14 mar 2017

Rue CD Azucar

Nie lubię, gdy ktoś za mnie płaci. Ogó­łem nie lubię ani poży­czać, ani brać od kogoś pie­nię­dzy, nawet, jeśli ten ktoś nie ma nic temu prze­ciwko, czy nawet sam to pro­po­nuje. Zaw­sze mi się wydaje, że myślą o mnie, że nie mam pie­nię­dzy i bez nich sobie nie pora­dzi­łam. Dobra, uwa­żam, że to było ze strony Azu­car’a, w końcu zaosz­czę­dzi­łam, ale było mi tak głu­pio… kurde… dobra, oddam mu przy oka­zji. I to jest pewne.
W miłej atmos­fe­rze wró­ci­li­śmy do cyrku. Rozma­wia­li­śmy na różne tematy, głów­nie o Wło­szech, a potem o pizzy, gdy ja o niej zaczę­łam. Uwiel­biam pizze! A ta była naj­lep­sza, odkąd pamię­tam! Od dzi­siaj tylko tam będę cho­dzić i koniec kropka. Jesz­cze chwilę pocho­dzi­li­śmy po cyrku roz­ma­wia­jąc potem na temat naszych pupili, gdy chło­pak odpro­wa­dził mnie to mojego namiotu. Już na samym wej­ściu Mika mnie wyczuła i przy­szła mi na powi­ta­nie.
– To Twoja kotka? – zapy­tał widząc białe puchate stwo­rzonko, które patrzyło na niego swo­imi dużymi pięk­nymi nie­bie­skimi oczkami. Wzię­łam Mike na ręce i ją pogła­ska­łam.
– Tak, to Mika. Czę­sto mi ucieka, dzi­siaj naj­wi­docz­niej miała wolne – zaśmia­łam się cicho pod nosem myśląc o tym, jak długo dzi­siaj spała. Chyba, ze zdą­żyła wró­cić przede mną i udaję, że była grzeczna.
– Oby moja Księż­niczka mi nie robiła takich żar­tów – podra­pa­łam kota za uchem, a w nagrodę usły­sza­łam jej mru­cze­nie.
– Twój psiak to nie kot, więc wąt­pię – odsta­wi­łam kotkę na zie­mie, która od razu wbie­gła do namiotu.
– To ja będę już leciał – powie­dział, ale ja go zatrzy­ma­łam i kaza­łam pocze­kać. Weszłam do środka i wyję­łam z port­fela połowę sumy pie­nię­dzy, za którą pła­cił Azu­car. Jeśli tego nie przyj­mie… cho­ciaż nie. On nie ma nic do mówie­nia. To moja decy­zja i tak ma być i koniec kropka. Zgnio­tłam nieco pie­nią­dze w pię­ści, po czym wyszłam z namiotu i pode­szłam do chło­paka. Dam mu do ręki? No chyba nie, nie będę z nim stała i się kłó­ciła o to, że ma je wziąć.
– Dobra, chcia­łam tylko coś spraw­dzić. To cześć – przy­tu­li­łam nie­spo­dzie­wa­nie Azu­car’a. Gdy to odwza­jem­nił, ja pod­stę­pem wsa­dzi­łam mu pie­nią­dze do kie­szeni. Puści­łam dopiero wtedy, gdy wie­dzia­łam, ze nie wypadną. Ele­gancko. – Do jutra – weszłam do środka, wpierw się upew­nia­jąc, że nic nie czuł. Na szczę­ście nie zda­wał sobie z tego sprawę, albo by­naj­mniej uda­wało, że nic nie wie. Ale to nie ważne, ma tą kasę wziąć i tyle. Przy oka­zji wrzu­ci­łam mu jesz­cze kar­teczkę „mówi­łam, że oddam”. I nie ma odwro­tów! Gdyby star­czyło czas, pew­nie jesz­cze bym to napi­sała, ale nie chcia­łam, aby dłu­żej cze­kał. Poło­ży­łam się na mate­rac, wpierw kar­miąc swoją kotkę. Przez dwie godziny jesz­cze się z nią bawi­łam, a potem zasnę­łam z nią mię­dzy ramio­nami. Ta… jutro nie wstanę tak szybko…

< Azu­car?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz