6 cze 2017

Rue CD Akuma

Ciągnęli mnie po ziemi, wpierw wiążąc mi ręce. Brakowało jeszcze tego, aby to samo zrobili z nogami, ale to nie było potrzebne; i tak bym nie uciekła, chyba, że na rękach, ale je miałam w końcu związane. Rana w nodze okropnie dała się we znaki, parę razy musiałam krzyknąć z bólu, ale oni tylko przyspieszyli, co wywołało jeszcze gorszy ból. Zacisnęłam powieki i zęby, wiedziałam, że gdy jeszcze raz wydam z siebie jakikolwiek dźwięk, szarpnął mną tak, że rana się rozerwie. Wiedziałam, ze są do tego zdolni, a tym bardziej Tobias. Nie rozumiałam jak można być takim człowiekiem, po prostu zabijać, od tak. Żeby nie było świadków, że coś się zrobiło. A pomyślał chociaż, że ten ktoś nic nie wie? Że ja już nie mam po co go wkopywać do więzienia? A zemsta? Tylko tego chce? To dlaczego od razu mnie nie zabije? Dlaczego ciągnie za mną Akumę? Nie może go tutaj zostawić? Moja głowa była pełna takich pytań, ale wiedziałam, że nigdy ich nie zadam. Prędzej znajdziesz dziewicę wśród prostytutek niż ja zyskam odpowiedź na te wszystkie pytania.
Schody, poczułam najpierw pod tyłkiem jak uderzam o kolejne stopnie, a potem moja noga zdawała się do mnie krzyczeć: Zadaj mi ból, to już nigdy nie wstaniesz. Tyle, że jedyne co w tej chwili mogłam zrobić to dać się zawlec im na samą górę. Skrzypnięcie drzwi. 
Weszliśmy do środka budynku, który okazał się być jednorodzinnym zwykłym domkiem. I niczym więcej. W środku zadbany, podłoga czysta, kurze pościerane - oraz krew na podłodze, którą ja zostawiałam. Zauważyłam, że rana się otworzyła; tyle było po ich zszywaniu. Usłyszałam czyjeś śmiechy i stukanie butelek. 
- Szefie - moi oprawcy zwrócili się do kogoś. Musiałam zadrzeć głowę do tyłu, aby do góry nogami ujrzeć stół z jedzeniem i butelkami z alkoholem lub po, a następnie przyglądać się Tobias'owi, który wstał z krzesła i kroczył w naszą stronę. Raptownie serce stanęło mi w gardle, zaczęłam się zastanawiać nad planem ucieczki; niestety takowego nie miałam.

- Świetnie - powiedział ten sam niski głos, który mroził moją krew w żyłach. Mężczyźni postawili mnie na nogi; na nogę rzecz jasna. Ich szef złapał mnie wpierw za brodę, uśmiechnął się diabelsko, a następnie łapiąc mnie za fraki pociągnął nie wiadomo w jaką stronę. Śmiechy i butelki uciszały się z każdym krokiem. Weszliśmy po schodach; w sumie to zaciągnął mnie tam po ziemi. Nie miałam sił i zamiaru wstać. Im dłużej się będzie ze mną męczył, tym szybciej wymyśle coś, aby wyrwać się z tego miejsca. Coś, czym nie wzbudzę u nikogo podejrzeć. Coś, co nie stworzy pogoni za mną. Coś, dzięki czemu się po prostu wymknę, jak niegrzeczna smarkula swoim rodzicom. 
Przekroczyliśmy czarne drzwi na końcu korytarza. Rzucił mnie na podłogę, a sam wyciągnął z kieszeni spodni paczkę papierosów. Trzymając w ustach jednego peta zapalił go sobie patrząc się na mnie. Ja w tym czasie próbowałam uspokoić oddech i przyspieszone bicie serca, a tym bardziej przyzwyczaić się do rozrywającego bólu pod kolanem. Ale on nie ustawał.

- Jak noga? - zapytał jakby był moim przyjacielem. Słysząc to otworzyłam oczy i podniosłam się na łokciach. Miałam ochotę krzyczeć, wykrzyczeć mu prosto w twarz, że go zabije, że go nienawidzę i powtórzyć to o jego śmierci. Ale zamiast tego zacisnęłam zęby i uśmiechnęłam się sarkastycznie.
- Swędzi ku*wa - fuknęłam. Strach władał moim ciałem, ale zamiast mnie hamować, pchnął do działania. Tylko co może zrobić jednonoga kaleka?

- To dobrze, już myślałem, że coś cię boli - kucnął przede mną i z uwagą się przyglądał. - To jak? Przechodzimy od razu do rzeczy? - nie byłam tego pewna, ale skinęłam głową. Nie chciałam się już dłużej z nim bawić, wiedziałam, że i tak nic nie wymyśle, a im dłużej będzie czekał, tym gorzej dla mnie. - Świetnie, że się rozumiemy - wypuścił dym z ust w moją twarz. Zamknęłam oczy, aby nie zapiekły.
- To mam teraz taką propozycję... jeśli się oddasz bez żadnych krzyków i szarpania, puścimy twojego przyjaciela - wytrzeszczyłam nieco oczy ze zdziwienia. Wypuszczą? On go wypuści? Pierwsza myśl kazała mi się zgodzić, byłabym spokojna, że nic mu się nie stanie. Ale długo nad tym się zastanawiałam, bo coś mi podpowiadało, że to kłamstwo. To Tobias, nie robi takich rzeczy. Sam powiedział, że zawsze pozbywa się świadków. A nawet jeśli go wypuszcza na moich oczach, zabiją, kiedy tylko zniknie.

- Nie. Kłamiesz - powiedziałam stanowczo próbując się podnieść, ale jego but przygniótł mnie do ziemi. Stając mi na klatce piersiowej miałam utrudnione oddychanie. Najpierw zaczęłam się dusić, dopiero gdy zwolnił swą siłę, mogłam zaczerpnąć powietrza.

- To może inaczej. Albo ja, albo oni wszyscy - wskazał na drzwi. Wiedziałam, że chodziło mu o ta całą bandę siedzącą przy stole. - Oni będą szczęśliwi, ale ty chyba nie - wypuścił z ust powietrze i przysunął do mnie peta. - To jak? - poczułam ciepło przy szyi, kiedy przybliżył żar do skóry. Przełknęłam głośno ślinę.
Zostać jego dzi*ką, czy dać się zerżnąć całej bandzie?


<Akuma? Uciekamy>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz