10 cze 2017

Akuma CD Rue

Westchnął przeciągle, gdy Rue wysiadła z samochodu i zaczęła okręcać tułów na boki, jakby zaraz miała wykonywać jakieś trudne ćwiczenia gimnastyczne i musiała dobrze się rozciągnąć, by się jej udało bez żadnej kontuzji. Wyłączył silnik i chwilę oglądając ją w lusterku, zamknął oczy i oparł głowę o szybę. Czuł zmęczenie, ale był na prawdę pobudzony. Niby niemożliwe, ale wiedział, że w życiu nie zaśnie. Nadal analizował to wszystko, co się stało. Strzały, porwanie, łysa kobieta, być może już nieżywy Tobias... ponownie poczuł wyrzuty sumienia z jego powodu. Może i nie był najlepszym człowiekiem, ale Akuma przecież też nie. Może i wierzy w Boga, ale zbytnio nie wywiązuje się z zadań typowego dobrego chrześcijanina, jakby chociażby modlitwa, czy pójście do kościoła. Ciągle klnie, strzela do ludzi, nawet już zabił, chciał udusić doktora, straszył ludzi umazany od stóp do głów błotem, wyskakując z krzaków,...tak, zdecydowanie świetlana przyszłość przed nim nie stoi. Rozluźnił się, starając się nie myśleć ani o ostatnich dniach, ani o swoim zachowaniu i owej nieświetlanej przyszłości. Zamiast tego skupił się na tym, gdzie się znajdują. Pewny, że nie jechał już tędy, otworzył oczy i zaczął wodzić wzrokiem po okolicy. Niewiele się różniło, poza tym, iż na drodze nie było już wyboi. Była za to równa, jakby ktoś niedawno kładł świeży asfalt. Być może tak było. A więc albo niedługo wjadą do jakiegoś miasta, choć jak na razie nic takiego nie widać,albo po prostu trafili na nieco bardziej sprzyjające warunki, gdzie Jeepem już nie będzie tak trzepać. Chociaż, trzeba przyznać, bardzo wygodnie się nim jechało. Prawie nie czuło się nierówności pod kołami, a było ich dość sporo. Wyciągnął ręce do góry, chcąc się przeciągnąć i ziewnął. Gdy nie miał się już czym zająć, coraz to trudniej było mu utrzymać przytomność umysłu...
-...wstawaj! - usłyszał kolejny cichy dźwięk oraz poczuł czyiś dotyk na ramieniu. Chociaż, tnie... ten nie był taki cichy. Właściwie to było już to bardziej zawołanie, niż szept, tak ja wcześniej. O co chodziło? Minęła dość długa chwila, nim poderwał się na siedzeniu do pozycji siedzącej, gdy uświadomił sobie, w jakiej sytuacji się znajdują. Pościg mógł już trwać.
- Hmmm??? - wymamrotał, choć chciał powiedzieć "Co się dzieje?". I w ogóle - kiedy przysnął?Cholera, nie powinien tak tracić świadomości. Jeszcze zasnął, gdy Rue nie było w Jeepie. Takim ładnym Jeepie... weźmie go sobie, o tak. Kochany Jeep...STOP!
- O co...? - spytał po niecałej sekundzie,odzyskując mowę i opanowując myśli, chyba znowu zasypiał. Końcówkę wypowiedzi przerwała mu jego długowłosa towarzyszka. A mieli te kłaki ściąć sekatorem...
- To są akty zgonu, w większości! - wysyczała, przerzucając kartki na kolanach i wtykając mu pod nos parę Chwycił je, kątem oka zauważając burdel panujący w całym pojeździe. Teraz kartki były WSZĘDZIE. Miał nadzieję, że żadna nie wypadła przez okna. Ale gdy się rozejrzał, wszystkie były zamknięte. Akty zgonu? Gdy przyjrzał się dokładnie zawartości kartek, stwierdził, że to prawda. Jego serce przyśpieszyło. Czy to oznaczało, iż mają kłopoty? I co ważniejsze, że Tobias i jego ludzie wszystkie osoby z tych kart zabili? Ot tak, z zimną krwią? Sięgnął do kieszeni po kluczyki, oddając białe z czarnymi literami kartki, a właściwie, to teczki, jak dopiero teraz zauważył.
- Okay, opowiadaj - rzucił przez ramię, sprawdzając tyle okno samochodu w obawie, że ujrzy za nimi nadjeżdżające niebezpieczeństwo w postaci paru uzbrojonych od stóp do głów mężczyzn ( oczywiście kobiet też... ) celujących już w ich osoby ze swoich niemalże takich samych Jeepów. Ale nie ujrzał nic podobnego. Dziwne, że jeszcze ich nie znaleźli... O ile szukają.
- Aktów zgonów jest d w a d z i e ś c i a s i e d e m - jej głos odbijał się echem w jego głowie, niczym piłeczka pingpongowa odbijające się natarczywie od jego ścian. Kontynuowała dalej - są jeszcze jakieś zapiski, jak hieroglify jakieś, później ci pokażę, jak już dojedziemy do miasta. Do tego groźby, całą masa gróźb, być może od Tobiasa. O tym, że zabije rodzinę tego, do kogo był skierowany każdy pojedynczy. No i na koniec, wisienka na torcie - nasze zdjęcia. I nasze dane, wszystko! Pesel, daty urodzenia, nawet CHARAKTER, rodzina, wszystko! Nawet je*ana grupa krwi! - zawołała z niedowierzaniem, a on z podobnymi emocjami słuchał jej słów. Ponieważ droga nie byłą skomplikowana, teraz wiodła prosto, spojrzał na Rue ze zmieszaniem.
- Wiesz... to jak kiepski, choć klasyczny thriller, czy coś - wyznał swoje skojarzenie.
< Rue? >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz