25 lip 2017

Akuma CD Rue

- Przynajmniej mnie nie wyrwiesz na całodniowy maraton wokół kraju - mruknął niby posępnie, jednak nadal tkwiła w nim radość. Czuł się wolny, na prawdę wolny, jakby wszystko złe się już skończyło. Może i tak jest? Bo przecież zagrożenie zniknęło, dwie godziny dzieli ich od całkowitego zasmakowania czystego powietrza, nieskażonego krwią, bólem, strachem, cierpieniem oraz wszechogarniającym wycieńczeniem. Mącząca rzeczywistość stałą się teraz bardziej kolorowa, żywa oraz pełna uśmiechu. Tyle, że on pozostał z bólem w klatce piersiowej, a ona z uziemioną nogą. Gites majonez, keczup i musztarda normalnie.
- Mam dość podróży - jęknęła. - Mam fajny pomysł, wykąpmy się - spojrzał na nią dziwnie. Faktycznie, szalony pomysł, godzien Nobla. - Serio mówię, lepiej się poczujemy - zmrużyła oczy, jakby chciała go tym samym upewnić, że mówi na poważnie. Wzruszył ramionami, ale nie chciał jej zostawiać. To dziwne, ale bał się o to, że coś sobie zrobi. Poślizgnie na mokrych od wody kafelkach i złamie uszkodzoną nogę, trzeba będzie ją wtedy amputować, jak już było powiedziane. Ktoś ją uprowadzi, ktoś nasłany przez ludzi Tobiasa. Swoją drogą, czy ich wyłapali? Nie chciał ponownie zaczynać tergo tematu. Wiedział jednak, że kiedyś będzie musiał to zrobić. Wiele spraw nie zostało jeszcze zamkniętych. Czy grozi im coś z ich strony? Mogą chcieć zemsty, zaplanowany atak przyniesie potworne skutki. Czy nie wybili się tak bardzo, że staną na celowniku innych psychopatów? Przecież gdy wystaje się już poza szereg, zwraca się na siebie uwagę. Wielu jest takich jak osoby, które przysporzyły im już tyle kłopotów. Gdyby dowiedzieli się o tym, że ktoś zadarł z nimi... Sąsiednie gangi, drodzy przyjaciele, czy należy spodziewać się ataku z ich strony? Cyrk to podobno bezpieczne miejsce, jednak wszystko zaczęło się od podpalania namiotów przez konkurencję. Przez kogoś, kto nie robi tego zawodowo. Człowiek ogarnięty dziką furią potrafi stać się niezniszczalny, niepokonany, Dopnie swego, choćby sam miał zginąć. Ile jeszcze trzeba będzie odprawić pogrzebów, by to wszystko się skończyło? Ile jeszcze trzeba będzie złapać kul? Przelać łez? Ponieść szkód?
- Nie oddalaj się - oznajmił, po czym sam wstał. Oddychało mu się ciężko, ale z każdą chwilą zaczynał się przyzwyczajać. Być może dadzą mu zapas jakichś środków przeciwbólowych. Zniesie już nawet zastrzyk. Rozprostował kości, był pewien, że wygląda okropnie. Rue na pewno już zdążyła się ogarnąć, ale na jej twarzy pozostało wiele z niedawnych zdarzeń. Zmęczenie, jakiś nieobecny wyraz czasem wkradający się na jej mimikę. Czy wszystko z nią okay? Powiedziałaby, gdyby ta nie było... Przynajmniej tak to sobie tłumaczył. Gdy nadal będzie wydawać się nieco... dziwna, zareaguje. W końcu nie wystarczy dzień, by pozbierać się po kilkutygodniowej traumie.
- Znowu matkujesz - mruknęła, tłumiąc pogodny ton głosu, przynajmniej takie odniósł wrażenie. Nie miał ochoty się droczyć, więc po prostu skinął głową.
- Wiem - oznajmił krótko. Rozejrzał się po pomieszczeniu, miał już dość szpitali. Co prawda nawet i wygodnie, ale strasznie... czysto. Jakby nikt tutaj nie mieszkał, nikt nie żył. Jakby zupełnie nikogo tutaj nie było. Jak muszą czuć się dzieci, które chorują na raka? Nieuleczalnego, zabijającego ich z minuty na minutę? Starcy, o których już dawno zapomniano, czekający na jakiś znak od bliskich? Niepełnosprawny, który już prawdopodobnie nigdy nie będzie funkcjonować normalnie? Dziewczyna, której cała rodzina zginęła w wypadku samochodowym, mająca od dzisiaj radzić sobie sama? " Prysznic, potrzebuję prysznica" - pomyślał. Jego myśli coraz bardziej zbiegały z tego, co się dzieje na to, co mogłoby się dziać. Często przybierały drastyczny charakter, nadając wszystkiemu wokół szare barwy. Gdyby Rue umarła? Co wtedy? Chyba sam popełniłby samobójstwo. A gdyby on umarł? Tęskniłaby, tyle potrafił stwierdzić. Nadal odczytywanie emocji sprawiało dla niego kłopot, gdy sam je odczuwał.
- Masz, przynieśli nam je. Nie wiem kto, ale ktoś od nas - rzuciła mu ubrania. Spodnie do kolan, bielizna, bluzka, nic nadzwyczajnego. Jedynie świeżość rzeczy go zdziwiła.
- To na pewno moje? - skrzywił się. Kiedy ostatnio robił pranie? Pomijają swoją nieobecność, kiedy? Zdarzyło się parę razy, ale te rzeczy na pewno nie były wkładane do pralki w tym miesiącu. - Jakoś takie... świeże - wytłumaczył, na co cicho się zaśmiała.
- Najwidoczniej nie tylko ty matkujesz - rzuciła, po czym posługując się kulami wyszła, trzymając pod pachą własne ciuchy. Postąpił tak samo, dopiero teraz zorientował się, że jest ubrany w sukienkę. W kropki. Przewiewną, do kolan. No tak, szpitalne ciuchy to ostatni krzyk mody... Cieszył się, że Rue mu tego nie wypomniała, ale miał dziwne przeczucia, że niedługo to zrobi. Dlatego też szybko odnalazł łazienkę, chociaż zgubił się na parę chwili musiał spytać o drogę jakiej pielęgniarki w różowych fartuchu.
Z mokrymi włosami wyszedł z pomieszczenia. Letnie, swobodne odzienie także nieco nasiąkło wodą, jednak nie wrócił na to zbytnio uwagi - jakoś nikt nie pofatygował się, by spełnić ego prośbę i rzucić ręcznik.  Tak na prawdę, to nawet mu to nie przeszkadzało, jednak wolałby być suchy.
- Jeszcze półtorej godziny - mruknęła zniesmaczona Rue. Posłała mu znaczące spojrzenie, od razu ogarnął, o co jej chodzi.
- Zrywamy się? - spytał. Oczywiście było to pytanie retoryczne.
- Zrywam się. - odpowiedziała, a na jej usta wpełzł lekki uśmiech. Ona także miała całe mokre włosy, jednak w jej przypadku było to wytłumaczalne - w końcu były z dwadzieścia razy dłuższe, niż jego.

< Rue? >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz