28 sie 2017

Od Aeroce

(„Teraz tylko finałowy skok.” – I)
Odbiłam się na koniec zgrabnie dolnymi kończynami, wybijając się do góry i robiąc zwinne salto. Emocje buzowały, jak zwykle zresztą. Włosy, choć krótkie, zostały odgarnięte do tyłu podczas obrotu, lecz pomimo tego koniec końców skutecznie zasłoniły moją twarz. Kierując się do ziemi za sprawą grawitacji, już słyszałam westchnięcia przerażenia, które notorycznie przy tej figurze się pojawiały, ale już przyzwyczaiłam się do nich, ciągle nasłuchując coraz to nowszych komentarzy. Nagle wypięłam gwałtownie nogi do dołu, łapiąc się prawą ręką w ostatnim momencie obręczy, wykonując przy okazji mocny zamach w bok, po czym zawisnęłam na dłoni, która kurczowo trzymała się przedmiotu. Nie chciałam w końcu upaść z tych paru dobrych metrów, narażając się na kontuzję. Muzyka ucichła, a światła reflektorów biły po oczach między szparami pasemek, lecz i to przerodziło się w dumę. Bujałam się jeszcze przez chwilę lekko przez impulsywny ruch, ciągle nieruchoma, by trochę podsycić jeszcze emocje widowni. Po chwili rekwizyt opadał stopniowo po linie, a wraz z nim moje ciało. W końcu, nie wytrzymałabym jeszcze długo. Gdy moje nagie stopy zetknęły się z zimnym podłożem, przeszył mnie przyjemny dreszczyk. Natomiast gdy byłam już stabilna, puściłam się, odgarnęłam z twarzy włosy i odwróciłam się w stronę publiczności. Aplauz wzrósł, mimo że były prawdopodobnie niezadowolone osoby. Ręka mi odpadała, ale byłam szczęśliwa. Uśmiechnęłam się szeroko na myśl, że znowu mi się udało, po czym ukłoniłam się lekko, powiewając swoimi włosami do tyłu. Ominęłam obręcz, machając - już lewą ręką -wesoło do widowni, po czym zeszłam ze „sceny”, wchodząc w głąb korytarza. Ernest i Robin, pracownicy, w tym czasie popędzili na nią, by szybko zdjąć aktualne rekwizyty oraz przygotować sprawnie inne na kolejny pokaz. Uwielbiałam to miejsce, całym moim sercem. Wchodząc do głównego pomieszczenia, widać było wiele przygotowujących się osób, którzy tworzyli swego rodzaju tłum i hałas.
- I jak Ci poszło? – Spytała serdecznie jedna z treserek zwierząt, zwalniając ze stworzeniami.
- Ja jestem zadowolona. – Uśmiechnęłam się ciepło. – Powodzenia. – Dodałam.
- Dzięki. – Rzuciła, po czym zaczęła kierować się na scenę wraz ze zwierzakami na smyczy.
Szybko podeszłam do miejsca, gdzie zostawiłam swoje rzeczy, po czym szybko je zabrałam i skierowałam się do przebieralni.
♮♮♮♮♮
Po udanym spektaklu wszyscy porozchodzili się do siebie. Postanowiłam, że zostanę do końca, ponieważ dzisiaj przyszło wyjątkowo dużo ludzi. Nie pożałowałam. Szybko jednak większość ludzi opanowało zmęczenie i wspólną decyzją było pójście do swoich namiotów. Spoglądałam na równie rozchodzących się widzów. Większość miała na swoich ustach wyrysowany uśmiech, na co odruchowo i moje kąciki ust powędrowały do góry. Uczucie, że się kogoś uszczęśliwiło jest świetne. Zgarnęłam jeszcze z twarzy kosmyk włosów ręką, w której trzymałam kostium, po czym płynnym krokiem ponownie zaczęłam kierować się w swoją stronę, dostrzegając w oddali swój namiot. Trawa kołysała się lekko na boki wraz z moimi włosami przez wyrazisty, lecz subtelny wiaterek. Spojrzałam ku niebu, orientując się, że chyba pierwszy raz od tygodnia nie pada, co jak to w Londynie, nie jest nowością. Chmury szybko rozproszyły się po nocnym niebie, dając upust migoczącym gwiazdom i pulsującemu księżycowi, który w przepiękny sposób odbijał ich blask. Wśród różnych konstelacji zdołałam dostrzec między innymi wielką niedźwiedzicę, dwa wozy, a nawet małego lwa. Zawsze fascynował mnie tamten świat, to, że był inny i zawsze zaskakiwał. Z błąkania myślami po niebie zbił mnie nagły nacisk na klatkę piersiową. Odruchowo zeszłam na ziemię, spoglądając do przodu. Jak zwykle wpadam na niewinnych ludzi w nieodpowiednim momencie. O ile może być jakikolwiek odpowiedni. Ja to mam oko… Czując swego rodzaju zażenowanie, szybko starałam się je obrócić w żart.
- Wybacz. - zaczęłam, zaciskając zęby. - Dwa wozy i wielka niedźwiedzica skutecznie zamgliły mi drogę. – Uśmiechnęłam się w końcu, łapiąc się prawą ręką z tyłu za szyję, którą chwilę później opuściłam.

<Ktoś?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz