12 mar 2017

White CD Lottie

Cholerne pióro. Pewnie mi wyślizgnęło się z pomiędzy ubrania, kiedy łapałem dziewczynę. Kurde... Przynajmniej wiem, że jest inteligentna, skoro stwierdziła, ze nie ma tu żadnych ptaków, a tym bardziej o takiej wielkości. Kurde... Oczywiście nie dałem po sobie poznać, że coś jest nie tak. Zamiast tego uśmiechnąłem się miło.
- To moje pióro - głupio postąpiłem? Raczej nie. Po części mówię w tej chwili prawdę, widząc jej zdziwioną minę.
- Nie rozumiem... - mruknęła cicho pod nosem, a ja od razu pospieszyłem z wytłumaczeniami.
- Lubię ptaki i zbieram ich pióra. Jeszcze nie rozgryzłem do kogo to pióro należy - powiedziałem pewny siebie. Mój młodszy braciszek i ojciec zawsze powtarzali, że jestem świetnym aktorem, dlatego tez nie bałem się o to, że Lottie mi nie uwierzy. Po za tym mówiłem bardzo przekonująco, bez żadnego zatrzymania i spokojnym głosem. Chwilę milczała przyglądając się to mi, to białemu piórkowi, które po chwili wyciągnęła w moją stronę.
- Proszę - oddała mi je, a ja schowałem je do kieszeni modląc się, aby mi kolejne nie wypadły. I tak nie mam zamiaru używać skrzydeł, nie potrzebuje ich. Po za tym, muszę się ukrywać. Co jeśli ktoś zobaczy człowieka z białymi skrzydłami? Moja kariera magika od razu może prysnąć, a zastąpić to mogą eksperymenty, które by miały wytłumaczyć, skąd ja mam skrzydła.
- Dziękuje.
- A gdzie je znalazłeś? - zapytała trochę bardziej odważniej. Podszedłem do barierki i spojrzałem na piękne lilię. Od zawsze uwielbiałem kwiaty, ich zapach wabił mnie niczym pszczołę. Zamknąłem na chwilę oczy ciesząc się chwilą, ale nie czekałem z odpowiedzią.
- Daleko stąd. W całkowicie innym mieście, gdzie przeżyłem swoje dzieciństwo - czy ładnie tak kłamać? To się nie liczyło, bo tajemnice trzeba ukrywać. Nie ufam jej na tyle, w sumie... inaczej to ujmę. Nie ufam nikomu na tyle, aby podzielić się z kimkolwiek ta ważną informacją o mojej magii. Jest to rodzinny sekret, który strzeże nawet jego młodszy braciszek Collin. A skoro on daje radę, to dlaczego mi by się miało nie udać?
- Skąd jesteś? - mówiła dalej cicho, jakby niepewnie, ale w porównaniu do tamtego milczenia i jej jąkania się, wydawało mi się, że stała się chociaż trochę odważniejsza w słowach. Po części to jąkanie i niepewność siebie było na swój sposób uroczę.
- Z Francji. Wspaniałe miasto, piękne - i z przyzwyczajenia zacząłem opowiadać o tym kraju. Najdziwniejsza rzeczą były oczywiście ślimaki, które swoją drogą były bardzo dobre. Miałem do nich słabość, chociaż innych one brzydziły. Ale w końcu jestem Francuzem w stu procentach, prawda? No dobra, w dziewięćdziesięciu. Te dziesięć procent do angielskie korzenie po matce. - Zostawiłem tak ojca i młodszego brata, ale często do nich dzwonię - powiedziałem przypominając sobie tego staruszka, który zawsze był przy mnie, oraz tego małego denerwującego bachora, który zawsze za mną łaził i był strasznie rozgadany. Nie raz niespodzianka się nie udała, przez jego długi język. - Jestem ciekaw, co z matką. Nie widziałem jej od paru ładnych lat. Zniknęła pewnego dnia i dalej nie ma po niej śladu - powiedziałem trochę mniej weselej. Naprawdę chciałbym ją jeszcze raz zobaczyć, przytulić się do niej, poczuć jej ulubione perfumy i usłyszeć ten kojący głos. Ale czy to wszystko jeszcze wróci? Nigdy nie traciłem nadziei.
Dalej przyglądałem się białym kwiatom, które znajdowały ie na powierzchnie wody. Lottie także opierała się o barierkę i tym razem bez wychylania się oglądała ten piękny krajobraz, który na pewno zapadnie mi w pamięci.
- A ty skąd jesteś? - zapytałem, gdy cisza zaczynała się nieco przedłużać. Chciałem ją trochę poznać, wydawała się miła i przyjazną osobą, a do tego zabawną.

<Lottie?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz