23 sie 2017

Le Bleuet CD Midas

Tej szczególnej nocy nie mogłem zasnąć. Dziwiłem się, bo od kilku dni nie spałem tak wiele, jak powinienem, a mimo to borykałem się z bezsennością. Nieustannie myślałem i nawet jak próbowałem wyłączyć myślenie, nie wychodziło mi to. Spojrzałem na mamę, która spokojnie spała na swoim łóżku. Po cichutku podniosłem się, narzuciłem na siebie ciepły, długi sweterek sięgający mi aż do kostek i wyszedłem na zewnątrz. Oczywiście boso, jak zawsze. Miałem dość butów od czasu mojej wędrówki z Midasem i gdyby nie moja przeklęta noga, chodziłbym boso cały boży dzień.
Na terenie cyrku panowały zupełny spokój i cisza. Wszystko było pogrążone we śnie. Zapewne było koło pierwszej lub nawet drugiej w nocy. Poszedłem w to samo miejsce, w którym byłem przed " deszczem zapomnienia ". Czułem, że to szczególne miejsce jeszcze bardziej łechta moje zdolności przewidywania. A co do tej sprawy... zapewne nie wielu cyrkowców wiedziało, o co tak naprawdę chodziło. Z tego, co mówił wujek Pik znalazło się kilku pechowców, którzy przez ów deszcz tamtej nocy zupełnie stracili wspomnienia o sobie, ale nie wiem, co się z nimi stało. Wujek Pik stara się ograniczać mój udział w dalszym śledztwie i czuję się z tym nie w porządku, bo zawiodłem i chciałbym jakoś to odpracować. Wiem tylko tyle... to nie koniec i wiem, że to proste, zwykłe stwierdzenie, ale mnie mrozi krew w żyłach na samo powtórzenie go w myślach. Midasowi nic nie wspominałem. Poza tym... z pewnością będzie wykreślony z udziału w tej sprawie na fakt, że jeszcze nie wrócił do siebie fizycznie i... zapewne również psychicznie po części. Nie wspomnę już o tym, że mój zasięg informacji był naprawdę bardzo ubogi, więc mogłem coś przekręcić albo zmienić. Wolałem zatem udawać, że nic nie wiem. Niech wszyscy wokół mnie żyją w błogiej nieświadomości sprytu małego Edzia krawca.
Powolnym krokiem zmierzałem do początku drogi prowadzącej do miasta. Tam przeszedłem przez kruszący się już murek i udałem na ulubiony pagórek, z którego idealnie było widać niebo i tereny nieopodal. Nie towarzyszył mi tym razem Krenz. Zapewne bardziej skupił się na stróżowaniu cyrku. I dobrze. Trzeba być przygotowanym na każdą okoliczność. Usiadłem wygodnie na miękkiej trawie, objąłem nogi rękami i oparłem głowę na kolanach. Wsłuchiwałem się we wspaniałą muzykę nocy. Przede wszystkim... pierwsze skrzypce grały świerszcze, do tego od czasu do czasu swój tren dodawały nietoperze i sowy, a na samym końcu wiatr pomagał muzyce nieść się coraz dalej i dalej. Szczególny zapach nocy dodawał uroku tym szczególnym chwilom, a ja się odprężyłem i przestałem niepotrzebnie myśleć o przykrych rzeczach.
- Czyżbyś nie mógł spać? - usłyszałem czyjś spokojny i przyciszony głos. Wystraszyłem się nie lada. Od czasu akcji ze żmijami bywałem o wiele bardziej nerwowy nić zazwyczaj. Tym bardziej, że nie miałem ze sobą żadnej ochrony. Byłem bezbronny. Wzdrygnąłem się więc na te słowa, ale kiedy ujrzałem poczciwą twarz Midasa, odetchnąłem głęboko z ulgą.
- Aleś mnie wystraszył – przyznałem – Chodzisz, jak duch – zaśmiałem się.
- Nie. To ty byłeś tak zamyślony, że mnie nie usłyszałeś – rzucił kontrargumentem długowłosy. Ja skrzywiłem się z kpiącym uśmieszkiem.
- Nie, nie, nie. Nie wmówisz mi swojej racji. Ty jak mnie zobaczyłeś już miałeś w głowie plan wystraszenia mnie – zainicjowałem kłótnię na żarty, ale nie mogłem powstrzymać uśmiechu. Jednak Midas od razu skapitulował. Opadłem na trawę zawiedziony – Szybko się poddałeś – westchnąłem.
- Och, ja się nie poddałem – oznajmił Midas – Na razie panuje rozejm, ale jeszcze kiedyś wrócimy do tej rozmowy – zachichotałem na te słowa.
- Cwaniak – dodałem jedynie i podniosłem się, by spojrzeć na pogrążoną w zabawie tygrysicę. Z radością łapała świetliki i tarzała się w bujnej trawie. To był przyjemny widok – Ty też nie możesz spać? - spytałem, mimo że znałem odpowiedź.
- Tak. Jakoś po zdjęciu opatrunku nie mogę się przyzwyczaić do łóżka – oznajmił i siegnął po coś, co leżało zaraz obok niego. Kiedy ów przedmiot znalazł się w zasięgu mojego wzroku dostrzegłem, że to skrzypce.
- Och, to przecież skrzypce! - podniosłem lekko głos, zachwycony instrumentem – Umiesz grać? - spojrzałem w piękne, złote oczy mężczyzny.
- Tak, umiem – odpowiedział – I zaraz mogę dać Ci lekki pokaz umiejętności – oznajmił i już miał zacząć, kiedy tygrysica zaczęła biec w naszą stronę. Na początku byłem tym zaniepokojony, ale za chwilę zwolniła. Prawdopodobnie skończyła zabawę z latającymi robaczkami i przyszła posłuchać swojego właściciela. Obeszła nas wkoło i wcisnęła się między nas. Nie wyczułem w tym posunięciu wrogości. Połasiła się chwilę o Midasa, po czym spojrzała na mnie.
- Cześć, kicia – powiedziałem cichutko, na co odpowiedziało mi ciche mruknięcie dużego kota – Mogę ją pogłaskać? - zwróciłem się do jasnowłosego.
- Oczywiście – uśmiechnął się prawie niezauważalnie – Aurum jest łagodna. Nie atakuje – dodał, a ja delikatnie przejechałem dłonią po jej miękkim futerku. Było takie puszyste i przyjemnie w dotyku. Dopiero w tamtym momencie przypomniałem sobie o pewnym szczególe.
- Zapomniałem Ci podziękować – zacząłem – Dziękuję, że mnie ocaliłaś przed zupełną utratą pamięci – Midas spojrzał na mnie lekko zdziwiony, jakbym bredził – Gdyby nie ty, kto wie... może zupełnie zapomniałbym, gdzie mam iść i nadal brodziłbym w tym deszczu. Wtedy nawet Midas nie byłby w stanie mi pomóc – zwierzak na te słowa podniósł się i zaczął łasić głową, prosząc o więcej pieszczot. Uśmiechnąłem się i z radością zacząłem głaskać tygrysicę.
- Polubiła Cię – powiedział magik. Na te słowa tygrysica ułożył się wygodnie blisko nas. Mężczyzna ułożył instrument między swoją szyją, a brodą i zaczął grać.



Wraz z pierwszymi dźwiękami, które były wydobywane z instrumentu, obudził się we mnie jakiś dziwny spokój, który wręcz zagradzał drogę jakimkolwiek złym myślom. Zupełnie nieświadomie zacząłem lekko bujać się do melodii, która była taka spokojna, lecz miała dziwny charakter. Wydawała się i smutna i wesoła jednocześnie, ale była... tak piękna, że nie mogłem się nie uśmiechać sam do siebie. Przez chwile czułem, że wszystkie świerszcze zamilkły, by posłuchać prawdziwego wirtuoza skrzypiec. Przymknąłem oczy, wsłuchiwałem się w melodię i wdychałem świeże, nocne powietrze, które wtedy pachniało jeszcze lepiej. Wszystko wydawało się jeszcze lepsze niż normalnie było.
Sam nie wiem, jak to się stało, ale już po chwili leżałem na trawie oparty głową o potężne ciało Aurum i wsłuchiwałem się w kolejne utwory wygrywane przez Midasa. Nie spałem. Nie mogłem. To było zbyt piękne, aby przy tym usnąć, ale... wprowadzało mnie to w taki dziwny stan.
Nie wiem, jak długo to wszystko trwało. Nie mierzyłem czasu. Nie miałem zamiaru. Cieszyłem się, póki mogłem, z obecności zarówno Midasa, jak i jego futrzastej towarzyszki. Leżałem tak z przymkniętymi oczami. Melodia się zakończyła, ale liczyłem na to, że zaraz zacznie się kolejna, jednak jedyne, co poczułem to lekki dotyk na głowie. Dłoń przejechała po mojej głowie i odgarnęła mi grzywkę z czoła. Uchyliłem lekko powieki.
- Czas wracać – powiedział Midas – Już świta – oznajmił. Podniosłem się niechętnie do siadu i zobaczyłem, jak słońce wznosi się ku wschodowi. Zaraz promienie rozjaśniły polanę przed nami, a ja poczułem narastającą we mnie senność. Ziewnąłem lekko i wstałem. Mężczyzna oraz tygrysia poczynili to samo. Duży kot przeciągnął się zgrabnie razem ze mną. Spojrzałem sennym spojrzeniem na magika i uśmiechnąłem się do niego wdzięcznie.
- Tak pięknie grasz, że nawet nie wiem, co powiedzieć – zaśmiałem się pod nosem, na co kąciki ust złotookiego również lekko podniosły się do góry.
- Dziękuję – odpowiedział – Choć i tak uważam, że moje umiejętności spadły – dodał, na co mi szczęka opadła.
- Nie bądź taki krytyczny wobec siebie – jęknąłem, na co mężczyzna roześmiał się.
- Hmm... - udał zamyślonego – Skądś znam te słowa... aha! Powtarzałem Ci je parę razy, kiedy krytykowałeś swoje kreacje i nie chciałeś po nocach spać. Pamiętasz? - spytał zadziornie, na co ja spaliłem buraka. Miał rację. Powtarzał mi dokładnie te same słowa kilka razy, ale ja zawsze je ignorowałem – I co wtedy odpowiadałeś?
- Ech – westchnąłem – No dobra. Wygrałeś – podniosłem ręce do góry na znak kapitulacji.
- Ha! A kto chwilę temu mówił, że łatwo się poddaje? - powiedział pewny siebie i zaczął zmierzać w stronę cyrku. Ja dalej stałem na pagórku. Zagiął mnie. Ocknąłem się dopiero po chwili i najszybciej jak mogłem dobiegłem do niego – Nadal kulejesz? - zapytał z troską. Znowu poczułem, jak fala ciepła przebiega przez moją twarz.
- Ah... - nie wiedziałem zbytnio, jakie kłamstwo mam zastosować – Wiesz... obawiam się nadal. I dlatego chodzę tak ostrożnie. Jak się nie będziemy spieszyć to spokojnie dojdę – dodałem z wymuszonym uśmiechem.
- Może Cię ponieść? - zaproponował.
- No co ty?! Zwariowałeś?! - podniosłem głos. Na te słowa jasnowłosy jakby...posmutniał? Zdziwiłem się. Przecież martwiłem się o jego zdrowie, dlatego zaraz dodałem – Twój bok jeszcze nie jest zdrowy. Podniesiesz mnie i rana Ci pęknie, a ja sobie nie podaruję, że znów przeze mnie coś Ci się stało...
- Wiem, że boisz się, że zamienię Cię w złoto. Nie musisz się tłumaczyć. Masz prawo się obawiać – powiedział na jednym wdechu i przyspieszył kroku, a mnie wmurowało.
- Ale... to nie tak! - powiedziałem stanowczo i dogoniłem go, ale nie chciał zwolnić. Wobec tego postanowiłem spróbować innej taktyki. Nagle i nie spodziewanie wyszedłem przed niego, stając mu na drodze.
- Uspokój się. Nie chodziło mi o to, że zamienisz mnie w złoto. Przecież nigdy byś tego nie zrobił. Przyjaźnimy się – oznajmiłem. Mężczyzna spojrzał na mnie tępo, jakby wcale mi nie wierzył. Zdenerwowałem się, ale zachowałem spokój, żeby nie wzniecać konfliktu jeszcze bardziej. Westchnąłem – Zrozum... jesteś moim przyjacielem. Gdyby Ci się coś stało przeze mnie, tak jak wtedy, nie podarowałbym sobie tego nigdy w życiu. Dlaczego próbujesz wmówić i sobie i mnie, że mam do Ciebie dystans z powodu Twojej mocy? - spojrzałem na niego smutnym spojrzeniem i ująłem jego dłoń. Nie miał rękawiczek. Dopiero wtedy zwróciłem na to uwagę. Poczułem przyjemne ciepło bijące od jego ciała. Nie mogłem zaprzepaścić tego, co już udało mi się zbudować ze skrzypkiem – Nie boję się, że zamienisz mnie w złotą figurę. Może niektórzy się boją i rozumiem ich, ale...dla mnie to nie ma znaczenia. Dałbym Ci się ponieść, bo ta noga mi doskwiera, ale nie jestem wcale taki lekki, jak myślisz. Dla Twojej rany najmniejszy ciężar może być śmiertelny – staliśmy tak chwilę w zupełnej ciszy, która już wwiercała mi się w głowę.
- W porządku – odpowiedział.
- Na pewno? - spytałem czując, że... jest coś o czym nie chce mi powiedzieć, ale nie miałem zamiaru naciskać. Jak zechce mi powiedzieć, to mi powie. Nie będę go zmuszał. Przejechałem kciukiem po jego dłoni, by dać mu znak, że naprawdę moja słowa i zamiary są szczere. Naprawdę chciałem, aby pozostał moim przyjacielem.
- Na pewno – powiedział, tym razem pewnie i z lekkim uśmiechem na twarzy. Cieszyłem się, kiedy się uśmiechał. Pasowało to do niego. Zacisnął mocniej swoją dłoń na mojej, na co ja jedynie zareagowałem zadowoleniem. Od razu cała złość i zdenerwowanie zeszło ze mnie.
Po kilku minutach spacery doszliśmy w końcu na teren cyrku. Midas wraz z Aurum odprowadzili mnie pod mój namiot. Pożegnałem się z tygrysicą i z magikiem. Kiedy tylko wszedłem do środka zobaczyłem kolorowy plakat na mojej tablicy korkowej. Wisiał tam już wcześniej, ale nie zwracałem na niego uwagi. Kiedy przeczytałem jego treść, wybiegłem z namiotu szukając wzrokiem jasnowłosego. Widziałem go w niedalekiej odległości.
- Midas – zawołałem – Idziesz ze mną dzisiaj wieczorem do wesołego miasteczka? Przyjechało wczoraj.

< Midas :3 ? >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz