27 lip 2017

Helsing CD Shavile

Rozglądałem się na wszystkie strony, chłonąc zmysłem wzroku dosłownie wszystko, co mnie otaczało. Wszystko w tym miasteczku było niezwykle interesujące, od ślicznych starych budynków po przechodzących ludzi. Mijaliśmy wiele interesujących lokali, do których chętnie zajrzałbym kiedyś w wolnej chwili. Nie skupiałem się zbytnio na poszukiwaniu sklepu spożywczego; miałem nadzieję, że Shavile jest czujna albo w ostateczności rzuci mi się sam w oczy.
Odwróciłem się, sprawdzając czy nie zgubiłem towarzyszki. Shavile szła za mną ze wzrokiem wbitym w ziemię, chowając swój plecak pod pachą. 
- Boisz się, że ktoś ci poprowadzi plecak? - spytałem, unosząc brew z rozbawieniem. 
- Trzeba być przygotowanym na wszystko - odparła dziewczyna, rozglądając się podejrzliwie na boki. 
- Daj spokój, przecież na oko widać, że to spokojne, porządne miasteczko.
- Wolę być zapobiegliwa niż naiwna.
- Mówisz, że jestem naiwny?
Zamiast odpowiedzi, usłyszałem tylko jej ciche, sardoniczne parsknięcie śmiechem. Uniosłem kącik ust w pół-uśmiechu i zrównałem się z nią, by nie szła sama z tyłu. Shavile wyglądała na spiętą, żeby nie powiedzieć - zestresowaną. 
- Tak, to zdecydowanie przerażająca dzielnica - zaczepiłem ją, patrząc na jej drobną postać z wysokości swoich 190 centymetrów. - Ale nie martw się, spróbuję nas obronić w razie potrzeby.
- Oj, zamknij się - fuknęła, rzucając mi wojownicze spojrzenie. 
Zamierzałem jej odpyskować, ale w tej chwili moją uwagę zajął kolorowy szyld na jednym z budynków. Sklep. Przez to wypadło mi z głowy to, co chciałem powiedzieć.
- Chodź, idziemy po jedzenie dla mnie - powiedziałem do brunetki, obierając kierunek na swój cel. Shavile pospiesznie ruszyła za mną. Raźnym krokiem wkroczyłem do środka, od razu zagłębiając się w korytarzach półek z produktami. - Kup jakieś zbożowe batoniki, tylko koniecznie muszą mieć czekoladową podstawę, najlepiej jeszcze białą. I przydałyby się jakieś owoce, na przykład banany. Obstawiam, że uwielbiasz banany i nie mów, że nie. Banany to cud wśród owoców. Oooo, tego pragnę! - zawołałem może zbyt za głośno, zauważywszy ustawione na półce opakowanie karmelowych krówek. - Wzięłaś jakiś koszyk? - spytałem, odwracając się do Shavile. Szła kilka kroków za mną z czerwonym koszykiem zakupowym w dłoni i rzucała mi krytyczne spojrzenie niezadowolonego rodzica. Wpakowałem wymarzone krówki do jej koszyka. - Powinnyśmy jeszcze kupić coś, co nadaje się faktycznie do jedzenia, a nie do przekąszania. Na przykład ciastka. Co sądzisz? - spytałem, pokazując jej zęby w bandyckim uśmiechu.


< Shavile? // jedzenie to taki przyjemny temat B) >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz