1 sie 2017

Helsing CD Shavile

Powiodłem wzrokiem za oddalającą się pospiesznie dziewczyną, najeżony o to, że obarczyła mnie płaceniem za wspólne zakupy. Zważywszy na to, że to ja chciałem ją tym obarczyć. Starałem się wyczaić, dlaczego zdecydowała mnie tak nagle opuścić, jednak nic nie zwróciło mojej szczególnej uwagi. Może oprócz ochroniarza omiatającego cały sklep przerażającym spojrzeniem.
Wyszedłem z zakupami na ulicę i zacząłem rozglądać się za Shavile. Zajęło mi to sporą chwilę, ale w końcu zauważyłem małą, skuloną postać w najciemniejszym zaułku, jaki tylko mogła wybrać.
- Shavile, ty wstrętna babo, czemu uciek... - zacząłem tyradę, jednak natychmiast zamilkłem, widząc stan dziewczyny po podejściu bliżej. Brunetka chowała głowę w ramionach, którymi obejmowała swoje nogi.
Odłożyłem siatki z jedzeniem na bok i usiadłem przed nią na chodniku.
- Hej - odezwałem się. - Co się dzieje?
Dziewczyna natychmiast poderwała głowę i spojrzała na mnie rozkojarzonym wzrokiem. Wyglądała niedobrze. Nie miałem pojęcia, co mogło się stać, ale jej zachowanie było alarmujące.
Shavile, słysząc mój głos, podniosła gwałtownie głowę. Przez chwilę wpatrywała się we mnie z szeroko otwartymi oczami. Po kilku sekundach najwyraźniej się otrząsnęła, ale nie rozwiało to moich zmartwień, ponieważ pierwsze co zdecydowała się zrobić, to rozejrzeć się niepewnie na wszystkie strony, zanim skupiła uwagę na mojej osobie.
- Wszystko w porządku, możemy iść - powiedziała, uśmiechając się szeroko i tak sztucznie, że aż się skrzywiłem.
- Co się stało? - zapytałem.
- Mówię, że nic się nie stało - obstawała przy swoim Shavile.
Wstałem bez słowa i podałem jej dłoń, by pomóc jej się podnieść. Złapała ją niepewnie i stanęła na nogi. Nie umknęło mojej uwadze, że ledwo się na nich trzymała; trzęsły się niemiłosiernie. Nie miałem pojęcia dlaczego. Objąłem ją ręką w pasie i przyciągnąłem lekko do siebie, na wypadek gdyby miała zamiar mdleć. W drugą rękę wziąłem torbę z zakupami.
- Wracamy do cyrku - oznajmiłem, ruszając z nią w stronę z której przyszliśmy. Po kilku krokach, gdy opuściliśmy w miarę bezludny obszar, w jakim się znajdowaliśmy i gdy wyszliśmy z powrotem na główną ulicę, Shavile wbiła pięty w ziemię i zatrzymała się. Z przerażeniem wpatrywała się w tłum ludzi okupujący całą arterię.
- Hmm? - mruknąłem głosem wahającym się między zmartwieniem a irytacją. Niepokoiło mnie zachowanie towarzyszki i zaczynałem się już denerwować. - Shavile, ogarniamy się już. Jestem głodny i nie piłem jeszcze kawy. Bez kawy nie jestem takim przyjemniaczkiem.
Brunetka przycisnęła się bliżej do moich żeber, odwracając wzrok od ludzi przed sobą. Zrezygnowałem z dalszych pytań i postanowiłem po prostu jak najszybciej ją stąd zabrać.
Po tym, jak pokonaliśmy główną ulicę i zaczęliśmy oddalać się od zabudowań, Shavile zaczęła powoli wracać do siebie. Szczerze mówiąc, odetchnąłem wtedy z ulgą. Ale nie męczyłem jej pytaniami o samopoczucie zbyt wcześnie.
Po powrocie na teren Cyrku skierowałem się wraz z dziewczyną do swojego namiotu. Nie odzywając się dużo, zgarnąłem kilka rzeczy - ściślej, czajnik elektryczny, dwa kubki i puszkę z kawą - które włożyłem do torby na zakupy i zaprowadziłem ciemnowłosą do jej namiotu.
- Po co ci te rzeczy...? - spytała, zerkając na przedmioty zalegające razem z zakupami w torbie.
- Będziemy siedzieć u ciebie, bo u mnie jest syf i malaria, a ty jesteś dziewczyną i jesteś zbyt wrażliwa na takie warunki - powiedziałem trochę zbyt poważnym tonem.
Gdy weszliśmy do jej "mieszkania", odłożyłem zakupy na jej łóżko, wziąłem czajnik i skierowałem się do wyjścia.
- Rozpakujesz zakupy? Pójdę po wodę - powiedziałem, przekraczając próg i poszedłem do łaźni, ponieważ była najbliżej. Wróciłem po niecałych dwóch minutach i podłączyłem urządzenie do przedłużacza, który przeciągnięty był po podłodze.
- Pijesz kawę? - spytałem, ustawiając dwa kubki na stoliku i otwierając puszkę z kawą.
- Mogę - odparła.
Po kilku minutach w kubkach - jeden otoczony komiksowymi, wyszczerzonymi zwierzątkami gospodarskimi, drugi przyozdobiony napisem "Warsaw" - znajdował się już ciepły, pachnący napój. Wyjąłem spomiędzy zakupów ciastka i otworzyłem, biorąc jedno od razu do ust. Podałem Shavile kubek z Warszawą i usiadłem obok niej.
- Wiesz, że wyglądałaś, jakby dopadły cię co najmniej stany lękowe? - odezwałem się, wpatrując się w nią intensywnie.
- Mh. Na pewno przesadzasz - mruknęła w odpowiedzi, wbijając wzrok w swój kubek.
- Mogę spytać co takiego się stało?
Zamiast odpowiedzieć, wzięła łyk ciepłej kawy.
- To przez ludzi? - zapytałem, przypomniawszy sobie o dzikich tłumach, które panowały w mieście. Racja, to mogło nie być zbyt przyjemne. Byłem w stanie zrozumieć problem, choć osobiście dla mnie nie był on aż tak nieprzyjemny. W końcu, jeśli jest się wyższym niemal o głowę od większości ludzi, to rzeczy takie jak tłum nie przerażają aż tak bardzo.

< Shavile // miałam ochotę na kawę, jak to pisałam, więc tak wyszło, że wracamy do domowego zacisza ;v; >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz