14 lip 2017

Akuma CD Rue

Jego serce biło bardzo mocno, miał wrażenie, że cały pojazd trzęsie się w rytm stanowczych, szybkich uderzeń. Nie chciał umierać, tak bardzo tego nie chciał. Strach zakłócał cały świat wokół, miał wrażenie, że utrzymuje przytomność tylko i wyłącznie dzięki dłoni Rue. Z początku chciał ją wyszarpnąć w obawie, że to Tobias i chce go wyciągnąć z auta, co już zdążył zrobić z nią, leżącą w kałuży krwi na asfalcie. Potem jednak rozluźnił spięte mięśnie, starając się nie myśleć o tym, co ich czeka. Czy to odbędzie się szybko? A może zostaną poddani torturom nieznanym nawet w najgorszych horrorach tego typu? Tak dużo pytań, a tak mało odpowiedzi. Czy gdy zabiją go, pozwolą uciec Rue? Albo na odwrót? Cholernie bał się o siebie i o nią, jak mógł dopuścić, by sprawy potoczyły się tak daleko? I beznadziejnie? Mógł wtedy podnieść tą strzelbę i strzelić w Tobiasa, uprowadzającego ich spod szpitala, wcześniej udając samego Pika. Zacisnął zdrętwiałe palce na jej dłoni, wydawała mu się chłodna, tak jak wszystko wokół. Ubranie oraz każda rzecz, jaka dotykała bezpośrednio jego skóry, drażniła ją. Czuł, jakby jego ciało było rozrywane przez zwykły materiał spodni, z resztą tak bardzo delikatnych. Oczy go piekły, w gardle suszyło, czuł, jak lód rodzi się w nim, a ogier naciera od zewnątrz. Chaos, tylko tak można to nazwać. Chociaż medyk kłóciłby się, że to jednak gorączka, ale dla niego to tylko i wyłącznie chaos. Choroba zawsze byłą dla niego mordercza, nawet lekko podniesiona temperatura. Z resztą, znosił to jak większość chłopaków - zgonował. Teraz także miał wrażenie, że prędzej umrze, niż zdoła się pozbyć choć jednej z dolegliwości. I tak pozostało im nie więcej, niż pół godziny czasu. Samochód się zatrzymał, coś było nie tak. Stanęli pod mostem, w cieniu stało identyczne auto i o dziwo, z identyczną rejestracją. Tak, zapamiętał ją dokładnie, chciał wiedzieć, jakim pojazdem przejedzie się po raz ostatni.
- Wysiadajcie, zmieniamy pojazd, by ich zmylić i zmniejszyć prawdopodobieństwo na ostrzał - wytłumaczył agent siedzący z przodu, wyłączający właśnie silnik i przeprowadzający "ewakuację". Wysiedli posłusznie, jednak gdy tylko Rue znalazła się bliżej, mrugnęła porozumiewawczo do Akumy. Przez moment nie rozumiał, o co jej chodzi, ale błysk w jej oczach, ten drapieżny, pełen zdeterminowania błysk sprawił, że ponownie rozkwitła w nim energia, coś planowała. Już nie potrzebował jej dłoni, by utrzymać przytomność. Teraz kontaktował dzięki temu, iż na kulę trzymaną w prawej dłoni postawiła cały swój ciężar ciała, podskoczyła i kopnęła od tyłu wcześniejszego kierowcę w plecy. Teraz to on leżał bezwładnie na ziemi. Ukucnęła lekko, chcąc złapać równowagę, gdyż wyskok tylko na jednej sprawnej nodze, w dodatku kopnięcie tą samą rosłego faceta, to trudna sprawa. Postanowił pomóc, bo co innego mógł uczynić? Miął nadzieję, że ma jakiś plan. Jakiś inny, niż rzucenie się na agentów FBI i polegnięcie w bitwie - czy z ich rąk, czy z rąk drugiego wroga. Bo można ich chyba teraz nazywać jako wrogów, prawda? Uderzył z pięści kobietę w podbródek. Nieczysta gra, kobiet się nie bije. Ale gdy złapał w powietrzu pistolet, który upuściła z dłoni i strzelił w jej przerażoną towarzyszkę, poczuł do siebie jeszcze większe obrzydzenie. Powinien za to siedzieć. Chociaż trafił ją w ramię, paskudnie postąpił. Starał się tłumaczyć przed samym sobą tym, że przecież gdyby tego nie zrobił, obezwładniłaby go. A teraz leży bez przytomności na ziemi. Obie leżą. Psychopata. Krwiożerczy farmer bez wideł. Akuma, innymi słowy.
- Pójdę za to do piekła - wymamrotał na ucho Rue, gdy do niej dobiegł. Obezwładniła dwójkę mężczyzn. Czy na prawdę atakowali tylko przeciwną płeć? To chyba nienormalne.
- Las niedaleko - powiedziała niby szyfrem, ale dokładnie zrozumiał. Uciekają do lasu pieszo, gdyż samochód robi za dużo szumu. Skinął głową, rozejrzał się jeszcze raz by sprawdzić, czy nikt na nich nie czyha. I tak było. Srebrne Ferrari zatrzymało się paręnaście metrów od nich.
- Mają nas, biegiem - powiedział na przekór spokojnie, starał się jednak opanować emocje. Zdołał zauważyć, że jego przyjaciółka także posiada pistolet, nawet dwa. Pokręciła stanowczo głową. Mimo to jej wargi drżały.
- Rozegramy to inaczej - oznajmiła, nie spuszczając wzroku z wysiadających mężczyzn. Każdy miał co najmniej dwa metry. Każdy oprócz TOBIASA. Z wyrazem furii i satysfakcji jednocześnie wypisującej mu się na twarzy, gestem dłoni zaprosił swoich ludzi, by szli za nim. Albo ćwiczyli wejście, albo zawsze im się tak udawało, ale odstępy między każdym z nich były identyczne i nienaganne, krok mieli taki sam, ubranie podobnie. Jedynie Tobias, ich szef, pozostał w przodzie, pośrodku i posiadał nieco inny ubiór. Zdusił w sobie ochotę na ucieczkę, dlaczego z niej nie skorzystali? Czy ma jakiś plan???
- Witam - na moment się zatrzymał, jakby oczekiwał jakiejś reakcji z ich strony. Ale nic, zaczął więc mówić dalej - nie myślałem, że pójdzie tak łatwo. W wyznaczonym na transakcję miejscu są już same zwłoki waszych przyjaciół, małych i dzielnych federalnych wojowników. - wszyscy wydali z siebie cichy pomruk. Skrywali śmiech, wszyscy na raz. Czy to także ćwiczyli? Musiałby się nauczyć tekstu na pamięć. Szarowłosy przestąpił z nogi na nogę, strach władał całym nim, starał się go opanować i trzymać własne ciało w ryzach. Zacisnął szczęki z gniewu. Jeszcze jedno słowo, i nie wytrzyma. A będzie musiał. Podziwiał pewnie stojącą Rue, jej dumną postawę i niezrażoną minę, choć oczy targała wściekłość. Miał wrażenie, że zaraz stanie przed nim, jakby chciała go osłonić i zakończyć wszystko sama. Ale nie pozwoli na to. Prędzej sam wykona coś podobnego.
- Nie zrobimy wam krzywdy. Chcemy jeszcze porozmawiać. Z tobą - wbił swój krwiożerczy wzrok w twarz Rue. Nie poruszyła się ani o milimetr, nadal zgrywała twardzielkę Albo i nią była. I chociaż spluwy wymierzone w ich kierunku, goszczące w dłoni każdego z piątki mężczyzn stanowczo przeczyły jego słowom, nadal stałą nieustraszenie. I za to był jej wdzięczny. Nim się obejrzał, usłyszał strzał. Również strzelił. Za poległych agentów, za ich samych, za wszystko, co im się przytrafiło.

< Rue? >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz