21 lip 2018

Akuma CD Mefoda

Spojrzałem na niego, bo o to prosił. Jego słowa trafiały do mnie bardzo mocno, poruszały coś głęboko we mnie. Nie wiem, co to było, ale cóż, zadziałało. Byłem mu wdzięczny za to, co dla mnie robi, za to, że mimo naszej krótkiej znajomości, okazuje się takim wspaniałym przyjacielem i wspiera mnie, nawet nie wiedząc, o co chodzi. To naprawdę rzadkie u ludzi i cieszę się, że spotkałem akurat niego. Zamrugałem parokrotnie, by nie zauważył tego, iż prawie płakałem ze wzruszenia, smutku i wszystkiego innego.
- Dziękuję - odpowiedziałem w końcu, po paru sekundach ciszy. Nie byłem w stanie powiedzieć nic więcej, głównie przez fakt, iż gardło ściskało mi się od łez. Jednak też i przez to, że co ja mogłem powiedzieć? Dziękuję, że jesteś teraz przy mnie jako jedyna osoba, że jako jedyny nie dajesz m i teraz kopniaka w dupę i nie pozwalasz upaść? Jeszcze bardziej by się przejął, jeszcze bardziej chciałby drążyć temat. Swoją drogą, byłem mu naprawdę wdzięczny za to, iż postanowił nie naciskać i zadecydować mi o tym, kiedy powiem mu o swoich problemach. O ile to zrobię. Jednak, naprawdę poczułem się tak, jakbym mógł mu zaufać. Na świecie jednak pełno kłamców, niespełnionych obietnic, więc muszę się wstrzymać z decyzją jeszcze na długo. Uśmiechnąłem się lekko, czując się nagle niezwykle lekko i swobodnie. No bo, hej, w końcu nie jestem już sam! Cóż, a przynajmniej tak mi wmówiono...
 Jak łatwo tobą manipulować, no proszę.
Spie*dalaj.
Będziesz przez niego cierpiał, nie widzisz tego?
Nie, najwidoczniej nie widzę. Ponadto ty lubisz przecież, jak cierpię, prawda?
Prawda. Ale pamiętaj, będziesz sam na zawsze. Już jesteś sam i nic tego nie zmieni, a zwłaszcza on, chłopak, którego znasz parę dni i już uznajesz za najlepszego przyjaciela. Jesteś śmieszny, wiesz? Bardzo śmieszny, i żałosny. Nikt nie zastąpi ci osób z przeszłości, nikt nie zastąpi Rue, nikt już ciebie nie zechce, bo się zmieniłeś i to nie na lepsze. Jesteś zwykłym śmieciem, tyle w temacie, Akuma. Pamiętaj o tym.
No i tyle w temacie. Pozamiatane. Ciekawe co by było, gdyby była tutaj Rue... Na pewno by się przeraziła na mój widok. O ile w ogóle by mnie poznała. Poczułem wewnętrzny ból tak silny, że nim zdążyłem się zorientować co się dzieje, pojedyncza łza spłynęła po moim policzku. Z szeroko otwartymi oczami ją starłem. Boże, co on sobie teraz o mnie pomyśli?!
- Hej, nie płacz. Będzie dobrze - zapewnił mnie, łapiąc moje obie dłonie i zamykając w swoich. Zszokowany spojrzałem na niego, co on odwala? Zachowuje się trochę dziwnie. Nie, nie trochę, nawet bardzo. Czy on jest gejem? O mój Boże, jeśli tak, to mam przerąbane.
 Nie, nie masz. Nie ma człowieka, który mógłby się zakochać w kimś takim jak ty.
Och, no tak. Zapomniałem. Ponownie zatęskniłem za Rue, ona by mnie zrozumiała. Wsparła, otarła łzy, pocieszyła, pomogła mi. Ale teraz siedzi przede mną ledwo znany mi chłopak, który właśnie to robi. Wspiera mnie i pomaga mi. Chociaż czułem się nieswojo przez gest, który uczynił - dalej trzyma moje dłonie! - to spojrzałem na niego i znowu uśmiechnąłem się lekko, podczas gdy kolejna łza spłynęła z tego samego oka. Lewego. Nie wiem, czy to ma jakiś sens, ale zwykle to od niego zaczyna się mój płacz. Boże, gościu, jesteś taki beznadziejny... Jesteś już taki stary, a wciąż beczysz jak małe dziecko...
- Dziękuję, to wiele dla mnie znaczy - odezwałem się w końcu, spoglądając na nasze dłonie. Mefoda chyba zrozumiał i mnie puścił, cofając swoje ręce i kładąc je na swoich kolanach. Super, teraz to ma on już pewność, że jestem zdrowo popie*dolony i coś jest nie tak. Ale ja jestem głupi, no nie wierzę.
< Mefoda? Bhuahuahua, zrobiłam z ciebie geja jeszcze bardziej ahaha >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz