14 lip 2018

Husky CD Smiley

Lucas
Wściekły stanąłem dziewczynie na twarz i starając się zadać przy tym jak największy ból przeciąłem pętające ją liny.
- Albo nawet lepiej -zaśmiałem się szyderczo- ty to zrobisz.
Smiley spojrzała na mnie z wyraźnym strachem ale i buntem w oczach.
- Nigdy -warknęła
Uśmiechnąłem się najbardziej psychopatycznym uśmiechem na jaki było mnie stać i pochyliłem się nad dziewczyną tak, że nasze twarze dzieliły już tylko centymetry.
- Zabijesz swojego liska suko. Zobaczysz spodoba ci się -moje dłonie zacisnęły się na jej nadgrastkach przygwożdżając ją tym samym do ziemi.
Przez buźkę różowowłosej przeszedł grymas niezadowolenia.
Potem splunęła mi w twarz.
Odsunąłem się i z pokerową twarzą wytarłem rękawem ślinę z policzka. Gdy skończyłem, moja dłoń odsłoniła przed dziewczyną złowieszczy wyraz twarzy i niepokojąco przekrwione oczy.
- Szmato! -warknąłem wymierzając bezczelnej gówniarze kolejny policzek.
Wstałem i podniosłem ją za włosy do pozycji stojącej by następnie przeciągnąć ją pod ścianę. Gołe stopy, którymi szorowała po ziemi obdarły się zostawiając cienkie stróżki krwi za nami.
Pchnąłem dziewczynę o ścianę i przysunąłem na tyle blisko by poczuła dyskomfort spowodowany ocieraniem się mojego torsu o jej. Jednym sprawnym ruchem rozerwałem jej bluzkę i ponownie wyjąłem z tylnej kieszeni nóż.
- Błagaj o litość -warknąłem przykładając otrze do skóry na jej żebrach- Masz wić się z bólu.
Smiley nie wydobyła z siebie żadnego odgłosu, nawet na mnie nie spojrzała. Bawiła się ze mną... Wiedziała czego chcę i celowo unikała pokazywania strachy lub bólu jak tego pragnąłem byleby rozwścieczyć mnie jeszcze bardziej. Czubek sztyletu przebił skórę i z rany spłynęły pierwsze krople krwi tworząc wąską ścieżkę na brzuchu ofiary.
- Patrz na mnie! -zbliżyłem twarz tak bardzo, że nie mogła spojrzeć na nic innego.
Mimo to starannie unikała kontaktu wzrokowego. Swoje oczy utkwiła na moim podbródku.
Złość rozlała się po moim ciele kumulując w dłoni ściskającej rękojeść noża. Przesunąłem nią w dół tworząc podłużną szramę biegnącą od żeber aż do pępka.
Puściem dziewczynę a ta osunęła się na podłogę.
- Jesteś głodna Smiley? -ton mojego głosu stał się nagle obrzydliwie miły.
Nastolatka siedziała na ziemi niemal w bezruchu. Gdyby nie ledwo dostrzegalne ruchy klatki piersiowej można by uznać ją za martwą.
- Odpowiadaj jak pytam! -mój krzyk przeszł ciszę panującą w piwnicy.
Kopnąłem dziewczynę z całej siły w twarz. Ślad buta odbił się na jej policzku ale mimo to Smiley nadal zachowywała się jak pozbawiona życia kukiełka.
- Myślę, że będziesz bardziej rozmowna jak przyjdzie ci wpakować kulkę w te zasraną kupę sierci -prychnąłem i wyszedłem z piwnicy dokładnie zamykając drzwi na klucz.
Muszę dopaść tego lisa.


Husky
Pół godziny później wszyscy członkowie cyrku rozpoczęli poszukiwania. Szukaliśmy w promieniu kilkunastu kilometrów od namiotu Smiley ale nikt nie natrafił na żaden ślad. Dopiero po 23 nocną ciszę przerwał krzyk Nice.
- Hej! Chodźcie tutaj!
Wszyscy czym prędzej ruszyli w jej stronę w nadziei, iż znalazła coś co pomogłoby w odnalezieniu dziewczyny.
- Spójrzcie -wskazała na ledwo już widoczne ślady kół przecinające piaszczystą drogę.
- Czyli jednak ktoś ją porwał -usłyszałem zatroskany głos za plecami.
- Musimy za nią jechać -stwierdziłem
- Mamy tylko dwa konie -zwróciła mi uwagę Schin
Spojrzałem na nią.
- To nawet lepiej. Nie możemy jej tropić całą bandą.
Skierowałem się z powrotem do namiotu zostawiając z tyłu grupę dyskutującą o tym co mogło się stać Smiley. Gdy byłem już przy boksach usłyszałem kroki za plecami.
- Wiesz Husky... -odwróciłem się i ujrzałem za sobą Diane- Wydaje mi się, że jeśli ten psychopata tu był to może cię rozpoznać.
Wyprowadziłem klacz na zewnątrz spoglądając w zamyśleniu na dziewczynę.
- Racja -przyznałem
Nie miałem pojęcia jak on wyglądał, a jeśli on widział mnie wcześniej to z góry moja podróż musiałaby opierać się na ukrywaniu. A tego wolałem uniknąć. Zależało mi na czasie, co oznacza otwartą podróż główną drogą.
- Chodź za mną. Znam się na tym trochę -powiedziała.
Pół godziny później wsiadłem na konia jako zupełna inna osoba. Kruczoczarne włosy, blada twarz spowodowana brakiem snu, zielone soczewki kontaktowe i kilka domalowanych piegów. Do tego miałem na sobie czarne podziurawione dżinsy, za dużą ale za to posiadającą pojemne kieszenie bluzę i czapkę z daszkiem.  Ruszyłem na Boni w ślady tego zwyrola.

<Smiley?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz