13 lip 2017

Akuma CD Rue

Poczuł, jak miękną mu nogi i kolana się pod nim uginają. Ciężar sprawy wisiał nad nim, przyduszając i niemalże zmuszając ociężałe ramiona do ziemi. Oddech stał się tak bardzo płytki, że musiał podeprzeć się o ścianę, by zachować przytomność i utrzymać się na nogach. Wszystko przez odpowiedź, jaka padłq ze strony ich "wybawczyni", pieprzonej zdziry kłamiącej w żywe oczy. Po cholerę była ta gadka o bezpieczeństwie każdego cywila, skoro teraz zamierza ich wydać, by uniknąć konfrontacji z Tobiasem? Oczy zaszły mu mgłą, teraz nie był nawet pewny, czy oddycha. To nie może się powtórzyć, nie po raz kolejny... Czyjaś dłoń na jego.plecach pozwoliła mu rozszerzyć powieki, które dotychczas bezwienie zaciskał. Podniusł wrok, ciepło skóry Rue docierało do jego ciała nawet przez materiał bluzki, dodając energii niczym jakaś bateria. Wciągnął gwałtownie powietrze do nagle palących płuc, złapał się za pierś, jakby to miało uśmierzyć ból i pieczenie, lecz niewiele zdziałało. Wzięła go pod ramię i siłą zaczęła ciągnąć, kuśtykając, a raczej skacząc na jednej nodze w stronę swojego, chyba, pokoju. Otworzyła łokciem drzwi, po czym rzuciła na łóżko Akumę, niezdolnego do zrobienia tego samodzielnie. Poczuł się znacznie lepiej, jednak nadal miał trudności z oddychaniem i poruszaniem się. Może to nawet i lepiej, gdyż z gniewu i bezsilności miał ochotę rozwalić gołymi pięściami cały budynek.
- Nie mogę w to uwierzyć - rzucił szybko, chrapliwym głosem. - A ja jej zaufałem - miał wrażenie, że się rozpłacze. Czuł łzy piekące w oczach, mogłoby to być także spowodowane przez lekkie niedotlenienie. Przynajmniej tak się tłumaczył tym, że zamiast planować ucieczkę albo i już ją realizować, walczy ze łzami jak jakiś ciota.
- I to był błąd, także z mojej strony. Ale powiedziała przecież, że weźmie dużo ludzi i nas uzbroi i wystawi tylko jako przynętę - oznajmiła. Wszechobecny chłód tylko się zasilił. Co? Skończył słyszeć na tym, jak odpowiedziała, że się zgadza, ale musi omówić wszystko dokładnie ze swoimi ludźmi i po 10 minutach oddzwoni. Poczuł wyrzuty sumienia. Ile już tutaj leży? Każda sekunda jest bezcenna. Czy poświęcona na ucieczkę, czy na podsłyszenie rozmowy agentów ze sobą oraz z tym, kto wyświetlał się na ogromnym telewizorze. Miotał w umyśle najgorszymi przekleństwami, lecz gdy usły
usłyszał łagodny głos Rue, uspokoił się. Myśl, że jest przy nim, już sama w sobie była kojąca.
- Już ci lepiej? - nie pamiętał, by kiedykolwiek słyszał taki ton i taką barwę głosu. Nie tylko u niej, w ogóle. Czuł się tak, jak gdyby to jego mama siedziała obok i trzymała go za dłoń zapewniając, że z tego wyjdzie, jak zwykle. "Dzięki, mamo" - pomyślał. A może powiedział? Nie czuł ruchu warg. Niewiele czuł. Poruszył powiekami, otworzył oczy. Z początku widział oślepiające światło. Potem długi brązowy warkocz, potargany, lecz wciąż ładny.
- Zemdlałeś - wytłumaczyła spokojnie, miał wrażenie, jakby słyszał głos anioła, dobiegał z oddali, choć zdawał się bliższy. Pokiwał głową.
- Czuję - wymamrotał. Jeśli wcześniej wspominał o swojej matce, doskonale to ukrywała. Spróbował wstać. Głowa niemiłosiernie go bolała, jakby jeszcze przed chwilą dostał w nią z cegły. Ku jego uldze, Rue go.nie powstrzymała. Usiadł chwiejnie na brzegu łóżka. Coś mokrego spadło na jego kolano. Spojrzał w tamtą stronę. Ujrzawszy zmoczony papier toaletowy, uśmiechnął się lekko.
- Tamtego ręcznika wolałam nie dotykać - zaśmiała się cicho.
- Dzięki - powiedział słabo. Zmarszczył brwi. - Co w końcu postanowili? Wiesz? - spytał. Bezsilność i furia zaczęły rodzić się w nimna nowo.
- Poszłam tam jeszcze na parę minut i podsłuchałam coś - normalnie opieprzyłby ją zdrowo za to, że poszła tam sama i tym samym naraziła się na... cokowiek, ale siedział dalej, wlepiając nadak nieco zamglony wzrok w jej oczy. - Chcą nas wystawić na przynętę. Taki pokaz - mówiła szeptem, kamery i pluskwy - zajmą się resztą. Niedługo pewnie przyjdą. Z tego, co zrozumiałam, wróg myśli, że transakcja odbędzie się bez przeszkód. Mają zamiar zaatakować odsłoniętego i skłonić tym samym innych do wyjścia z kryjówek. O ile w ogóle będą... - i o ile nie kłamią i o ile wróg wyjdzie z ukrycia. Sądząc po tym wszysrkim, co się zdarzyło, nie kiwnęliby nawet palcem. Chyba, że chodzi o strzelanie.
- O - jej mina mówiła wyraźnie, że to niw takiej odpowiedzi się spodziewała. Ale myśl, że prawdopodobnie oboj umrą, przybiła go. Naciągnął kołdrę na plecy, chcąc zachować resztki ciepła. - Robimy z tym coś? - spytał. Normalnie sam spróbowałby coś wymyślić, ale nie miał na to sił. Chciał iść spać.

< Rue? Weny brakk :/... >







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz