1 paź 2017

Vogel CD Smiley

Jeszcze chwilę wymieniłem się zdaniami ze Smiley, przez co w mgnieniu oka byliśmy tuż przy mieście. Coś jednak mi nie pasowało. Osoba, a właściwie dziewczyna, która stała kilkanaście metrów od nas. Miała jasnobrązowe, proste włosy, które sięgały jej do ramion. Dopiero gdy zaczęła biec w naszą stronę, dojrzałem ten charakterystyczny, wścibski uśmieszek. Była to Marinet. Po kilku słowach ponownie ruszyliśmy w stronę miasta. Dziewczyna objęła moją rękę, wciąż żywiołowo opowiadając o tym, jak się tutaj znalazła.
- A więc mówisz, że szukasz w tym mieście kogoś na zastępstwo Marice? -zapytałem, spoglądając na nią.
- No przecież to mówię! -zaśmiała się -ale jak na razie mi to nie idzie. No cóż, powiedziałam, że będę szukała, ale nie powiedziałam, że znajdę -rozłożyła ręce.
Cała ona. Mimo iż jest ode mnie starsza, zawsze zachowywała się jak małolata. Jednakże już wiem dlaczego. Jest ona wielkim lekkoduchem i optymistom, więc to jej nie przeszkadza oraz potrafi wszystko obrócić w żart.
- A ty? -zapytała, spoglądając prosto w moje oczy -dlaczego tu jesteś?
Zaśmiałem się, odwracając głowę w drugą stronę.
- I kto tu kogo nie słucha? -odpowiedziałem zażenowany.
Poczułem tylko, jak dziewczyna ściska moje ramię, powodując, że zniżyłem się do jej wzrostu. W końcu była niższa ode mnie o jakieś dziesięć centymetrów. Spojrzałem na nią, a wtedy ujrzałem jej złość w oczach i jej wypełnione powietrzem policzki.
- Oooch -jęknęła -dlaczego musiałeś tyle urosnąć? Nie mogłeś się już wtedy zatrzymać?! -zmieniła temat, próbując jeszcze bardziej wywołać u mnie poczucie winy.
Udało jej się. Uniosłem ręce w geście uspokajającym i zacząłem ją przepraszać, tak jakby była naprawdę jakimś dzieckiem, które miało się zaraz rozpłakać. Na zakończenie naciągnęła swoją prawą, dolną powiekę i pokazała mi język.
- Głupek i tyle -stwierdziła, wybiegając do przodu wprost w tłum.
Podbiegłem do nich i przeprosiłem ich za to, że ich przetrąciła. Kiedy w końcu złapałem jej rękę, ona wskazała na brązowo czerwony budynek. Przyjrzałem się mu, po czym zacząłem kręcić głową. Ta jednak ponownie wzięła mnie na litość. Westchnąłem ociężale, kiedy ta uwiesiła mi się w podzięce na szyi, piszcząc przy tym w niebo głosy. Przez chwilę nie mogłem odnaleźć Smiley w tłumie, lecz kiedy już mi się to udało, uniosłem wysoko rękę, wskazując jej drogę. Na początku bardzo chętnie szła w naszą stronę, lecz po chwili tak jakby wcale tego nie chciała. Podeszła do nas ze smutnym wyrazem twarzy. Zmartwiło mnie to.
- Wszystko w porządku? -zapytałem pełen troski.
Smiley uśmiechnęła się niemrawo i spojrzała na mnie. Tylko na mnie.
- Oczywiście -po czym rozejrzała się dookoła -dlaczego tu stoimy?
Chciałem już jej powiedzieć, lecz Marinet pociągnęła mnie za kark, przez co o mało się nie przewróciłem do tyłu. Zacisnęła swoje ręce na mojej szyi, powoli uniemożliwiając powietrzu dojścia do płuc. Zacząłem pukać jej rękę, lecz ona nic sobie z tego nie robiła.
- Vogel stwierdził, że stawia jedzenie -powiedziała z ogromnym uśmiechem i zwycięstwem w głosie.
- Naprawdę? -dopytała się różowo włosa.
Na boga, mogłybyście zostawić pogawędkę na później, a nie wtedy, kiedy jedna z was mnie dusi! Wtedy jakby magicznym zaklęciem ucisk zwolnił się, a ja bezwładnie opadłem na bruk. Złapałem się za wcześniej uciskaną część, kaszląc i łapiąc każdy oddech.
- Oo -mruknęła jedna z nich i nawet mimo tego, że stały za mną, szybko zorientowałem się, która mogłaby tak zareagować -wszystko w porząsiu?
Odwróciłem się z żywym mordem w ozach w ich stronę. Warknąłem krótko, po czym wstałem, łapiąc się przy tym za tył głowy. Nie przedłużając, ruszyłem w stronę kawiarenki, przeklinając siebie w duchu, że jak zawsze nie mam nic do powiedzenia. Stojąc przed drzwiami kawiarni, otwarłem drzwi. Chciałem, aby obydwie przeszły, lecz gdy tylko obok mnie przeszła Marinet, od razu puściłem szklane drzwi, o mało co nie uderzając Smiley. Spojrzałem się na nią złowrogim spojrzeniem.
- Ty małpo! -mówiąc to, złapałem się za stopę.
Ta tylko puknęła się pięścią w głowę, mówiąc krótkie "ups". Westchnąłem ciężko i spojrzałem się na Smiley. Przełknąłem ciężko ślinę, raz jeszcze otwierając drzwi, a gdy tylko przeszła obok, przeprosiłem ją za to, na co tylko się uśmiechnęła. Siadając przy stoliku, Marinet od razu nam oznajmiła, że już zamówiła dla nas jedzenie. Gdybym jej nie znał, pewnie bym się ucieszył, że nas wyręczyła, lecz znając ją i widząc jej uśmieszek, byłem przerażony, ile mnie to wyniesie.
- A więc Mikuś -powiedziała uradowana -kiedy wracasz?
- Już ci kiedyś powiedziałem, że nie masz tak do mnie mówić!
- Och? A myślałam, że to twoje imię, Mikuś -dotknęła palcem mojego policzka, przez co szybko odwróciłem głowę z zażenowania.
- Mikuś? -usłyszałem niepewny głos Smiley.
Spojrzałem na nią, tak samo, jak Marinet, której szyderczy uśmiech urósł jeszcze większy.
<Smiley?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz