18 kwi 2017

Rue CD Akuma

Raptownie przed oczami miałam scenę, w której strzelałam z pistoletu zabijając człowieka. Miałam wrażenie, że jego krew spływa po broni, jaką trzymał chłopak. Przeszły mnie ciarki na samą myśl i ponownym strzelaniu, ale patrząc z jego strony, tylko ja mogłam tam wejść. W końcu byłam cyrkowcem od dziecka, a do tego wspinanie, liny i akrobacje to moja specjalność, więc niczym trudnego będzie wskoczenie na belkę i przytrzymanie się między ścianami dachu. Trudniejszy jednak będzie strzał. Nie boje się o to, że nie trafię i to on zestrzeli mnie, wręcz przeciwnie. Boje się, że zamiast trafić w broń, przestrzelę wrogowi łeb i znowu kogoś zabije. Na tą myśl miałam ochotę zwrócić, ale mój żołądek był pusty; i dobrze. Ale czy na prawdę ta sytuacja tego wymaga?
- Rue... nie mamy czasu... - pospieszył mnie. Spojrzałam na niego, a potem na broń. Racja, nie mieliśmy czasu, a tu chodziło o życie i nie tylko moje, ale i chłopaka. Jestem mu coś winna, skoro go w to wciągnęłam i nie musi się tłumaczyć, że sam został. Jestem mu za to wdzięczna, ale gdyby nie ja, nic by mu nie groziło.
- Wiem to - mruknęłam niewyraźnie pod nosem po czym wzięłam do ręki broń, zimną od stali i mokrą od krwi, która pojawiła się w mojej głowie. Trzymając ją miałam wrażenie, że wypala mi skórę i każe strzelać prosto w serce, aby zabić. Potrząsnęłam głową, aby obudzić się z transu i spojrzałam do góry. Dobra... jakby tam wejść... Nim cokolwiek wymyśliłam usłyszałam czyjeś kroki na zewnątrz. - Chowaj się! - powiedziałam szeptem do chłopaka pchając go za ścianę, aby w ukryciu mógł przygrzmocić wrogowi. Ja za to podbiegłam i skoczyłam do góry odbijając się od ziemi i lecąc na ścianie. Szybko się od niej odbiłam i złapałam ręką belkę podbierającą te dwie ściany, które tworzyły dach. Podciągnęłam się i zawinęłam na niej, ponieważ po siedzenia było za mało miejsca. A najwygodniejsza dla mnie pozycja była na nietoperza, potem tylko wycelowałam pistolet przed siebie. Próbowałam się uspokoić, ręką mi drżała i na prawdę mogłam zastrzelić człowieka, a nie go pozbawić broni.
Skrzypienie rozwalonych przez Akumę drzwi dały o sobie znać jakoś po paru sekundach zwisania do góry nogami na belce. Poczułam nieprzyjemne ciarki, które przypominały lodowe ostrza przebijające moją skórę. Pierwszy krok, drugi i już mogłam zobaczyć zamaskowaną postać; kaptur i przykryta połowa twarzy jakimś materiałem, który miał uniemożliwić rozpoznanie osoby. Na chwilę wstrzymałam oddech widząc jak osoba wyciąga broń; tak jak mówił Akuma. Zaraz za nim wszedł drugi, także z bronią w dłoni. Czułam dziwny ucisk w klatce piersiowej, robiło mi się słabo. "Oddychaj!" krzyknęłam sama do siebie w myślach. Powstrzymałam się od nabrania powietrza łapczywie jak potwór pijący wodę, którego parzy język.
Na spokojnie...
Szli przez korytarz, gdzie na końcu czekał chłopak. Miałam wrażenie, że zanim wyskoczy i uderzy przeciwnika bronią (czyli częścią od prysznica) wróg zdąży w niego strzelić, a ja nie zdążę zareagować i wszystko zepsuje. Natłok myśli przytłaczał mnie jeszcze bardziej, ledwo co zauważyłam kiedy Akuma jako pierwszy zdążył zaskoczyć napastnika uderzając go prosto w łeb. Zatoczył się do tyłu i upadł. Ten, który stał z tyłu wycelował w niego pistoletem. Usłyszałam strzał, ale to nie on strzelił, tylko ja. Potem był krzyk i krew na podłodze - postrzeliłam jego dłoń. Puściłam się belki i skoczyłam na mojego przeciwnika, który pod moim ciężarem wylądował na ziemi. Chciałam wybiec przez drzwi, ale zauważyłam, że w nich stoi trzeci zamaskowany i dzierży broń jak pozostali z tyłu; była ich jeszcze dwójka. Zaczęłam się cofać do tyłu i z wycelowaną przed siebie bronią. Mam jeszcze dwa pociski, jeden na pewno przeżyje. Mam nadzieję, że my także.

<Akuma?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz