16 sie 2017

Akuma CD Rue

Wrócił do siebie, ostatecznie zostawiając Mikę u Rue. Miał wrażenie, że przyda się jej towarzystwo, sam postanowił dowiedzieć się czegoś więcej na temat Mortusów. Jakieś wskazówki, jak z nimi postępować, kiedy przestaną polować na wybrane sobie ofiary. Jednak internet nie zawsze mówi prawdę, łatwo także o kłamstwo w jakichś prastarych legendach, przypowieściach i mitach, gdzie każdy dodawał, co tylko chciał do całości. Być może gdyby wampiry istniały ( ale skoro istnieją te dziwne wilko-podobne istoty, to czemu i one miałyby żyć? ) wcale nie zabijałoby się ich poprzez odcięcie głowy, nie byłyby nieśmiertelne, nie piły krwi, tylko płyn do mycia naczyń, a ich skóra nie byłaby blada, lecz wręcz czarna, niczym węgiel. Mimo tego gdy tylko znalazł się u siebie, usiadł na łóżku, szukając na telefonie przeróżnych przydatnych i tych nie, informacji. Żywią się surowym mięsem, jednak jedzenie nie potrzebne im jest do przetrwania, a zagojenia ran oraz dodania sobie sił. Z każdą zgubioną nogą tracą siły fizyczne, jednak zyskują sprawność intelektualną oraz zwiększenie działalności mocy nadprzyrodzonej, jak chociażby telepatia, spoglądanie w przyszłość. Starsze osobniki zwykle trzymają się same, podczas gdy te młode podążają zawsze grupami.  Mortusy stopnia pierwszego mogą łączyć się w jednego na dowolny czas - maksymalna ilość połączonych do pięć - kończyny przednie zanikają, pozostają tylko te tylne, wygląd nie różni się w zupełności od wyglądu Mortusa poziomu trzeciego, jednak umiejętności magiczne znikają - pozostaje tylko możliwość komunikowania się z innymi osobnikami w taki sam sposób, jak zwykle to robią. Jednak pokonanie takiego przeciwnika jest równie trudne, co pokonanie prawdziwego, najgroźniejszego ze wszystkich poziomów. Ile w tym prawdy, nie był pewien. Jednak gdy przeczytał jeden z artykułów, zamarł. Zawierał on wiele przypadków śpiączki, którą podobno wywołały te stworzenia. Większość została uznana jako przypadkowa, jednak parę razy przeczytał o paru wypadkach, w których dorośli, młodsi, a nawet małe dzieci zostały znalezione w ogrodzie w stanie śpiączki, z której już nigdy się nie obudziły. Babcia jednego dwulatka podobno widziała, jak jakieś zwierzę uciekało w stronę lasu, podczas gdy usłyszała krzyk i zastała na schodach do domu wnuka, który rzekomo stracił przytomność. Zdarzyło się to siedemnaście lat temu, a on nadal jej nie odzyskał. Staruszka trafiła do specjalnego zakładu dla psychicznie chorych, gdyż twierdziła, że zobaczyła puste oczy ziejące mrokiem oraz cztery pary łap. Twierdziła, że zobaczyła wilkołaka skrzyżowanego z tarantulą i już kiedyś go widziała - gdy jej córka była w ciąży. W dziewiątym miesiącu wykonano na niej cesarskie cięcie, gdyż miała wypadek samochodowy spowodowany przez szybko biegnące zwierzę, najprawdopodobniej psa. Nie przeżyła, natomiast jej dziecko, czyli owy wnuk "chorej", tak. Nie wierzył własnym oczom, ale to, co przeczytał dalej, sprawiło, że cały zadrżał. Zdarzyło się to w tym mieście! W Londynie, dokładnie tutaj! Przeczytał adres budynku, gdzie zamknięto starszą kobietę. To tylko siedem kilometrów! Już miał się rzucić do wyjścia, żeby powiedzieć o wszystkim Rue, ale się powstrzymał. Przecież zdawała się umierająca... A jeśli i ją dopada śpiączka? Jeśli już się nie obudzi??? Poczuł, jak jego serce na moment zamiera, ona nie może zasnąć! Nie zwrócił uwagi na Heddo, który po raz pierwszy zawiesił na nim wzrok - chociaż normalnie skakałby z radości, to przecież jego najlepsza przyjaciółka może już na zawsze pogrążyć się w śnie! Złapał za plecak, karcąc się w myślach, za ten instynktowny ruch, jednak nie tracił czasu na zostawienie przedmiotu na miejscu, po prostu założył go na plecy i wybiegł na zewnątrz, jednak momentalnie zamarł - coś zaszeleściło w krzakach dokładnie przed nim. Wstrzymał oddech, ale gdy po paru sekundach zauważył wybiegającą spomiędzy gałęzi wiewiórkę, miał ponownie pobiec do namiotu Rue z nadzieją, że jeszcze nie zasnęła i nic jej nie grozi. W tej samej chwili usłyszał za sobą głośny trzask i zgrzyt. Odwrócił się w momencie, jednak mocno wiejący wiatr nie tylko sprowadził ze sobą znajomy smród, ale i sprawił, że oczy zaczęły go szczypać i łzawić, mocno psując widoczność. Zasłonił ręką twarz, ale miał wrażenie, że powietrze prze na niego ze wszystkich stron i aż  p r z e c h o d z i  na  w y l o t.  Mimo tego, że przyłożył mocno dłoń do oczu, nadal powiew sprawiał, że łzawiły. Dopiero, gdy usłyszał ciche wycie, skomlenie i szczekanie, opuścił ramię. Odgłos, i tak brzmiący, jakby dochodził z oddali, ucichł, wiatr ustał, a wszystko spowiła ciemność. Przełknął głośno ślinę, co się właśnie stało? Zupełnie, jakby ktoś zgasił światło, i to dosłownie. Powietrze było tak ciężkie, wilgotne, gęste i gorące, że momentalnie oblał go pot i miał trudności z oddychaniem. Czuł się jak ryba wyrzucona na brzeg. Wszędzie roznosił się odór zgnilizny, fermentacji, krwi, wymiocin, potu oraz Bóg wie jeszcze, czego.
- Halo? - spytał tak cicho, jak tylko mógł chociaż wiedział, że powinien w ogóle się nie odzywać. Jednak jeśli coś tutaj jest, na pewno już zdało sobie sprawę z jego obecności. Wyciągnął ręce przed siebie, szukając znanego już sobie materiału namiotu, jednak nie zastał nic. Może znajduje się od niego trochę dalej, niż zapamiętał? Z odrętwiałymi ze strachu rękoma wyciągniętymi przed siebie stawiał niewielkie kroki do przodu, nawet nie podnosząc stóp do góry - bał się zdobyć a ten ruch. Jednak szybko poczuł, że się potyka i traci równowagę - runął w dół, uderzając mocno o twardą, a jednocześnie miękką z wierzchu powierzchnię. Coś jak upadek na beton, na którym ktoś rozłożył koc. Ale szybko zorientował się, że teraz również coś jest nie tak. Gdy podniósł się na dłoniach, jakby wykonywał pompkę, zrobił to z niezwykłym trudem. Nie dlatego, że siły go opuściły, chociaż tak było. Po prostu przykleił się do gruntu, i to dosłownie. Ukląkł, podnosząc dłonie do góry. Sapał głośno, gdy palcem dotknął wewnętrznej strony prawej - lepka wydzielina, miękka, coś jak glut. Tak, właśnie to jako pierwsze sobie skojarzył - chyba każdy pamięta słynne kolorowe substancje w kubeczkach, które po włożeniu do nich palców wydawały odgłos podobny do pierdzenia? Miał wrażenie, że właśnie trzyma coś takiego w dłoniach. Jęknął przeciągle, ale natychmiast zamilkł, gdy usłyszał szuranie z boku. Powolne, jakby ktoś się czołgał po ziemi. Przeraził się tak bardzo, że chyba na moment stracił przytomność, gdyż zdał sobie sprawę, że leży w bardzo niewygodnej pozycji i kończyny zdążyły mu już zdrętwieć. Odsunął się jednak nagle, padając natychmiast na plecy. Coś zamortyzowało upadek - plecak. Ale nie tym się przejął - czuł czyjś oddech na karku, gdy tak leżał na brzuchu jeszcze parę sekund wcześniej. Nie mógł się ruszyć, zupełnie jak w paraliżu sennym. Cieszył się, że nie chce mu się do toalety, bo natychmiast by popuścił, robiąc w gacie. Słyszał czyiś oddech - równie ciężki, co jego, jednak niezwykle powolny, ciągły, chrypliwy. Znowu usłyszał szuranie - coś się do niego zbliżało. I to coś utrzymywało go w przytomności, chociaż czuł, że mógłby ją już stracić wiele razy. Przebiegły go dreszcze i wydał stłumiony jęk, gdy poczuł dotyk na brzuchu. Jednak rozwarł szeroko oczy, gdy dłoń - tak, to na pewno była dłoń - wsunęła mu się powoli pod koszulkę, gładząc skórę wychudzonymi palcami. Nie wiedział, jak mu się to udało, ale podniósł się na łokciach i cofnął nagle w tył o jakiś metr. W pierwszej chwili pomyślał, że to chory gwałciciel, ale nagle mrok zaczął się przerzedzać i ujrzał to, co zaczęło go wcześniej macać, badając wypukłości i wgłębienia na miejscu żeber. Teraz to już na prawdę by się posrał, gdy w półmroku dostrzegł twarz, zaledwie parę centymetrów od swojej.
http://www.makeuper.pl/zdjecia/makijaz/520x440/kosciotrup/675.jpg
Cofnął się jeszcze bardziej, ba! Odpychał się ramionami i nogami w tył tak szybko i mocno, że poczuł uderzenie w kręgosłupie, gdy natrafił na mokrą ścianę. Dosłownie mokrą, zupełnie, jakby ktoś polał ją wodą. Miał wrażenie, jakby to była glina lub ziemia. Chciał się stąd jak najszybciej wydostać, spoglądał na boki tak nerwowo w poszukiwaniu ucieczki, że gdy spojrzał prosto przed siebie i ujrzał ponownie tą samą, kościstą twarz, śmiejącą się cicho, przywarł do czegoś za nim tak mocno, że aż kawałek nad nim się skruszył i upadł na policzek. 
 - To nie "coś", tylko "ziemia", jak już zdążyłeś się domyślić -  nie do określenia głos rozbrzmiał w jego głowie, a zaraz potem śmiech. Zacisnął palce na tym czymś. Czy to ziemia? Czy oni są pod ziemią?! Zaczął oddychać przez zaciśnięte mimowolnie zęby, powodując ciche świszczenie z każdym wdechem i wydechem. Spanikował, nie wiedząc, czy to sen, czy jawa.
- To nie sen, kutafonie -  zaśmiał się po raz kolejny upiór.  - Och, upiór? Czy to tak nazywasz swojego kochanka na... całą wieczność? -  poczuł, że zaraz zwymiotuje. Zgiął się wpół i poczuł, jak żółć wypływa z jego ust na ziemię po prawej stronie. Nieprzyjemny zapach wzmocnił się choć myślał, że to już niemożliwe. Dreszcze wstrząsnęły całym jego ciałem, oddychał tak ciężko i mocno, że aż krztusił się pozostałością po tortilli. Musi się stąd wydostać, jeszcze raz omiótł wzrokiem wszystko wokół, nie wiedząc, co się dzieje, dlaczego i przez kogo. Chociaż ostatniego się domyślał.
- Spokojnie, stąd nie ma wyjścia. Możesz się przekonać sam, masz dość dużo czasu - cichy chichot wywołał w nim jeszcze większe przerażenie, niż sama myśl, co się właśnie dzieje, z kim i co może się stać. Boże, dlaczego zawsze psychole? W dodatku z samych kości??? Poczuł, że zaraz ponownie zwymiotuje. Stało się, głowa rozbolała go jeszcze bardziej. Spróbował myśleć racjonalnie, skoro to same kości, to przecież spokojnie pokona tego chorego gwałciciela?
- Gwałciciel? O nie nie nie! Ty sam zadecydujesz, kiedy, gdzie i jak - naśladował tok myślenia Akumy, powtarzający się głównie z samych pytań - No, chyba, że potrwa to za długo. Wtedy możesz być nieco rozczarowany. I nie radzę walczyć, z wiekiem nabywa się nie tylko siły, ale i sprawność rozumu. Musisz pozostać przytomny - powiedział, ujmując twarz chłopaka w ( cudem! ) lodowatą dłoń. Strącił ją, nawet nie zdając sobie z tego sprawy. W tej samej chwili odzyskał świadomość. Rue! Przecież ona może spać! Boże, jak mógł zapomnieć?! Spróbował wstać, jednak poślizgnął się i wylądował we własnej zawartości żołądka zwróconej parę chwil temu. Ściągnął plecak, szukając chaotycznie telefonu, wszędzie znów panował całkowity mrok. Jego chaotyczne ruchy na pewno były słyszalne wszędzie, gdyż jego bębenki aż pękały od samego dźwięku szurającego materiału i przerzucanych rzeczy. Serce biło tak mocno, że czuł je aż na samych czubkach włosów.
- To teoretycznie niemożliwe, wiesz? - najwyraźniej ten dupek nie miał zamiaru odpuszczać, zwłaszcza przy tak dobrym humorze. Jego śmiech zdawał się odbijać echem w umyśle chłopaka, w końcu natrafiającego dłonią na telefon - wdzięczny sobie, że go spakował. Ale kiedy?
- Grzebałeś mi w rzeczach? - rzucił, sam nie wiedząc, skąd w nim wściekłość, skoro jeszcze przed chwilą panikował. I dalej panikuje, ale teraz już czuje, że nic mu nie grozi ze strony tego porąbanego szkieletu. Przynajmniej w tej chwili.
- I nie tylko w rzeczach - przed oczyma zobaczył jego czaszkę i coś, jakby figlarne mrugnięcie jednym okiem. Skąd? I jakim cudem? - Nauczę cię tego, jak tylko ci przejdzie - oznajmił pogodnie. Czy ten gość nie maił towarzysza od setek lat? Nim usłyszał odpowiedź, którą zignorował, już ją znał. Bystry chłopak. Zaraz. Czy on to pomyślał, czy to coś właśnie stojące obok? Również wstał, włączając latarkę w telefonie. Światło ledwo przebijało się przez rozległe opary, które zdawały się mieć zielonkawo - żółty kolor. Również wstał, musi się rozejrzeć. Ponownie zawiesił plecak na plecach, już całkowicie zbywając śpiewającego My Heart Will Go On i skupił się na następujących rzeczach : gdzie jest, jak ma stąd wyjść, jak ma dotrzeć do Rue i jak jej pomóc, o ile to jeszcze możliwe.

< Rue? Dlaczego zawsze opowiadania o gwałtach itp. wychodzą mi najdłuższe? ;-; Może jednak nadaję się do erotyków? XD >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz