21 lip 2018

Akuma CD Mefoda

Znowu jedzenie. Temat; jedzenie. Czynność; jedzenie. Miejsce; jedzenie. Czas; jedzenie. Skład powietrza, którym oddychamy; JE*ANE JEDZENIE, BO KU*WA INNYCH TEMATÓW DO ROZMOWY NIE MA. Co on ma z tym, żeby tylko o jednym gadać? Nie widzi, że nie lubię tego tematu? I musi go jeszcze drążyć? Naprawdę go polubiłem, ale potrafi w jednej chwili wszystko zepsuć, a czułem się już tak dobrze. Tak, porozmawiajmy o jedzeniu. Co chcę powiedzieć w tym temacie? ŻE MAM JE*ANE WYRZUTY SUMIENIA ZA TO, ŻE ZJADŁEM KANAPKĘ. Jestem za gruby, żeby jeść i on dobrze o tym wie! Nie widać tego tłuszczu? Nie widać tego, jak bardzo się spasłem przez ostatnie tygodnie? Gościu, przejrzyj na oczy, i dopiero wtedy zaczynaj do mnie mówić! W pewnej chwili wpadłem na plan. Iście dobry plan. Łazienka. Kibel. Wymioty. Teraz.
- Sorry, muszę do toalety. Zaraz przyjdę - oznajmiłem, zaraz po tym, jak odpowiedziałem na jego wypowiedź. Gówno prawda. Nie kiedyś, a  n i g d y. Nigdy nie pójdę z tobą na takie jedzenie, Mefoda, nawet na to nie licz. Lubię cię, gościu, ale nie to, co sprowadzisz na mnie takim postępowaniem. On tylko kiwnął głową na znak zgody i zrozumienia. Wstałem, spojrzałem na zegar wiszący na ścianie. 16;32. Mam jakoś pięć minut, nie więcej, żeby nie wzbudzać podejrzeń. Złapałem jeszcze za kubek kawy i wypiłem dwa duże łyki, żeby jednocześnie nie wzbudzać podejrzeń i żeby było mi łatwiej pozbyć się tego wszystkiego z siebie. Przykro mi, kawo. Musiałem cię poświęcić. Przeszedłem niby luźnym krokiem pomiędzy stolikami, krzesłami i kanapami, by w końcu dostać się do upragnionej toalety. Oczywiście moim oczom ukazały się pisuary, ale i normalne kabiny. Ciekawe, jak dziwnie będzie wyglądać to, że właśnie idę do jednej z nich, zamiast korzystać z tradycyjnego rozwiązania. Szybko wszedłem do niej, na szczęście wszystko wyglądało schludnie i czysto. Tak naprawdę, to chyba przed chwilą nawet tu sprzątali, gdyż nawet podłoga, dosłownie, lśniła. Upewniłem się, że zamknąłem drzwi na klucz, po czym uklęknąłem przed sedesem i... zrobiłem to. Ponieważ miałem już wprawę, wiedziałem już co zrobić, gdy chciało mi się kaszleć. Wiedziałem co zrobić, żeby być cicho. Za siódmym razem gardło już poważnie zaczęło mnie boleć. Ostatnio zbyt często się do tego przykładam... Jednak szybko przypomniałem sobie, że zjadłem "trochę" tej kanapki, a jak na razie nie wygląda na to, bym wszystko już zwrócił. A więc, znowu wepchałem dwa palce od gardła, ignorując fakt, iż oczy okropnie mi łzawiły, a nos domagał się wysmarkania ( jak zresztą i za każdym razem, gdy to robiłem ). Po jakichś pięciu razach już nie miałem w sobie prawie nic. Cóż, powinienem już iść. Wytarłem dłonie i twarz w papier toaletowy, wrzuciłem go do kibla i spłukałem wodę. Wyszedłem z kabiny, po czym podszedłem do umywalki, zacząłem myć dłonie mydłem, po czym i całą twarz. Wypłukałem usta parę razy, czułem się już o wiele lepiej. Jakbym pozbył się z siebie trucizny, a nie jedzenia.
To zatruwa ciebie, idioto. To jest trucizna.
Wiem. Ale taka dobra trucizna, która pozwala mi żyć.
I być nikim. Chcesz być nikim?
Już jestem.
Wiem.
Ja też. Czasem ten głos doprowadza mnie do szału, ale co zrobić, skoro wiem, że mówi prawdę? Czasem sę z nim kłócę, ale łatwo się domyślić, kto wygrywa walkę.
< Mefoda? >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz