1 paź 2017

Akuma CD Rue

Zastanowił się, jak bardzo drobnostkowego i starannego pisma musi używać, by nie potrafić się odczytać z przechylonych na lewo liter. Parsknął śmiechem, jej umiejętności rozczytywania tekstów w jakiś porąbanych i nieprawdziwych ( nadal tak twierdził, trudno było mu uwierzyć w to, co się działo ) jednocześnie kamieni wprawiały go w nastrój do żartowania ze wszystkiego. Dokończył więc za nią:
- bezmiar - dopowiedział, jednak szybko po tym kontynuował, pozwalając sobie na tylko krótką dedukcję. Doszedł do wniosku, że każda z wymienionych dróg, oprócz ostatniej, opowiada o człowieku. Każdy dąży do władzy, odczuwa gniew i smutek. Natomiast bezmiar, to coś zupełnie innego. Na początku tekstu było powiedziane o czterech drogach i jednym wyborze. Jeśli miałby wybrać, byłaby to ostatnia opcja. Bezmiar, cokolwiek miałoby to oznaczać. Może to być podchwytliwe, ale jak na razie, to jedyna myśl, na jaką wpadł. - Dojdź do zamkniętych wrót, kiedyś strzegł ich stwór, co postać swą zmieniał. Dzisiaj już nikt nie pamięta, lub pamiętać nie chce, być może też zwyczajnie zapomniano, co dokonano mieczem. Wskazówkę znajdziecie w centrum tego, co wybierzecie, strzeżcie się wyboru błędnego - długo nie pożyjecie - wzdrygnął się. Czuł ekscytację, sprawa jak ze snów, filmów fantasy, a jednocześnie wiedza, że każdy najmniejszy nawet błąd może cię zgubić, była okropna. Miał ochotę rzucić się naprzód i biec dotąd, dopóki nie dotrze do tych wrót, o jakich była mowa w słowach zapisanych na skale. Potem zawalczyć o swoje i skończyć tę porąbaną grę.
- Powinniśmy wybrać bezmiar - oznajmiła, zdziwił się na moment, że doszli do tego samego wniosku, ale tylko pokiwał głową na zgodę. Z trudem przełknął ślinę, bał się dokonanego wyboru, ale w duchu wiedział, że jest on najwłaściwszym. I być może jedynym, który pozwoli im przetrwać. Rozejrzał się wokół. Nigdzie nie dostrzegł żadnej ścieżki, ani niczego podobnego. Wzruszył ramionami, odwracając się z powrotem do towarzyszki. W tej samej chwili dostrzegł, jak sięga po kredę leżącą na dziwnym wypukleniu w skale, którego wcześniej nie dostrzegł. O ile właśnie nie wyrosło w kamienia, tworząc kolejną mało zrozumianą rzecz. Napisała swoim własnym, nieco koślawym pismem pojedyncze słowo - bezmiar - na idealnie gładkiej powierzchni. W tej samej chwili skała zapadła się pod ziemię. Niebo pociemniało, stało się bordowe, niemalże czarne. Nie było żadnych gwiazd ani księżyca, jedynie chmury o podobnym kolorze, choć wokół wszystko było widoczne. Może nie jasne, bo spoglądając na Rue stwierdził, że jej skóra oraz ogólnie cała sylwetka jest skąpana w czerwonawym świetle. Zdawało mu się, że pada ono z całego nieba, a nie z określonego punktu. Miał wrażenie, jakby właśnie zaczynało świtać. Zmiana otoczenia nie polegała tylko na kolorystyce - zmieniło się niemalże wszystko. Otóż, nie stąpali już na trawie, lecz na pomarańczowej, sypkiej ziemi, rośliny przypominały liście ananasów, z tą różnicą, że chyba stokrotnie wyższe. Niektóre nawet przewyższały jego. Rosły jednak nie tak często. Wszędzie rozpościerały się nagłe wgłębienia w ziemi i jej wypuklenia, jakby znajdowali się w górach. A może i tak było? Trudno stwierdzić.
- W którą stronę? - spytał, odpychając zafascynowanie nowo poznanym światem, do którego zostali przetransportowani w jednym momencie. Wzruszyła ramionami, jak on uczynił to parę minut temu. Stłumił westchnięcie, spoglądając przed siebie. Czy to tak ma wyglądać bezmiar? A może to była tylko przenośnia? Lub wyraz odnosił się do czegoś zupełnie innego, co napotkają na swojej drodze? I w tej samej chwili dostrzegł strzałkę na jednym z głazów. Była gruba i o parę odcieni ciemniejsza od jej tła. Nagle cała powierzchnia, na której znajdował się drogowskaz zamieniła się w proch, opadając w tumanach kurzu na ziemię.
- A więc w prawo - stwierdziła Rue, a więc mu się nie przewidziało, ani tego sobie nie wymyślił. To dobrze. Ruszyli z początku bardzo ostrożnie kładąc kroki, ale szybko przekonali się, że grunt jest twardy i solidny, nie licząc grubej na góra pół centymetra warstwy piachu. Poruszali się cicho, w milczeniu, jakby obawiali się do siebie odezwać. Niepewność w każdej chwili rosła, zaczął odczuwać silny dyskomfort i niepokój. Rozglądał się na boki w niepewności, spodziewając się ataku... czegokolwiek i kiedykolwiek. Z minuty na minutę uczucie pogłębiało się i nasilało, nie dając mu już spokoju. Na twarzy przyjaciółki dostrzegł ten sam wyraz, co pewnie gościł na jego - strach. Coś się zbliżało. W tej samej chwili dostrzegł na piasku napis "BIEGNIJ!". Zaraz potem następny, trzy wykrzykniki i zakaz zatrzymywania się. Jego zmysły pobudziły się, usłyszał za sobą dźwięk podobny pioruna uderzającego o ziemię. I ujrzał faktycznie kawałek błyskawicy unoszącej się w powietrzu. A z niego wyłoniły się kształty podobne do macek.
 
- Biegnij! - teraz to on zażądał, ciągnąc do przodu Rue. Stawiał szybkie kroki, dostosowując ich długość od kamieni. Zważał na ich kąt przechylenia, powierzchnię, odległość i rozpęd. Bieg przełajowy to nic trudnego, jednak dopiero teraz przekonał się, jak zdradziecki jest  tutaj teren. W jednej chwili grunt pod jego stopami zniknął, gdy się na niego rzucił. Zmuszony do kucnięcia, wbił palce w ziemię i wystrzelił z powrotem do przodu, starając się zwracać dodatkowo uwagę na obiecujący lub wręcz przeciwnie, wygląd tego, co ma pod stopami. Obok gnała Rue, twarz miała całą pokrytą pomarańczowymi smugami, tak jak i włosy. Do głowy wszedł mu obraz paczki Cheetosów otwieranej w zbyt szybki i niedokładny sposób. Zaśmiałby się, ale teraz wręcz umierał z przerażenia. Co prawda czuł się nawet dobrze - determinacja zmieszana ze strachem, odczuciem frajdy oraz ogromnego podekscytowania to wspaniała mieszanka. Ale przecież ryzykują życie, a to nie jest... fajne. Poczuł, jak kamień pod jego stopami pęka - coś ciężkiego skoczyło na niego od tyłu, aż łamiąc go na całą jego długość. Przyśpieszył mimowolnie - to coś jest tuż za nim! Ile w ogóle tego jest? I ja to pokonać? Ile to będzie tak ich ścigać?

< Rue? Sorry, że tak długo czekałaś, ale miałam kuzynki u siebie i zbytnio nie miałam jak odpisać ;v >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz