15 lip 2017

Shavile CD Helsing

Umyłam się dokładnie swoim ulubionym kokosowym płynem do kąpieli. Następnie opuściłam prysznic, wycierając swoje zgrabne ciało miękkim oraz puszystym ręcznikiem. Jak na gimnastyczkę sportową nie miałam umięśnionych rąk. W ogóle budową jej nie przypominałam. Szczupły brzuch, wąskie ramiona, ręce i nogi jak patyki. Nawilżyłam ciało balsamem kokosowym, czując, jak się wręcz od niego rozpływam. Czy istnieje piękniejszy zapach niż zapach kokosa? Oczywiście, że nie. Nie krępując się za bardzo swoją nagością (tak jak i kolega) podeszłam do umywalki, szperając w kosmetyczce.
- To chyba jakieś żarty.. - rzuciłam ciężko w zaparowane powietrze, odchylając głowę do tyłu. - Nie.. Proszę, nie. - załamana aż ukucnęłam, kręcą głową na boki. Podstawa pielęgnacji. Podstawa porannej toalety - mycie zębów. A jak ja mam je teraz umyć, skoro nie mam głównego składnika? Zacisnęłam palce na umywalce, zaraz się podnosząc i zaczynając ubierać.
Masz tupet nie odnosząc na miejsce czegoś, co nie należy do Ciebie.
Pomyślałam, mimo wszystko wychodząc zawstydzona z łaźni. Odłożyłam piżamę i kosmetyczkę do namiotu, przeciągając się jeszcze porządnie przed wyjściem.
- Lepiej chroń przyszłą generacje Skarbie, bo Twoje krocze zaraz mocno oberwie. - warknęłam i zarzuciłam na plecy grubą, za dużą, bordową bluzę z kapturem. Podwinęłam rękawy i opuściłam namiot, postanawiając odnaleźć mężczyznę. Problem w tym, że nie mam bladego pojęcia z którego namiotu jest, więc zaczęłam zaglądać do każdego po kolei. Kiedy w końcu do tego konkretnego namiotu dotarłam, poczułam, że to na pewno jego.. Ten odrażający odór alkoholu. Zakaszlałam, nie dając rady wejść do środka. Nienawidziłam tego zapachu. A skąd się domyśliłam, że to jego? Jeszcze parę chwil temu stał tuż obok mnie w łaźni, wdychając powietrze głęboko. Nawet to go nie uratowało, bym nie poczuła tej woni.
- Boże, byś tam sprzątną od czasu i ograniczył picie. - burknęłam pod nosem niezadowolona. Skoro mężczyzny tam nie było, to logiczne, że musiał być na stołówce. Otrząsnęłam się z szoku spowodowanym stanem jego namiotu, ruszając następnie pewnie do jadalni. Kiedy go ujrzałam uśmiechnęłam się szeroko, podchodząc do towarzysza.
- Gdzie moja pasta? - spytałam ze słodką tonacją w głosie, uśmiechając się do niego sympatycznie.
- W moim namiocie, ale nie idź tam beze mnie. - odparł i zajął miejsce przy wolnym stoliku, a ja dosłownie po paru sekundach się do niego dołączyłam.
- Za późno Kochanie. - wzruszyłam ramionami, zerkając na niego rozbawiona.
- Jak to? Kto pozwolił Ci wejść do mojego namiotu? ... Poza tym, pewnie nawet nie wiesz, który to mój, więc na pewno się pomyliłaś. - odparł zaraz mężczyzna, uśmiechając się triumfująco.
- Sądzę, że to tylko w Twoim jakże zadbanym i czystym namiocie może tak jechać alkoholem. Ten zapach jest w stanie powalić nawet rosłego mężczyznę. - mruknęłam i zabrałam mu tosta, którego nie zdążył wsunąć do ust. Ugryzłam kawałek, nadal nie odrywając wzroku od towarzysza. - Ah, i przy okazji, bo nie wiem czy wiesz, to dziś oddajesz mi swój deser po obiedzie. - rzuciłam, a w odpowiedzi uzyskałam jedynie obraz otwierających się szerzej oczu. Nic mnie tak dawno nie rozbawiło jak ten widok. Wstałam od stołu i zabrałam mu drugiego tosta, wychodząc ze stołówki. Na pożegnanie jeszcze krzyknęłam - Daję Ci pięć minut! Potem masz się zjawić w namiocie piątym! - odwróciłam głowę i puściłam mu jeszcze oczko, zaczesując włosy do tyłu. Mężczyzna wydawał się zszokowany i.. słodki. Pokręciłam głową, starając się już więcej nie myśleć o tym w taki sposób. Nagle poczułam, jak ktoś łapie mnie za łokieć i odwraca w swoją stronę. Przylgnęłam ciałem do torsu brązowowłosego, zerkając na niego z dołu, z tostem w buzi.
- Wszystko, tylko nie deser! - poprosił, patrząc się na mnie z góry. - Błagam.. One zawsze są dobre, a główne dania nie zawsze. - mruknął, zerkając na stołówkę ukradkiem.
Odsunęłam się od niego, wyciągając tosta z buzi.
- Pięć minut. - ostrzegłam go, spoglądając na lewy nadgarstek, na którym nie było żadnego zegarka. - Oj, jednak już tylko trzy. - odparłam ze słodkim uśmiechem, odwracając się na pięcie i udając w stronę legowiska. Wsunęłam się do namiotu cicho, jakbym nie chciała zostać przez kogoś zauważona… Inna sprawa, że i tak mieszkałam sama. A może po prostu nie chciałam zagłuszyć swoją obecnością ciszy? Pozbyłam się bluzy, tak jak i reszty ciuchów. Zawsze w namiocie wolałam siedzieć w za dużym t-shircie i krótkich spodenkach. Rozebrałam się do bielizny i zaraz również ściągnęłam stanik. W nim też nie było za komfortowo. Sięgnęłam już po bluzkę, słysząc nagle krzyk mężczyzny.
- Mam! - wparował do mojego namiotu, pokazując szczoteczkę tuż przed moją twarzą. Tak się zapędził, że dotarł aż do mnie. Spojrzałam się na pastę, a potem na niego w milczeniu, starając się zanalizować, co się właśnie stało. Na spokojnie...
<Helsing?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz