem się po części upokorzony, bolała mnie ręka od mocnego uścisku mężczyzny oraz gnębiła ciekawość z jakiego powodu tak mną poszarpał, a więc zapytałem bez ogródek.
- Co w Ciebie wstąpiło? - zapytałem i nie ukrywałem niezadowolenia oraz irytacji. Myślę, że miałem do tego prawo, ale chyba nie według Midasa, który tylko niesympatycznie mi odwarknął. Zaraz poczułem ucisk w sercu. Mimowolnie... to samo się stało. Zaraz straciłem całą pewność siebie i pewną część zaufania do mężczyzny. Na dodatek świadomość, co działo się noc wcześniej przytłoczyła mnie i nasunęła więcej pytań, które z kolei budowały mój strach i obawy. Co jeśli się okaże, że to jednak nie to i wyjdę na jakiegoś puszczalskiego? Co jeśli się znowu pomyliłem? Co zrobię i gdzie pójdę, jeśli kiedyś będę chciał uciec z cyrku? Tak, niestety mój poziom samooceny, lęki społeczne i wiele innych niedogodnień utrudniały mi życie właśnie w taki sposób. Wszystko było dla mnie ważne, najdrobniejszy gest odebrany źle mógł zburzyć moje mury zaufania wobec kogoś, każde niemiłe mruknięcie lub komentarz mogły wywołać działania obronne, co nie zmieniało faktu, że nie byłem idealny i nie nadrabiałem swoich chorób w żaden konkretny sposób. Ani żadnymi szczególnymi cechami charakteru, ani szczególnymi umiejętnościami, ani wiedzą... tym bardziej wyglądem.
Rozmyślałbym i dołował się bardziej, gdyby nie głos dziewczyny rozlegający się gdzieś za moimi plecami. Twarz jasnowłosego była blada i jakby... zrezygnowana. Gdyby miał długie uszy, jak koń, to zapewne położyłby je po sobie i uciekł. Tak właśnie uczynił. Spojrzał na mnie tylko, jakby chciał coś powiedzieć i uciekł. Jak tchórz. Byłem tak zszokowany, że sam nie wiedziałem, co myśleć. Tak w ogóle to nasze zachowanie było absolutnie nie na miejscu. Przecież to niegrzeczne i niemiłe przed kimś uciekać. Można zrobić komuś wielką krzywdę i zranić go. Zmusiłem się więc w myślach, aby powstrzymać masę napływających wątpliwości i należycie ugościć dziewczynę. Odwróciłem się w jej stronę i wszedłem w słowo, które zapewne chciała powiedzieć.
- Bardzo Panią przepraszam! Naprawdę. To nie było celowe – zacząłem się tłumaczyć – Mój przyjaciel jest bardzo... wstydliwy – skłamałem, aby jakoś wytłumaczyć zachowanie mojego partnera – Bardzo onieśmiela go widok pięknych dziewcząt – dodałem. Jasnowłosa na te słowa lekko się zarumieniła i uśmiechnęła, zapominając o tym, co chciała mi powiedzieć. Nie wyglądała na jakąś bardzo zakochaną czy podnieconą. Po prostu to miłe słowo sprawiło jej przyjemność i o to mi chodziło.
- Bardzo mi miło, że tak mówisz – odpowiedziała – Ja... nie powinna wchodzić i przeszkadzać, ale... nikogo nie było w pobliżu – wyjaśniła – Dlatego postanowiłam wejść do środka. Gdybym wiedziała, że takie groźne zwierzęta trenujecie na takiej swobodzie to poczekałabym do wieczora – zaśmiała się żartobliwie, na co odpowiedziałem szczerym uśmiechem.
- Co Panią do nas sprowadza? - zapytałem – Chce Pani zostać cyrkowcem?
- Nie, nie. Dziękuję – odpowiedziała wyraźnie rozbawiona moją opcją – Nie nadaję się zbytnio. Jestem zbyt szarym człowiekiem – dodała – Szukam waszego szefa, bossa... tego, który zarządza tu wszystkim – oznajmiła.
- Ach, rozumiem! Wobec tego szuka Pani Pana Pika – poinformowałem dziewczynę – Zaprowadzę Panią do niego, ale zanim to zrobię... to pilna sprawa nie cierpiąca zwłoki? - dziewczyna posmutniała na to pytanie i wzruszyła ramionami.
- Raczej nie ucieknie – dodała pół żartem pół tragedią, co wzbudziło moją ciekawość – A czemu pytasz?
- Zapewne przyjeżdżasz do nas z daleka. Musisz być z pewnością głodna – wywnioskowałem. Dziewczyna na moje stwierdzenie złapała się za brzuch i z lekkim zażenowaniem pokiwała głową na tak. Ja tylko się rozpromieniłem, chwyciłem dziewczynę delikatnie za rękę i postanowiłem zaprowadzić w pewne miejsce.
- Niech Pani idzie. Zaprowadzę Panią do naszej cyrkowej kuchni. Gotuję pyszne jedzonko. Z pewnością Pani zasmakuje – zapewniłem. Dziewczyna na całe to zajście z początku była sceptyczna i czułem to całym sobą, ale po chwili się rozluźniła nie widząc w mojej osobie żadnego podstępu ani złości.
Kiedy weszliśmy na pewien teren pod gołym niebem, prawie że, pomijając płachtę osadzoną na kilku słupach, od razu skoczyłem do okienka, z którego wydawano nam posiłki... a przynajmniej większości cyrkowców, czego dowodem były grupy, które zebrały się na obiad. Pod płachtą były ławki, stoły i kominki, które zimą się rozpalało, jak ktoś chciał zjeść na zimowym powietrzu, a takich zwolenników trochę było. Szczególnie, że przy ogniskach można było siedzieć. Zapowiedziałem, że mamy gościa i pasuje go należycie ugościć. Naszemu kucharzowi nie trzeba było dwa razy tego powtarzać. Zaraz rozgonił wszystkich pomocników. Raz dwa był obiad dla mnie i dla jasnowłosej. Czekała na mnie przy wolnym stoliku. Z gościnnością podałem jej tacę z posiłkiem i sam usiadłem na przeciwko.
- Smacznego! - powiedziałem życzliwie, na co dziewczyna równie sympatycznie podziękowała i odwzajemniła – Sam się zastanawiam, dlaczego jestem dzisiaj taki pewny siebie – dodałem, kiedy dotarły do mnie pewne wytyczne z minionych minut. Dziewczyna roześmiała się.
- A co? Zazwyczaj jesteś nieśmiały?
- Niestety tak, ale to może ta sytuacja kryzysowa sprawiła, że się zmieniłem. Bardzo nie lubię niegrzecznego zachowania, a wiem, że nasze, w sensie moje u mojego przyjaciela, mogło na takie wyglądać. Chcę za to przeprosić jeszcze raz – wyjaśniłem poważnym tonem.
- Nic nie szkodzi. Naprawdę. Bardzo mi miło, że ta sprawa tak się obróciła – odpowiedziała i zaczęliśmy wspólny posiłek. Dziewczyna była trochę spięta, ale atmosfera przy stołach była tak żywa, że nawet nie zauważono nowej twarzy. Przynajmniej wtedy. Ja też starałem się być rozluźniony, aby dodać dziewczynie otuchy. Po chwili zagadnąłem.
- Jak ma Pani na imię? - jasnowłosa spojrzała na mnie zszokowana. Przełknęła zupę i szybko odpowiedziała.
- Jenna. Przepraszam, że Ci się nie przedstawiłam. Powinnam to była zrobić od razu – skrytykowała się i podała mi rękę.
- Le Bleuet. To mój pseudonim, którym się tutaj posługuję. Miło mi Panią poznać – uścisnąłem serdecznie dłoń gościa – I nie trzeba przepraszać. Nasze spotkanie było strasznie zakręcone – dziewczyna na te słowa roześmiała się.
- Trudno się nie zgodzić – odrzekła – Ach, te pseudonimy... zupełnie zapomniałam – dodała jakby do siebie, jednak ja nie spuściłem z niej zaciekawionego spojrzenia. Ona od razu to wyczuła i odpowiedziała na moje nieme pytanie.
- Tak, wiem kim jesteście i... proszę nie krzycz. To poważna sprawa – powiedziała pół szeptem tak, że musiałem się wysilić, aby coś wyczytać z ruchu warg – Przyjechałam tutaj z bardzo daleka. Potrzebuję waszej pomocy. Od kilku lat jeżdżę po świecie i szukam rozwiązania, ale... nigdzie go nie dostaję. Udało mi się o was dowiedzieć... chyba jesteście moją ostatnią nadzieją – dodała. Cała jej twarz posmutniała, a na smutki miała jeszcze dużo czasu.
- Wszystko powiedz wujkowi Pikowi. Na razie się nie martw, tylko jedz. Musisz mieć dużo sił – na te słowa rozpromieniła się i wróciła do jedzenia.
Kiedy wszyscy cyrkowcy powoli kończyli obiad, my również się zmyliśmy do namiotu wujka Pika. Oczywiście na wstępie przywitał nas nasz wierny stróż dobytku radosnym szczekaniem i merdaniem ogonem. Odsłoniłem dziewczynie zasłonę namiotu i wszedłem za nią do środka. Wujek Pik akurat wypełniał starannie jakieś urzędowa papierzyska.
- Dzień dobry – szepnęła dziewczyna. Mężczyzna uniósł głowę i rozpromieniony odpowiedział tym samym powitaniem. Odłożył papiery i pisadło na bok.
- Kim jesteś i w czym mogę Ci pomóc, młoda damo? - zapytał zaciekawiony.
- Mam pewną delikatną sprawę... - zaczęła jakby się czegoś bała.
- Usiądź proszę – wskazał na fotel przed swoim miejscem pracy – Mów, bez owijania w bawełnę – dodał żartobliwie. Jasnowłosa się trochę rozluźniła.
- Potrzebuję pomocy... pomocy Cyrku – wujek zadał wzrokiem nieme pytanie – Zjeździłam pół świata w poszukiwaniu pomocy. Nie pomogli medycy, zielarze, znachorzy, magicy, naukowcy... nikt. Naprawdę nikt nie wie, co się stało z moją najdroższą kuzynką. Udało mi się dowiedzieć kim jesteście i gdzie stacjonujecie. Wiem tylko tyle, że możecie mi pomóc. Nic poza tym. Ta osoba nie udzielała mi szczegółów – wujek Pik pokiwał na to głową, skupiony i zainteresowany – Moja kuzynka z dnia na dzień stała się złotą figurką – przepchnęła te słowa przez gardło z trudem. Czułem, jak drży i jak jej głos powoli się łamie – Nie wiem.... czyja to sprawka, ale wiem, że... że walczycie z takimi potworami – dodała. Słyszałem i czułem, że płacze, że łzy leją jej się potokami po twarzy. Wujkowi miękło troszkę serduszko na skrzywdzone istoty. Spojrzał na mnie porozumiewawczo, ale zaraz wrócił do dziewczyny. Westchnął.
- Nie wiem czy nasza moc sięga AŻ tak delako. Staramy się zapobiegać działaniom pewnych organów, ale... skutki często trudno nam cofnąć, ale rzecz jasna zrobimy wszystko, aby odmienić Pani kuzynkę ze złotej figurki z normalną postać. Tego Pani chce, mam rozumieć? - dopytał, na co Pani Jenna pokiwała głową, ocierajac łzy – Opowie mi Pani szczegóły? - jasnowłosa zgodziła się. Sam zacząłem analizować problem. Nagle mnie olśniło. Całe zamieszanie skupiłem na sobie i gościu, zapominając o Midasie, który w kwestii złota jest przecież ekspertem.
- Chyba wiem, kto może pomóc – rozpromieniłem się – Pójdę po niego – wyszedłem z namiotu i poczułem mocny uścisk na nadgarstku. Wystraszony odwróciłem się i zobaczyłem wujka Pika. Był przerażony i widziałem to bardzo wyraźnie.
- Nie idź – nakazał stanowczym tonem – To... nie jesteśmy pewni. Ja się muszę naradzić z innymi głównymi cyrkowcami czy ON coś może zdziałać w tej sytuacji. Póki co... nie wiemy nic. Na razie nic nie rób. Daj nam nad tym pracować. Jeśli się okaże, że może pomóc to go o to poprosimy – ostatnie słowo dodał z motywacją i radością. Zwolnił uścisk – Musimy przeprowadzić badania, zlustrować księgi, aby znaleźć jakieś rozwiązanie. Na razie... bądź spokojny. Będę Cię informował na bierząco, ale... to może potrwać – na te słowa pokiwałem głową. To wszystko wydawało mi się dziwne, ale nie miałem zamiaru buntować się woli wujka Pika. Ufałem mu i jego wiedzy. Po chwili odszedł i wrócił do namiotu. Ja zaś do swojego do mamy. Byłem bardzo zmęczony całym dniem, mimo że nie wiele zrobiłem. Nie wiem, co się ze mną działo... brakowało mi wigoru. Chyba przez nieregularny sen. Mamy nie było w środku. Zapewne była na treningu. Ja wykorzystałem ten czas, aby się zdrzemnąć w spokoju i w ciszy.

< Midas? Trzeba tą historię chyba rozłożyć na 2-3 opka ;) >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz