25 sie 2017

Le Bleuet CD Midas


Kiedy razem z jasnowłosym stanąłem przed budką z biletami, odruchowo od razu zacząłem biegać wzrokiem po cenniku wszelakich atrakcji, których wokół nas było mnóstwo, a na liście wydawało się, że jest ich dwa razy więcej niż obejmuje to mój wzrok. Byłem zagubiony, bo nie znałem nazw połowy atrakcji i... jak zwykle, trudno mi było dokonać wyboru.
- Na co masz ochotę? - zapytał Midas, wybijając mnie z zamyślenia, ale zaraz po jego słowach wróciłem do lustrowania listy. W świadomości czasu, jaki miałem na decyzję, zacząłem się jeszcze bardziej stresować, ale kiedy poczułem na twarzy delikatne muśnięcia dłoni magika, odetchnąłem z ulgą i postanowiłem, że powiem mu, jak sprawa stoi.
- Wiesz... ja... - zacząłem się jąkać – Nie mogę się zdecydować. Tego jest tak dużo – wskazałem na listę i miejsce otaczające nas – Nie mogę wybrać. Połowy nazw nie znam, ale... wszystko wydaje się być fajne i ciekawe – skończyłem na jednym wdechu – Myślę jednak, że dla mnie klasyczna Karuzela w zupełności wystarczy – dodałem, ponownie lustrując listę, ale... było już za późno na zmianę decyzji skrzypka.
- Poproszę bilety na wszystkie atrakcje – powiedział. Zapewne zarówno ja, jak i sprzedawca w budce mieliśmy szczęki osadzone na samej ziemi.
- On chyba oszalał! - pomyślałem i zaraz wkroczyłem do akcji – Midas... to za dużo – upomniałem go szeptem, na co on spojrzał na mnie zalotnym spojrzeniem. Zaraz poczułem falę ciepła na moich policzkach nie tylko dlatego, że spojrzenie złotookiego zupełnie mnie onieśmieliło, ale też z tego powodu, że chciał wydać tyle pieniędzy tylko dlatego, że nie umiałem się zdecydować.
- Czyżbyś zapomniał, kuzynie, że jestem potwornie wręcz bogaty? - zapytał dumnie i puścił mi oczko okiem, będącym poza zasięgiem wzroku sprzedawcy. Spojrzałem na niego zdziwiony, bo... nie wiedziałem, o co mu chodzi. On na ten widok uniósł oczy w górę w błagalnym geście – O niebiosa! Jesteś u mnie z wizytą. Chcę, abyś świetnie się bawił, drogi kuzynie. Pieniędzy mamy w brud. Czemu mimo to chcesz na wszystkim oszczędzać? Oj... wyrośnie z Ciebie straszny skąpiec – westchnął. Zacząłem uważniej go obserwować, bo miałem przeczucie, że coś za bardzo bredzi, ale kiedy dostrzegłem nikły błysk w sakiewce, do której włożył dłoń, od razu połączyłem wszystkie fakty.
- Cwaniak – pomyślałem i uśmiechnąłem się do siebie – Ech... niech Ci będzie – westchnąłem – Za to ja Ci powiem, że z Ciebie JUŻ jest bezmyślny rozrzutnik. Z Twoim sposobem bycia Twoja rodzina już nie będzie miała tyle pieniędzy, co za dawnych czasów – przestrzegłem, podłapując jego grę. On na to tylko wzruszył ramionami, wysypał garść zamienionych w złoto krążków na blat i odebrał cały woreczek papierków, będących zapewne biletami. Już miałem skakać z radości, ale musiałem utrzymać swoją rolę poważnego i skąpego młodego człowieka.
- Trzeba żyć póki można, drogi kuzynie – pomachał mi biletami przed twarzą. Pożegnaliśmy się ze sprzedawcą, który chyba nadal nie za bardzo wiedział, co się przed chwilą wydarzyło, ale to już nie był chyba nasz problem. Gdy trochę odeszliśmy i czułem, że już mogę wypuścić na wierzch swoje ukrywane za maską bogacza uczucia, zacząłem się śmiać. Długowłosy spojrzał na mnie lekko zdziwiony.
- Z czego się tak śmiejesz? - zapytał.
- To było genialne! - odpowiedziałem i spojrzałem na niego cały w skowronkach.
- Heh... - podrapał się po karku lekko zakłopotany – Dziękuję – odpowiedział.
- Choć w sumie... - zastanowiłem się przez chwilkę – Będę się dziwnie czuł z faktem, że za wszystko zapłaciłeś – dodałem. Świadomość tego, że mężczyzna znów po części ratuje mnie z opresji dawała mi dziwne przeczucie, że... nigdy nie będę w stanie odpłacić mu się za to, co dla mnie robi – Nie wiem, jak ja Ci się za to odwdzięczę... - szepnąłem. Tym razem spisując w głowie plany na najbliższe fajne rzeczy, których to ja będę fundatorem... jak na nie zapracuję, oczywiście.
- Nie myśl o tym – nakazał magik – Mamy się razem dobrze bawić. Możliwe, że taka okazja nie zdaży się drugi raz tak szybko. Poza tym... myślę, że zasłużyłeś – dodał pewnym tonem – Bardzo ciężko pracujesz i to widać po całym Tobie. Myślisz, że nie widzę tych podźganych od igieł i pociętych od nożyczek rąk? - zapytał i nie wiem czemu, ale poczułem się jak jakiś oszust. Schowałem ręce do tyłu. To, co mówił złotooki było prawdą. Czasami od długiej pracy zdążały mi się wypadki, ale byłem do tego przyzwyczajony. Na prawdę! Czyż akrobata nie przyzwyczaja się do skręceń i stłuczeń, których nabywa podczas treningów? Czyż treser nie akceptuje swoich blizn od pazurów i siniaków od kopniaków? Trzeba przyjmować wszystko, co przynosi nam nasza pasja. Takie jest życie. Dostajemy dobre i złe wspomnienia. Od nas zależy, jak je potraktujemy – Ed...? - spytał Midas, a ja spojrzałem na niego. Znowu się zamyśliłem. Bardzo często to robiłem. Tyle że... często wyglądałem przy tym bardzo smutno, bo zwykle myślałem o ważnych i nie zbyt wesołych rzeczach, dlatego dawałem ludziom wokół mnie fałszywe świadectwo mojego smutku. Oczywiście, nie świadomie. Patrzyłem na długowłosego z ciekawością. Myślałem, że chciał mi coś powiedzieć. Popatrzył na mnie zasmucony. Znaczy się... znałem go już troszeczkę i wiedziałem, że nie okazuje uczuć tak mocno, jak inni ludzie. Tworzył niesamowity kontrast. Ja już umiałem mniej więcej rozpoznać z jego szczególnej mimiki, co odczuwa, ale ktoś, kto znałby go jeden dzień, uznałby że nie ma uczuć. Tak jak ja uznałem, gdy po długim czasie wpadliśmy w konfrontację niewyjaśnionych uczuć. Oczywiście, nadal był dla mnie zagadką, ale starałem się robić wszystko, by jak najlepiej go poznać i nie krzywdzić go swoim dziecinnym i często samolubnym myśleniem.
- Ja nie jestem obrażony! - powiedziałem desperacko – Zamyśliłem się po prostu... wiem, że się o mnie martwisz – zacząłem się tłumaczyć. Było tak blisko... znów mogłem zepsuć naszą relację – Ja jak myślę to jestem taki... poważny. Ja tak mam. Naprawdę! - zapewniałem. Mężczyzna zaśmiał się pod nosem.
- Spokojnie. Wierzę Ci. Ja... i tak uważam, że powiedziałem to troszkę za ostro. Nie chciałem. Przepraszam – powiedział spokojnym tonem – Po prostu... uważam, że jeżeli nie chcesz zwalniać tempa pracy to... nie zwalniaj również tempa zabawy. Baw się. Wiem, że uwielbiasz to robić, ale próbujesz za wszelką cenę być poważny i dorosły. Nie zmieniaj się, bo... - tu urwał, jakby szukał słowa, które najbardziej pasowałoby do mojej osoby - ... bo taki jesteś idealny – dodał przyciszonym głosem. Od razu poczułem, jak moje serce próbuje wyskoczyć mi z piersi... wyskoczyć prosto w stronę Midasa. To było... to było tak niesamowicie miłe. Jak słyszałem takie słowa o mnie to... od razu płakałem. Nie potrafiłem tego powstrzymać. Sam byłem wobec siebie bardzo krytyczny. Miałem mnóstwo wad, które mogłem zmienić, naprawić i które mi się nie podobały, a on... on mówił o mnie, że jestem idealny, że mam się nie zmieniać. To naprawdę... tak skrajne uczucie. Uczucie smutku z powodu tak silnej własnej samokrytyki, a jednocześnie tak potwornie wielkie uczucie radości i miłości wobec człowieka, który akceptuje Cię takiego, jakim jesteś i na dodatek uważa to za perfekcję w całej swej naturze.
- Och, Midas... - szepnąłem i przytuliłem się do niego. Oparłem wygodnie głowę na jego ramieniu i objąłem go czule w pasie. Zaraz poczułem, jak jedna jego dłoń delikatnie sunie po moich plecach, a druga głaszcze moje włosy. Czułem się w jego objęciach taki bezpieczny i... kochany. Tak, to wspaniałe słowo! Dokładnie tak, jak w objęciach mojej mamy. Serce tak mocno mi biło i miałem wrażenie, że złotooki to czuje, ale i ja coś czułem. Czułem łomotanie jego serca. Też było przyspieszone. Nie byłem sam w swoich uczuciach. Boże... to tak niewiarygodne by z dnia na dzień z najgorszych wrogów stać się najlepszymi przyjaciółmi, na dobre i na złe.
Staliśmy tak chwilę. Ludzie nas mijali i nie zwracali uwagi. Przymknąłem oczy, czerpiąc energię z ciała przyjaciela. Czułem, że baterie mi się ładują. To... naprawdę dziwne uczucie. Czułem podobne, ale nigdy tak silne. Zaraz miałem ochotę bawić się, skakać i śmiać, mimo że przed chwilą płakałem. Może to dlatego, że to nie był płacz smutku?
- To co? Gdzie idziemy najpierw? - szepnął mi do ucha prawie niesłyszalnie. To był tak cudowny szept... po plecach przejechały mi miłe dreszcze. Uśmiechnąłem się lekko do siebie. Midas uwolnił mnie ze swoich objęć. Spojrzałem na niego i pomyślałem chwilę.
- Sam nie wiem... - odpowiedziałem – Może... losujmy z woreczka – zaproponowałem.
- Świetny pomysł – pochwalił mężczyzna – Losuj pierwszy – sięgnąłem dłonią do woreczka z papierkami i pochwyciłem jeden. Jaka była moja radość, kiedy odczytałem atrakcję.
- Karuzela! - powiedziałem radośnie.
- No to w drogę – powiedział Midas i ruszyliśmy na poszukiwania karuzeli.
Nie musieliśmy długo czekać. Wokół niej kręciło się wiele osób, bo była w samym środku cyrku, jak to mają karuzele zazwyczaj. Była pięknie zdobiona i oświetlona setkami kolorowych lampek. W jej wnętrzu było mnóstwo wszelakich zwierząt, lecz i tak najwięcej było koni. Od razu w oczy rzucił mi się ogromny koń zdecydowanie przystosowany dla tych starszych użytkowników. Zaraz obok mnie usiadł Midas, ale nie na koniu, lecz na tygrysie zadziwiająco podobnym do Aurum. Tyle, że nie żywym. Zaśmiałem się.
- Popatrz, jak nam się trafiło – powiedziałem z radością widząc zadowolenie mężczyzny z faktu, że trafił mu się akurat tygrysek. Spojrzałem w górę. Między dachem karuzeli były luki, przez które widać było niebo. Co prawda mniejsze gwiazdy nie były widoczne przez blask karuzeli, ale te większe były dobrze widoczne, a było ich mnóstwo. Karuzela ruszyła unosząc wszystkich pasażerów na grzbietach ich wierzchowców. To była jedna z tych karuzeli, które oprócz obracania się, podnoszą również figurki w górę i w dół, co dawało większe poczucie prawdziwej jazdy. Kolejnym miłym zaskoczeniem był fakt, że wygrywana w tle muzyka nie była tą typową wygrywaną w takich miejscach. Zastąpiła ją muzyka klasyczna w wesołym wydźwięku. Czasami były tak skoczne kawałki, że aż chciałoby się samemu podskakiwać na swoim rumaku. Świetnie się bawiłem! Wiem, wiem... jestem dziecinny, że jara mnie kręcenie się w kółko, ale... samo poczucie się przez chwilę młodszym jest po prostu cudowne. Nie byłem stary, to fakt, ale... każdemu człowiekowi towarzyszy takie samo uczucie o takiej samej sile. Czasami odchylałem głowę do tyłu, by widzieć nocne niebo tak pięknie rozgwieżdżone, a innym razem spoglądałem, jak trzyma się mój towarzysz. Nie bawił się co prawda tak szampańsko, jak ja, ale widziałem, że dla niego to również jest radosne przeżycie. Niby taka zwykła karuzela, a tyle radości.
Zaraz potem wylosowaliśmy jedną ze strzelnic, która była na jakieś prowizoryczne wiatrówki. Mężczyzna na stoisku przywitał nas i zachęcił do spróbowania swoich sił. Ja od razu umyłem ręce. W strzelaniu byłem kiepski. Już prędzej we wrzucaniu czegoś do celu dałbym radę. Długowłosy przejął więc inicjatywę. Sięgnął po broń, ustawił ją sobie należycie między klatką piersiową, a ramieniem i ustawił cel. Chwilę stał nieruchomo. Mężczyzna ze stoiska wydawał się ponaglać go wzrokiem, jednak magik nie był głupi i nie zamierzał odchodzić z pustymi łapkami. Rozległ się pierwszy strzał. Trafiony. Potem znów chwila ciszy. W tamtym momencie naprawdę cieszyłem się, że nie strzelałem. Widok przestraszonego właściciela była bezcenna. Najlepiej wychodzą na tym, aby zarobić, ale nic nie wydać, dlatego jakakolwiek strata się dla nich liczyła, a przynajmniej ten osobnik wydawał się takim typowym, znanym z opowieści oszustem w wesołym miasteczku. No... może nie zaraz oszustem, co po prostu spryciarzem. Oszust podmieniałby kulki, żeby się nie dało trafić. W końcu Midas oddzielił wszystkich czterech poprawnych strzałów.
- Proszę wybrać nagrodę – powiedział troszkę niechętnie mężczyzna, ale nie miałem mu tego za złe. Taka praca.
- Co chcesz? - zwrócił się do mnie złotooki – Wybierz, co podoba Ci się najbardziej – spojrzałem uważnie na wszystkie wywieszone zabawki. Było kilka ogromnych miśków, które zajmowałyby całe łóżko. Nic jednak szczególnie mi się nie spodobało. Podszedłem więc bliżej i dopiero wtedy zobaczyłem jeszcze jeden rządek pluszaków wywieszonych bardzo wysoko. Uśmiechnąłem się od ucha do ucha.
- Ten biały tygrys jest śliczny, prawda? - wskazałem w wybrane miejsce. Obydwaj mężczyźni zaraz tam spojrzeli.
- Tak, istotnie. Dobry wybór – pochwalił Midas z uśmiechem.
- I dobry wzrok – dodał mężczyzna zza lady, taszcząc drabinę, by móc zdjąć tygrysa z wysokiej półki. Na jego słowa obydwoje zaśmialiśmy się.
Gdy już taszczyłem w rękach naszego nowego towarzysza, Midas wylosował kolejną atrakcję. Skrzywił się, gdy przeczytał treść.
- Wizyta u wróżki Melanii – wyrecytował, a ja aż podskoczyłem z radości.
- Super! Uwielbiam przepowiadanie przyszłości – oznajmiłem. Długowłosy spojrzał na mnie krzywo.
- Wierzysz w takie bzdury? - spytał z niedowierzaniem.
- Oczywiście, że nie – zaśmiałem się – Ale to fajna zabawa. Kto wie? Może coś się kiedyś sprawdzi. Każdy jest kowalem. To, co da mu los, może przekształcić w piękne dzieło sztuki, w rzecz użytkową przydatną przez całe życie lub porzucić to bez względu na konsekwencje. Nikt nie ma zapisanego z góry do czego jest stworzony. Najważniejsze jest czynienie dobra, nie? - spytałem, na co mężczyzna pokiwał głową na znak aprobaty – Rozumiem, że ty się nie skusisz? - dopytałem.
- Nie no... nie będę psuł zabawy. W sumie... to może być nawet zabawne – dodał – Nie wiem, jak ty, ale ja jestem głodny. Może przed przepowiedniami, zjemy coś? - zaproponował, na co mój brzuszek sam udzielił odpowiedzi, gdy na moją myśl o jedzeniu wydał przeciągły jęk w formie burczenia.
- Doskonały pomysł! - odpowiedziałem. Skierowaliśmy się więc do najbliższej budki z jedzeniem, którą okazała się budka z kebabem. Oczywiście Midas zamówił dla siebie chyba największego jaki istniał, ja zaś wziąłem tego średniej wielkości i bez mięsa. Byłem ciekawy, jak smakuje.
Zaraz po odebraniu naszych zamówień przenieśliśmy się na obrzeża, gdzie były rozłożone stoliki, ławki i parasole. Nam spokojnie wystarczyła ławka. Rozsiedliśmy się na niej wygodnie i zaczęliśmy pałaszować ciepłe przekąski.
- Chcesz spróbować mojego? - zapytałem robiąc tylko jeden kęs – Bez mięsa, ale jest pyszny. Ma zamiast tego jakieś kulki z kaszy i ryżu. Mniam! - pochwaliłem.
- To ty spróbuj mojego – powiedział Midas, więc zamieniliśmy się na chwilę swoim jedzeniem. Pierwszy kęs jego kebaba był dla mnie jak strzał w ryj. Wziął ostry sos.
- Jaki ostry sos – powiedziałem przełykając. Mężczyzna spojrzał na mnie z przerażeniem – Świetny! - dodałem – Lubię ostre rzeczy – bez skojarzeń, proszę.
- Twój też jest dobry. Niby to nie to samo, ale naprawdę smaczne – pochwalił oddając mi mojego falafela, bo... tak się chyba fachowo nazywał kebab bez mięsa.
Kiedy już zjedliśmy i byliśmy najedzeni, postanowiliśmy chwilę odpocząć. Oparłem się plecami o bok Midasa. Nie wyraził żadnego sprzeciwu. Po chwili objął mnie lekko ramieniem. Tygrys był tak wielki, że okrywał nas, jak kołderka.
- Jak Twoja noga tak w ogóle? - zaczął, a ja przez chwilę myślałem, że moje pyszne papu zaraz się zwróci.
- Dobrze – odpowiedziałem – Ale nadal od czasu do czasu kuśtykam, a co? - mężczyzna się zmieszał i nie wiedział, co odpowiedzieć. Pomyślał chwilę i zaczął.
- Powiedziałeś, że jesteś moim przyjacielem. To znaczy, że i ja jestem Twoim, prawda? - pokiwałem twierdząco głową – Akceptujesz to, że... w każdej chwili przez zupełną nieuwagę mogę zrobić Ci krzywdę. Musisz wiedzieć, że... to naprawdę duża odwaga, dlatego wiedz, że... ja również akceptuję Cię całego ze wszystkim – chwilę myślałem o jego słowach. Nie wiedziałem, do czego były mówione. Spojrzałem na niego ukradkiem i złapałem jego wzrok na moich nogach. Zauważył to i przejechał dłonią po moich włosach – Nie chcę abyś TO ukrywał przede mną. To nie jest żaden powód do wstydu. Chcę, abyś wiedział, że nie będę tego w Tobie wyśmiewał. Szanuję Cię za to, że mimo takiego obrotu sytuacji, nadal chodzisz, pracujesz i żyjesz. Inni na Twoim miejscu padliby i nie wstali, zrezygnowali z życia. Ty to nazwałeś... porzuceniem bez względu na konsekwencje. Ty przekułeś to, co dał Ci los w coś pięknego, wiesz? I... nie wstydź się tego przede mną, dobrze? - spytał z uśmiechem na twarzy. Poczułem napływ smutku i radości jednocześnie. Takie skrajności zawsze wywoływały u mnie łzy, koniec końców. Odetchnąłem ciężko i oparłem się bardziej o ciało długowłosego. Jego ramiona otuliły mnie swoim ciepłem. Byłem kaleką i... w ciągu dnia pracy nie myślałem o tym. Prawda była taka, że... ze złej samooceny nie można wyjść tak łatwo i... dużo osób mówiło mi podobne rzeczy, ale co z tego skoro wszystko może zniszczyć jedno krzywe spojrzenie?

< Midas? Hahaha... co powie Ci wróżka? Chciałeś na Koło Młyńskie to prowadź! Może jeszcze jakiś Dom Strachów i lody tajskie xDDDDDD >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz