1 paź 2017

Smiley CD Vogel

Szłam za tą dwójką i przypatrywałam się im. W niektórych chwilach miałam czasami ochotę ta cała Marinet udusić. Na pewno się nie polubiły co było nawet mi na rękę. Byłam negatywnie na nią nastawiona, ale widząc uśmiech Vogel'a nie potrafiłam przerwać tej sielanki. Uśmiechałam się, aby nie było, że mi coś nie pasuje. Bolało mnie trochę to, że jakoś byłam odstawiony na bok. W dodatku ten numer z drzwiami do kawiarenki. Gdy usłyszałam jak Marinet powiedziała do Vogel'a Mikuś poczułam się zdezorientowana i speszona przy okazji.
- Marinet zawsze tak do mnie mówi - nim dziewczyna zdążyła coś powiedzieć podszedł do nas kelner ze zamówionym jedzeniem przez nią. Na szczęście dostałam coś dobrego.
- Ja za chwilę wrócę - uprzedziłam ich.
- Dobrze - odpowiedział Vogel.
Poszłam do kasy, aby za wszystko zapłacić. Kelner tylko się uśmiechnął. Próbował zagadać, ale nie udało mu się. Powróciłam do stolika, ale nie miałam ochoty aby to zjeść.
- Jestem pełny - powiedział Vogel gdy wróciłam z powrotem, wyglądał na szczęśliwego.
- A ty nie będziesz jadła? - zapytał się mnie.
- Pewnie jest najadła. Chyba możemy iść dalej co nie? - nawet nie spojrzałam się na dziewczynę.
- To ja pójdę zapłacić - powiedział Vogel.
- Nie musisz, właściciel kawiarenki zna nasz cyrk, więc wszystko zostanie dopisane do rachunku - powiedziałam, a on spojrzał się na mnie.
- Jesteś pewna? - spojrzał na mnie, a ja się uśmiechnęłam.
- Skoro ona tak mówi to jest dobrze, chodźmy dalej - powiedziała radośnie Marinet.
Ponownie szłam za nimi i przyglądałam się im. Nigdy nie byłam tak zdenerwowana przez jakąś dziewczynę. Marinet wyglądała jakby była w raju. Czas minął mi beznadzieje chociaż plus był taki, że szybko.
- Mikuś to jak wracasz ze mną do twojego własnego domu? Twojego domu w którym jestem ja a nie ona - spojrzała się na mnie. Na szczęście w pobliżu nas nie było nikogo.
- Vogel nie wróci z tobą do tamtego cyrku. On zostanie ze mną i z resztą swojej rodziny - próbowałam mówić spokojnie.
- Skoro tak uważasz to może zmierzymy się?- spojrzała się na mnie swoim lisim uśmiechem.
- Niech będzie - odpowiedziałam zdeterminowana.
- Ścigamy się tam! - wskazała palcem. Vogel nie potrafił nam przerwać, każda z nas chciała go mieć dla siebie. Niestety w obecnej kondycji pewnie nie miałam szans, ale musiałam się postarać.
- Gotowa! Strat! - pobiegłam i byłam prawie pierwsza gdyby nie to, że musiałam stanąć. Moją chorobą dała się we znaki, ciężko mi się oddychało.
- Smiley nic ci nie jest? - spojrzał się na mnie. W oczach stanęły mi łzy.
- Ja... ja... nie chce żebyś odchodził... - nie wiedziałam co mam zrobić. Po raz pierwszy tak się czułam, bezradna i to kompletnie.

<Vogel?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz