15 lip 2018

Husky CD Smiley

Husky

Kopyta Boni stukały dźwięcznie po asfalcie. Tutaj nie było mowy o zauważeniu śladów kół, czy znalezieniu innych tropów. Póki co podróżowaliśmy główną drogą nie napotykając jak narazie na żaden boczny zakręt. Rozglądałem się uważnie. Zmusiłem moje narządy zmysłów do ciężkiej pracy, nasłuchiwałem każdego, najmniejszego nawet  dźwięku. Nie było to łatwe z racji na szum deszczu. Miałem jednak nadzieję, że pośród tych szmerów usłyszę gdzieś z oddali krzyk Smiley.
Choć z drugiej strony wcale tego nie chciałem.
Wciąż musiałem opróżniać moje myśli z masakrycznych widoków rodem z horrorów, z biedną Smiley w roli głównej. 
Nagle poczułem jak klacz zwalnia po czym zatrzymuje się na środku drogi.
- Co jest mała? -spytałem rozglądając się wokół.
Boni zarżała wskazując łbem na boczną ścieżkę. Musiałem zdecydować którędy jechać.
Z jednej strony takich odnóg od głównej drugi możemy napotkać jeszcze setki, nie mówiąc o tym, że one same rozdzielały się potem na kolejne i kolejne ścieżki. Nie było sposobu na sprawdzenie każdej z nich jeśli chciałem odnaleźć dziewczynę żywą.
Z drugiej strony nie mogę wciąż podążać tą asfaltówką. Psychol gdzieś jednak musiał skręcić.
- Raz kozie śmierć -burknąłem i skierowałem klacz w głąb lasu.

***

Czułem, że popełniłem błąd. Galopowałem na Boni już pół godziny a wokół nas wciąż nie było niczego prócz drzew. Już miałem zwracać gdy w oddali zauważyłem palące się światła.
Dom był niewielki, w miarę ładny, choć brudnobiałym ścianom przydałoby się odmalowanie. Tuż przed płotem otaczającym posesję zsiadłem z klaczy i podszedłem do drzwi.
Puk puk
W oczekiwaniu na otwarcie układałem w głowie formułkę, którą przygotowałem na wszelki wypadek.
- Tak? -zza drzwi wychylił się szatyn o niezbyt przyjaznym wyrazie twarzy.
- Potrzebuję pieniędzy -wypaliłem zdesperowany
Facet spojrzał na mnie jak na wariata.
- Czy wyglądam ci na Caritas? -prychnął- Idź żebrać gdzie indziej!
Już miał zatrzasnąć mi drzwi przed nosem ale w ostatniej chwili wsadziłem pomiędzy nie stopę.
- Proszę mnie wysłuchać -starałem się brzmieć jak człowiek, któremu życie się właśnie wali- Sprzedam panu konia, cokolwiek -zacząłem macać kieszenie w poszukiwaniu cennych przedmiotów ale ze sobą miałem tylko dwa noże.
Nie wyciągnąłem ich oczywiście.
- Słuchaj gówniarzu -warknął- zabieraj tę nogę albo zaraz ją stracisz...
 - Co się dzieje? -zza mężczyzny wychyliła się wystrojona kobieta z ciężarnym brzuchem.
- Nic, temu chłopcu coś się pomyliło -mruknął i zamknął drzwi.
Stałem wpatrując się w klamkę, zupełnie nie wiedząc co chciałem osiągnąć tą rozmową. Nie było opcji by wypuścił mnie do środka. Z drugiej strony, czy ja w ogóle potrzebowałem tam wchodzić? Para kochanków, dziecko w drodze... nie w głowie by im było teraz porywanie ludzi.


Lucas

- Nie mogę ci go taniej sprzedać -westchnąłem twardo- Dobrze wiesz, że nie prędko natrafisz na podobną okazję, o ile wogóle kiedyś natrafisz...
- Ale to futro miało być gotowe na dzisiaj -kobieta zrobiła niezadowoloną minę- Ile jeszcze każesz mi czekać?
- Nastąpiły małe komplikacje, jutro już będzie gotowe do odbioru...
- Przypominam ci, że ja jestem w ciąży i nie będę ganiała na te pożal się Boże wioskowe zadupie, bo ty nie umiesz zająć się tak prostą sprawą -wstała i wyjęła z torebki wizytówkę-Zadzwoń jak to futro będzie już gotowe. I ostrzegam, ostatni raz już tu przyjdę, więc lepiej bym nie ganiała na dar..
Puk puk
Zostawiłem niezadowoloną klientkę w salonie i poszedłem otworzyć drzwi.
- Tak? -spytałem na widok młodego chłopaka
- Potrzebuje pieniędzy -jego bezpośredniość jednocześnie rozbawiła mnie jak i poirytowała
- Wyglądam ci na Caritas? -spytałem sarkastycznie- Idź żebrać gdzie indziej!
Już myślałem, że mam go z głowy i wrócę do interesów gdy przytrzymał drzwi stopą uniemożliwiając mi ich zamknięcie.
- Proszę mnie posłuchać, sprzedam konia, cokolwiek -jęczał ale nie słuchałem go tworząc sobie w myślach scenę jak miażdżę tę jego stopę.
Bezczelny gówniarz. Na konia nawet nie spojrzałem, nie było opcji by szkapa była czystej krwi albo należała do championów. Nic mi po niej. Nikt jej ode mnie nie odkupi.
- Słuchaj gówniarzu -moja cierpliwość się kończyła- zabieraj tę nogę albo zaraz ją stracisz...
- Co się dzieje? -klientka najwyraźniej też nie miała ochoty dłużej czekać
Jej wtrącenie się umożliwiło mi szybkie pozbycie się zdesperowanego chłopaka. Zamknąłem drzwi i wróciłem z kobietą do salonu.

Husky

Wróciłem do Boni i poprowadziłem za uzdę w drogę powrotną. Pierwsza porażka przyprawiła mnie o zwątpienie co do tego czy kiedykolwiek odnajdę Smiley. Nawet nie wiedziałem jak mam się zabrać za te poszukiwania.
Yuki.
Tak nagle.
Stanąłem w pół kroku niesamowicie zaskoczony. Przetarłem oczy dłonią nie pewien czy to nie są zwidy spowodowane moim zmęczeniem. Gdy ponownie otworzyłem oczy lis nadal tam był. Co więcej zmierzał w naszym kierunku.
- Yuki? -spytałem wyciągając w stronę samca dłoń.
Ten poniuchał ją z rezerwą po czym złapał zębami za rękaw bluzy i pociągnął. Puścił i ruszył truchtem przed siebie. Zrozumiałem, że mam iść za nim.
Szliśmy we trójkę wzdłuż płotu otaczającego posesję. Yuki doprowadził nas do starej stodoły na jej tyłach. 
Przycisnąłem dłoń do drzwi, napierając na nie ale te ani drgnęły. Spojrzałem na zasuwę. Przesunąłem nią i stodoła już stała otworem.
- To jest za proste...-pomyślałem nie mogąc uwierzyć, że tak po prostu wejdę do środka, zgarnę Biscę i Smiley i wrócimy szczęśliwie do domu.
Wchodząc do pomieszczenia rozejrzałem się uważnie za wszelkimi pułapkami. Nie było tam jednak niczego prócz starych wiader, grabii, kilku pełnych worków i Biscy oczywiście.
A więc jednak nie będzie tak łatwo.
Smiley jest wewnątrz domu.
A ja nie mam pojęcia jak się tam dostać.

Smiley? <A dziękuję, takie opka chyba lubię najbardziej xd>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz