16 sie 2017

Rue CD Akuma

Nigdzie go nie było, kompletnie! Cały namiot był pusty, nic pod nim nie leżało, z tym, że nie znalazłam jego plecaka... ale to nie jest dziwne przecież, pewnie nawet go nie zdjął, ale... telefonu tez nigdzie nie było... nosił go w środku? Ale po co by miał gdzieś w taki sposób uciekać? A może ten Mortus tutaj przylazł, a Akuma ruszył za nim? No nie wiem, sam raczej by tego nie zrobił, ostrzegł by mnie chociaż... co nie? Zaczynałam odchodzić od zmysłów. Nawet Heddo wąchał niespokojnie cały teren, ale po chłopaku nie było żadnego śladu... kompletnie! Żadnych śladów butów czy taszczonego ciała... zostawiłby psa? Wątpię, a może chciał, aby bardziej się oswoił z terenem? Albo on sam nie chciał?
- Nie wiem... - powiedział sama do siebie nie wiedząc co robić. Z chorą nogą dużo nie zdziałam, muszę iść po pomoc, tak będzie najlepiej. Właśnie miałam to zamiar zrobić, ale nagle coś poruszyło się w krzakach. Zaszeleściły zbyt mocno jak na wiatr. Ścisnęłam palce na kulach i uważnie się wpatrywałam w zarośla. Czy zaraz wyskoczy z nich zabójca, który zrobił co Akumie? A może to Mortus przybył i po mnie? A może to Akuma?! Heddo zaczął warczeć, to na pewno nie chłopak, a więc co to?
Krzaki coraz bardziej się poruszały, aż wyjrzał z nich czarny łeb o pustych oczach. Za głową pojawiła się reszta ciała, cztery łapy, co oznaczało, że to młody. Nie wykazywał żadnych oznak agresji, tylko się patrzył, wpierw na mnie, a potem na psa, który na niego warczał. To coś zaczęło jakby syczeć, a zwierzę zaczęło szczekać. W ciągu sekundy oboje pobiegli do las.
- Heddo! Wracaj! - krzyknęłam, ale wiedziałam, ze się nie posłucha. Nie reaguje na ludzi, więc jakim  cudem miałby się teraz posłuchać? Zniknęli za krzakami, pies gonił Mortusa, a on spłoszony uciekał w las. W ciemny las, pozbawiony jakiegokolwiek życia. Nie mając większego wyboru ruszyłam za psem, głównie z dwóch powodów: pierwszy, żeby nic mu się nie stało, a drugi, to miałam nadzieje, że stwór zaprowadzi, albo chociaż przybliży mnie do Akumy. Ale to... było trudne. Bardzo trudne.
Próbowałam biec, ale nie umiałam. Było mokro, kula ciągle wsadzała się do ziemi, a ja ją musiałam wyrywać z niej, nogi same mi się plątały (noga) i o mało co sama się nie wywróciłam. A pies już dawno mi zniknął z oczu... zaczęłam nawoływać jego imię, nie myśląc o zagrożeniu ze strony Mortus'ów, musiałam znaleźć tego kundla. Najpierw Akuma, a teraz on? Jeśli chłopak wróci, zabije mnie, jeśli nie znajdę psa; może nie dosłownie, ale ja sama będę się głupio czuła, jeśli coś mu się stanie, a ja nie będę mogła nic na to poradzić. Zrobiło się kompletnie ciemno, nic nie widziałam i nawet wzrok przyzwyczajony do ciemności w niczym mi nie pomagał. Jedyne co widziałam, to rysy drzew oddalonym ode mnie jakieś dwa metry. Cudnie.
- Nigdy go nie znajdę - westchnęłam przystając i opierając się o pień drzewa. Byłam zmęczona, ręce mnie bolały od ciągłego trzymania, ciągnięcia, i nie wiadomo czego jeszcze, tych kuli, a noga od tego, że za często się na niej podpierałam. Tej w gipsie już nie czułam, tak jakby ją amputowali, ale prawda była taka, że na niej też czasem musiałam się oprzeć.
W lesie siedziałam już jakiś kwadrans i tym razem próbowałam odnaleźć drogę do cyrku, może Heddo sam wróci? Ja nie mam szans z naturą w nocy, jeśli zaraz nie wrócę, złapie i zagryzie jakiś Mortus. Co tu się w ogóle dzieje?! I nagle usłyszałam grzmot, a niebo na sekundę rozjaśniło się. Burza przybyła znikąd, tak samo deszcz. Lunęło gwałtownie, mocno. Cofnęłam się parę kroków do tyłu, kiedy w błysku burzy zauważyłam przede mną tego stwora. Nim zdążyłam wyobrazić sobie co ze mną robi, potknęłam się o coś wystającego i runęłam do tyłu. Zaczęłam się turlać po błocie gubiąc po drodze kule i nie mogąc się zatrzymać. Zamknęłam oczy i usta, aby nic mi nie wpadło do środka, ale to nie było ważne. Długo się staczałam po wzgórzu co jakiś czas zahaczając o kamień, gałąź lub małe drzewka.
I nagle zaczęłam spadać, tak jak samobójca spada z klifu. Długo, powoli, ale na końcu jest boleśnie. Kiedy zetknęłam się z ziemią krzyknęłam całym gardłem. Ból chorej nogi przeszył całe moje ciało. Leżałam na niej i jedynie się przyturlałam na bok i łapiąc ziemię w rękach zacisnęłam palce krzycząc. Ból nie był to opisania, tak jakby ktoś zdarł ze mnie skórę żywcem, a potem wsadził całą nogę do rozżarzonego węgla. Po mnie, amputują mi nogę! Lekarz sam powiedział, że jeśli coś jej się stanie, to koniec. Nie naprawią jej po raz kolejny, a ja będę łaziła bez nogi. Zaczęłam płakać z tego powodu, jak i z bólu, który przeszedł na całe ciało. Plecy, brzuch na których upadłam, miejsce, w które uderzyłam o coś, głowa... wszystko! Czułam, jak po prostu płonę w ogniu bólu.
Leżałam tak długi czas płacząc i co jakiś czas krzycząc, aż to się przerodziło w jęki i stękanie z bólu. Nie mogłam się poruszyć, bo całe ciało odmawiało posłuszeństwa, a wszelki ruch nogą można porównać do zetknięcia się z piłą motorową. Nic nie widziałam przed łzy w oczach, jak i ogarniającą mnie ciemność. Dosłownie nic, kompletnie. Tak jakbym znalazła się w czarnej du*ie. I po części tak było. Najpierw byłam w lesie, stamtąd stoczyłam się pagórkiem w dół i wpadłam do jakiegoś dołu, albo zleciałam z jakiegoś urwiska. Jakim cudem żyje? Los mnie nienawidzi, a Bóg oddał w ręce Diabła, którego to wszystko bawi.
~ Mamy nową koleżankę? - usłyszałam jakiś głos w mojej głowie. Zamilkłam na chwilę próbując zlokalizować głos, ale nic nie zauważyłam w tej ciemności. Może zaczynam doszczętnie wariować? A jeśli tak? Po mnie. Zginę tutaj i koniec. ~ Ale z ciebie pesymistka - znowu te głos. Próbowałam podnieść głowę, ale na nic. Ponad to to i tak by nic nie dało, byłam bezradna. ~ Wyglądasz jak siedem nieszczęść, nawet gorzej!
- Pokaż się - mój głos był słaby i ochrypły od krzyków, jakby wypowiedział to ktoś ze starego radia, które zaczyna się psuć. Po chwili ciemność zniknęła, wokół mnie pojawiły się małe płomyczki. Przypominały błędne ogniki, małe niebieskie płomienie w powietrzu... A przede mną wysoka czarna postać w pelerynie i kapturze. Ogień rozjaśnił mi tego czegoś twarz, a ja się przeraziłam. Znowu krzyknęłam, tym razem ze strachu. Przypominał nie tylko kościotrupa, ale i samą śmierć! Podleciał do mnie, a ja zamilkłam i zaczęłam płakać ze strachu. Zacisnęłam powieki mając nadzieję, że to tylko sen. Zły koszmar, z którego się wybudzę. znowu będę w swoim namiocie z Miką obok, ze śmierdzącym oddechem pa nade mną, a na krześle będzie siedział mój przyjaciel.
~ To nie sen złociutka - poczułam jego zimny dotyk, dotyk trupa. Chude kości dotknęła mojego ramienia, a potem policzka. ~ Czy jestem aż tak przerażający? - zaśmiał się. Nie otworzyłam oczy, nie chciałam go widzieć. Nie mogę się poruszyć, nie mam jak uciec, wstać, bronić się...
- Zostaw mnie - mój głos się nie zmienił, chociaż brzmiał bardziej piskliwie. Próbowałam odtrącić jego dłoń, palce miałam wbite w ziemie, nie mogłam nimi poruszyć. Z moich oczu leciały łzy.
~ Chce ci tylko pomóc - miał chłodny głos, a jego powiew czułam na swojej twarzy. Słysząc jego słowa lekko otworzyłam oczy. ~ Kaleki są dość ciekawe, ale trupy już nie... najlepiej jest z tymi żywymi, taka mi się na nic nie przyda - przełknęłam głośno ślinę. Kaleka, trup, żywy... na co mam mu się przydać?! ~ Wiesz, ostatnio nie miałem tutaj żadnych gości - zaraz... on mi czyta w mózgu?! ~ A owszem - otworzyłam szeroko oczy. Siedział obok mnie i trzymał za ramię, jakbym zaraz miała mu zwiać. Szkoda, ze nawet poruszyć się nie mogę, teraz nawet ze strachu. Przestałam płakać, muszę być twarda.
- Szukam swojego przyjaciela - tym razem brzmiałam mocniej, ale to nie oznacza, że jak ja. Mój głos dalej pochodził jakby z oddali, albo uszkodziłam sobie uszy. On i tak do mnie mówi w myślach.
~ Przyjaciela powiadasz - zaczął wędrować zimnym palcem po moich plecach, poczułam ciarki. Niech przestanie! ~ Wziąłem sobie tutaj jakiegoś przyjaciela. Wysoki o ciemnych włosach. Śliczniusi, aż mam na niego ochotę - dotknął moich pośladków, a ja raptownie miałam ochotę zwymiotować. Ale czym? Mój żołądek jest pusty, chyba zrzygam się organami wewnętrznymi, tylko to mam w środku. W końcu jednak mogłam podnieść rękę, wyjęłam palce razem z ziemią i odtrąciłam jego rękę. Ten jednak mnie za nią złapał i dalej robił co chciał. ~ Nie bądź zazdrosna, dla ciebie miejsce też się znajdzie - przybliżył swoją twarz do mojej, aż poczułam oddech martwego i zgniłego ciała. Naprawdę zaraz zwrócę wątrobę albo śledzionę, ohyda!
- Akuma... gdzie on jest? - powiedziałam zamykając oczy i czując jego palce na chorej nodze. Kiedy trafił na kolano zaczęłam krzyczeć. - To boli! - cofnął rękę i wstał. Otworzyłam oczy, mierzył mnie martwych spojrzeniem.
~ Akuma... ładnie się nazywa - westchnął.
- Gdzie on jest?
~ A ty? Jak się nazywasz? - powtórzyłam swoje pytanie ignorując jego, ale zagroził, że jeśli się nie przedstawię zostawi mnie tu jak leżę i nie zobaczę nigdy swojego przyjaciela. Odpowiedziałam mu. ~ Też ładnie - na jego twarzy pojawiło się coś w rodzaju uśmiechu, martwego i krzywego. ~ A co do twojego przyjaciela, to raczej go nie zobaczysz. Ty się nawet nie ruszasz - i zaczął się śmiać. Głośno i wyraźnie. Zniżyłam wzrok i zacisnęłam powieki. Miał rację, ja się nawet nie ruszę, a jeśli jakimś cudem przeżyje, amputują mi nogę, może nawet obydwie. Do końca życie zostanę kaleką, a myśl, że nie udało mi się uratować przyjaciela zabije mnie prędzej czy później. Znowu zaczęłam płakać. To coś zamilkło i spojrzało na mnie. ~ Znowu płaczesz? - westchnął zirytowany? ~ Wiesz co? Mam dla ciebie ofertę, na którą nie możesz się nie zgodzisz - otworzyłam oczy. Ofertę? Będzie źle, czuje, to nic dobrego. Będzie źle... ~ Jeśli uważasz, że odnalezienie przyjaciela to coś złego, to ja się wycofuje - uniósł ręce do góry przy twarzy (bo to była chyba twarz) w geście obronnym. Chciałam wstać, ale ciało dalej odmawiało mi posłuszeństwa.
- Czekaj! - zachrypłam. Zaczęłam kaszleć. To coś stanęło i pojawiło się obok mnie. Ogniki zniknęły, pozostał tylko jeden, najmniejszy między nami. - Jaka to oferta? - musiałam wiedzieć. Jeśli mam zginąć, chce ostatni raz zobaczyć się z chłopakiem i wiedzieć, że nic mu nie jest.
~ Wyleczę cię, nawet nogę w gipsie, będziesz niczym zdrowy chłop na roli i zaprowadzę do przyjaciela, jeśli to ten chłopak. No i MOŻE wypuszczę jak mi się znudzicie - powiedział, a ja go słuchałam. Nie miałam wyboru.
- Za co? - zapytałam kiedy milczał dość długą chwilę. W świetle jednego błędnego ogniska jego uśmiech był jeszcze bardziej przerażający niż on sam.
~ Za twoje wspomnienia.

<Akuma? Rzeczywiście nadajemy się do horrorów xd>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz