17 paź 2017

Akuma CD Rue

Uśmiechnął się krzywo, w końcu śmiejąc. Spoglądał w dół nie dowierzając, że spotkało ich tak wielkie szczęście. Spotkali się z parometrową warstwą śniegu, nie łamiąc przy tym kości, a upadali z paruset ( a przynajmniej takie miął wrażenie ) metrów. Lot był okropny. Chociaż adrenalina i w pewnym sensie frajda doznawana przy nim to nieporównywalne doświadczenie, to jednak bał się tak bardzo, że chyba na moment zemdlał, gdyż czując niezwykle nieprzyjemne zimno na całym ciele, miał wrażenie, jakby wybudzał się z niespokojnego snu. Otóż, obawy dotyczące zdrowia, a nawet i życia Rue oraz jego samego sprawiały, że panika to mało powiedziane odwzorowanie tego, co miało miejsce w jego umyśle i ogółem, całym ciele, wpadającym z nieprzyjemnych myśli w drgawki. A może to z chłodem? Uczucie śniegu pod ubraniem, na karku i klatce piersiowej dokuczało mu niemiłosiernie - miał ochotę zedrzeć z siebie skórę, by tego nie odczuwać. A jednak, wracając do lotu, nigdy nie doznał czegoś podobnego. Jakby wyprzedzał samo światło, jakby niczym w bajce Piotruś Pan miał po prostu unieść się zaledwie parę centymetrów nad ziemią i poszybować w przeciwnym do wcześniejszego, kierunku. Świetne zatrważające jednocześnie. Super. 
- Nienawidzę tej czapki, może nawet spłonąć, jeśli nią chodzi - powiedział niezwykle radośnie jak na to wyznanie, ale cóż poradzić, gdy cieszył się jak dziecko posiadające same jedynki, a z najtrudniejszego dla niego przedmiotu wychodzi na szóstkę. Usłyszał śmiech. Czy to jego wypowiedź go spowodowała, czy też głupawka nawiedzająca w tej chwili również i jego towarzyszkę, nie obchodziło go to - wciąż kręciło mu się w głowie, uszy bolały, chyba zawiane. Jeśli za dziesięć minut nie ogłuchnie, postawi kaktusowi na Saharze drinka, po czym się oświadczy.
- Nosiłeś ją przez połowę czasu, CO NAJMNIEJ - klepnęła go lekko w czoło.
- Bo mi w niej ładnie - oddał ze śmiechem, tyle, że śnieżką. Wielką śnieżką, która trafiła prosto w twarz rozmówczyni. Zaśmiał się jeszcze głośniej, tego jeszcze nie było. Chyba, a przynajmniej nie pamięta.
- Faktycznie, zasłaniała przynajmniej część twojej twarzy. O, patrz! W tym też ci ładnie! - wydał z siebie zduszony jej dłonią krzyk - masełko. Potocznie zwana zabawa polegająca na wcieraniu śniegu w twarz przeciwnika. Boże, jak on tego nienawidzi. Ale przyjemnie jest karać innych w ten sposób.
- To najmilsza rzecz, jaką od ciebie dzisiaj usłyszałem - mruknął z udawanym oburzeniem i niezadowoleniem, dłonią strzepując z włosów, nosa i ogólnie całej głowy pozostałości po wyczynie przyjaciółki. Jak jej odda to do końca życia z paraliżem twarzy będzie chodzić.
- Ciesz się że nie słyszysz tego, co myślę - droczyła się. Aż dziwne, jak szybko potrafi się dojść do siebie w dobrym towarzystwie. Nawet jeśli jest się na skraju wyczerpania, w miejscu, gdzie nawet krzaki na ciebie polują, a lawa wydobywa się z pękającej pod tobą ziemi.
- Jeszcze bym się zakochał - skwitował, dostał białym, rozproszonym puchem w twarz, i ogólnie całą sylwetkę. Westchnął, ruchami prawdziwej gwiazdy wśród aktorów i piosenkarzy pozbywając się śniegu. Robiło mu się coraz zimniej, w powietrzu pozostawały smugi po jego nerwowym oddechu. Powinni znaleźć schronienie na odpoczynek, czy jakiekolwiek miejsce, gdzie mogliby zyskać choć trochę ciepła.
- Jestem bardziej urocza niż ty - gdy się nie odezwał, zaśmiała się głośno, uderzając dłonią w swoje udo - Ha, wygrałam! - krzyknęła triumfalnie. Pokręcił przecząco głową na znak,ze trzeba spoważnieć. 
- Tu nie jest dobrze zostać. Jesteśmy na widoku, jest zimno, dostaniemy jeszcze hipotermii - nie był pewien, czy to, co powiedział, to prawdziwe i racjonalne stwierdzenie. Hipotermia? Chyba tak to szło.

< Rue? >
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz