20 paź 2017

Vogel CD Smiley

Wstałem coś koło ósmej godziny. Nie wiedząc, co mam ze sobą zrobić, nie rozstawałem się z łóżkiem przez następne dwie godziny. W końcu jednak musiałem wstać, gdyż odgłosy z zewnątrz nie dawały mi tej przyjemności, jaką miałem nadzieję, że nacieszę się do końca dzisiejszego dnia. Wstałem leniwie, przeczesując swoje lekko już skołtunione włosy. Kierując się do łazienki, ziewnąłem przeciągle, zabierając przy tym kremowe spodnie, białą koszulę i ciemnoniebieski sweter. Po porannym oporządzeniu się wyszedłem z łazienki i podszedłem do lodówki. Gdy ją otworzyłem, o mało co się nie przewróciłem, gdyż fala pustki walnęła we mnie z ogromną siłą. Westchnąłem zrezygnowany i powolnym ruchem ręki zamknąłem lodówkę, mając jeszcze nadzieję, że jakimś magicznym sposobem znajdzie się tam jakieś jedzenie. Tak jednak się nie stało. Przeciągnąłem swoje jeszcze nie do końca obudzone ciało, po czym wyjrzałem na zewnątrz. Nadal było zimno, lecz nie tak, jak przez ostatnie dni. Wróciłem więc do środka, poszukując wśród wszystkiego jakieś jesiennej kurtki. Po kilku minutach w końcu ją odnalazłem, zgniłozieloną kurtkę z kapturem, który miał przyszyty jasne futerko. Wydychając zmęczony powietrze, wyszedłem z namiotu, a następnie stanąłem tuż przed nim, rozglądając się przy tym. Wtedy właśnie przypomniało mi się, że miałem spotkać się z Pikiem, gdyż miał mi dać plan moich przyszłych występów. Nie myśląc dłużej, poszedłem do niego. Będąc przy jego mieszkaniu, akurat skądś przychodził. Przywitałem się i powiedziałem, po co przyszedłem, na co ten uradowany, od razu wręczył mi kartkę. Nawet na nią nie spoglądając, odszedłem, machając do niego. Schowałem ją do kieszeni, nie myśląc o niej zbytnio. Jakoś nie miałem ochoty psuć sobie tego dnia. Zaśmiałem się sam do siebie, wchodząc do lasu. Taki spacer bardzo był mi potrzebny, w końcu, to bardzo uspokaja. Idąc przed siebie, po krótkim czasie ujrzałem jakąś postać. Lekko zdenerwowany zwolniłem kroku, myśląc, że jest to jakiś nieznajomy, lecz po przypatrzeniu się, ujrzałem, że była to Smiley. Od razu do niej podszedłem, rozpoczynając rozmowę. Po tym, co powiedziała, zacząłem się trochę zastanawiać. W takim stanie i już myśli o występach? To trochę nierozsądne.
- Nie powinnaś teraz o nich myśleć, a o tym, aby wrócić do normy.
Dziewczyna patrzyła na mnie z delikatnie wymuszonym niezadowoleniem.
- Czyli ty także we mnie nie wierzysz? -zapytała z przekąsem, na co żywo pokręciłem głową.
- Wierzę, ale wierzę również w to, że gdy zaczniesz występować w obecnym stanie, to ci się pogorszy, no i chyba lepiej czasem poczekać, by móc wyłonić się w większym blasku, prawda? -zaśmiałem się, na swoje słowa.
Smiley chwilę myślała, po czym mruknęła coś pod nosem i zaczęła znowu iść. Podszedłem do niej z zaciekawieniem.
- Coś nie tak?
- Nie wiem -rzekła, po czym dodała -nie chcę już tkwić w tej bezczynności. To jest...
- Nudne? -zapytałem, tym samym dokończając jej słowa.
Skinęła twierdząco głową, wzdychając głęboko na sam koniec. Ponownie cicho prychnąłem. Zabawne, że tak myślała.
- Oj już, nie zamartwiaj się tak, tym bardziej że tę rolę już ktoś przejął.
Odwracając głowę w moją stronę, zmarszczyła swoje brwi. Zapewne nie do końca wiedziała, co powiedziałem. No cóż, nie dziwię się, bo czasem nawet sam siebie nie rozumiem. Przymknąłem oczy, zwracając twarz w jej stronę.
- Już inni martwią się za ciebie -wyprostowałem się, zakładając ręce za głową -W tym oczywiście ja.
Usłyszałem cichy pomruk z jej strony i nic więcej. Pewnie nadal myślała. Zrobiłem to samo.
<Smiley?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz